Krather wędrował z powoli między kolorowymi straganami przyglądając się z zaciekawieniem wystawianym wokoło towarom. I choć niektóre rzeczy znajdujące się na sporym rynku były naprawdę rzadko spotykane to większość uwagi wojownik spędzał na wyszukiwaniu i przyglądaniu się atrakcyjnym mieszczankom i dziewczynom które przybywały do miasta na święto zwycięstwa. On sam już nie mógł się doczekać wieczornego festynu na którym nigdy nie brakowało tak pięknych dam jak i sporej ilości zabawowego trunku. Nigdy nie pozwolił sobie upić się w trupa ale dla poprawienia samopoczucia jedno, dwa, czy nawet trzy piwa były jak najbardziej wskazane. Nie spotykało się to zbytnio z aprobatą jego nauczyciela który piwo uważał za trunek równy mleku dla niemowlaka. Dlatego właśnie Krather zdziwił się kiedy jego mentor kazał mu iść się bawić, a sam został w kuźni zajmując się jednym z niewdzięcznych zleceń jakie dostał jakiś czas temu.
Kiedy wojownik "olśniewał" kolejką panią swoim zniewalającym uśmiechem zauważył jakieś zamieszanie na obrzeżach miasteczka straganów. Po chwili dotarły do niego dźwięki alarmu, a jeszcze chwilę później otoczyły go krzyki o zbliżających się do miasta Gruumbarzyńcach.
Bez zastanowienie ruszył do domu w którym zostawiony miał cały zwój ekwipunek. Kiedy dotarł na miejsce jego mistrza już nie było. Szybko ubrał zbroję po czym złapał oparty o ścianę miecz. Krasnolud który go szkolił obiecał mu, że kiedyś zasłuży na wspaniałą broń którą razem wykują, jednak jak na razie nie było na to czasu. Wsunął broń w pochwę na plecach po czym ruszył szybko w kierunku murów szukając jednego z sierżantów aby mógł jak najbardziej efektywnie przydać się w obronie miasta.