- Ja nie mam na imię Kate... - powiedziała, ale ten w czerwonym kombinezonie już chyba tego nie usłyszał.
Czas grał w woja grę i najwyraźniej na niekorzyść... A moze nie? Któż to wiedział. Lily jedynie przytaknęła, gdy chłopak wyjawił jej i pozostałym plan, a teraz schowała się za śmietnikiem razem z jednym z pozostałych, tym w czarnym... Mark mu chyba było z tego, co się mogła zorientować. A czerwony realizował swoją fazę i bił się z tym straszydłem.
- Teraz! - krzyknął.
Najgorsze było to, że w tym ułamku sekundy Lily zapomniała, co miała zrobić. Jakby zwyczajnie cos jej wymazało instrukcje z pamieci. Stres? Adrenalina? Jedno i drugie? Kątem oka zobaczyła, jak chłopak obok strzela z tego dziwnego pistoletu... Zrobiła wiec to samo.
Jak się okazało, było to całkiem skuteczne i przeciwnik wyglądał, jakby się nie mógł podnieść. Moment później poczuła klepnięcie. Natychmiast odsunęła się, jak oparzona.
I wtedy straszydło dostało pomoc. Mianowicie ktos go powiększył. Teraz dopiero Lily miała problem z ruszeniem się...
- J-jest... ogromny... - wyjąkała, patrząc na potwora ze strachem.
I co teraz? Jak mieli walczyc z czymś takim...? Może tamci wiedzieli, ale ona...? Na pewno nie.
__________________ Destruktywna siła smoczego płomienia... |