W paru kwestiach był w stanie zgodzić się z Sylphią. Istniała zatem szansa, że dojdą do porozumienia. Uwzględniając również fakt, że nie należał do półgłówków zakutych w zbroje...
- Jak sądzę - zwrócił się do Sabrie - nie chodziło o używanie magii jako takiej, tylko o rzucanie czarów na strażników, co mogłoby zostać niemile przyjęte, gdyby zostało zauważone.
- Sposób na skierowanie uwagi strażników w nieco inną stronę pewnie by się znalazł. Jeśli trunkami nie gardzą, co jest, jak wiemy, dość popularnym hobby, to baryłka piwa z wkładką odpowiednią z pewnością by ich zainteresowanie wzbudziła. Woźnica o odpowiednim dechu, co im w nosy prosto wionie, tudzież nie do końca domknięty antałek... Chyba się skuszą i poczęstują.
- Wszak do rana beczułkę piwa dałoby się załatwić.
- Z prawdą zaś - tu obrócił się ku Teu - taki jest problem, że w oczy bardzo kole. Szczególnie jeśli taka wielka. - Machnął ręką w stronę wozu. - Dlatego też lepiej by było, żeby nikt nieproszony zbyt wielu rzeczy nie widział.
- Pozostałoby jednak stale pytanie, za co armatę przebrać, skoro w kawałkach przewieźć jej się nie da. Magicznie przebrać, bo na nic innego czasu nie starczy. Może za kupę złomu? To i dźwięk odpowiedni, i waga będzie. Nie wiem jednak, co wielkiego można wywieźć z miasta bez owych papierów, o których mówiłaś. - Spojrzał na Sylphie. - Co do niewidzialności to jedną tylko mam obawę, że starczy drobiazg by się okazało, że jest coś na wozie, choć niby jest on pusty.
- Ideę natychmiastowego opuszczenia magazynu - mówił dalej - popieram jak najbardziej. Jeśli kto ruszy za nami, to się go wykryje i jeden kłopot z głowy spadnie. A jak świadków nie będzie, to wygląd wozu i koni można by zmienić, a potem do rana na placu jakimś czy koło nadbrzeża przeczekać. Jak ruch się zacznie ku bramie ruszyć.
- Bez względu na to, jaki plan przyjmiemy - dokończył. |