-
Ty nie potrafisz dawać.
Słowa
Marry wbiły się w
Mercedes głęboko niby ostrze sztyletu. Choć córka tuliła się do jej stóp, siła tego jednego zdania była niby grom z jasnego nieba.
-
Nie potrafisz dawać – ciągnęła beznamiętnie
Krwawa –
I nie potrafisz doceniać tego, co dostałaś. Jesteś tylko porcelanową lalką, księżniczką, która wymaga, nic nie dając w zamian. Nawet teraz wystawiłaś na szale życie tej dziewczyny. Nawet teraz kłamiesz i bawisz się w politykę. Żal mi ciebie. Po raz pierwszy, żal mi ciebie Ortego. – spojrzenie powędrowało w kierunku
Shizuki –
A ty mnie brzydzisz, pasożycie. Żyj jednak. Podobno tylko karaluchy przetrwają koniec świata...
Wampirzyca nagle spłynęła na ziemię. Jej oczy przez chwilę zatopiły się w tęczówkach
Artura i o dziwo, ten nie zobaczył w nich agresji. Raczej smutek?
- Nie chcę być taka jak tamte dwie... – ni to do siebie, ni w przestrzeń powiedziała
Marry po czym jej oblicze skierowało się w stronę Nosferatu –
Ja... myślę, że jeszcze potrafię... Och!
Zdziwienie rozszerzyło źrenice.
Coś pękło.
- Karolu...
Serce?
„Obiecałeś.”
Nagle sylwetka
Marry wygięła się dziwacznie do przodu, by następnie rozsypać się w pył. Bez ostrzeżenia, bez finezji, bez sensu...
Krwawa Marry przestała istnieć. A sposób w jaki zakończyła swoja egzystencje, był dziwnie nieuchwytny nawet dla wyszkolonych oczu najstarszych Kainitów. Czy naprawdę tak łatwo było im zabić? A może wampirzyca sama to zaplanowała? Połyskujący błękitem kamień leżał teraz w kupce popiołu, lśniąc swoim własnym, teraz jakby przytłumionym światłem. Zupełnie jakby był w żałobie.
Nagle wszyscy wyczuli czyjąś obecność. Ktoś się do nich zbliżał. O dziwo jednak, aura była zupełnie ludzka. Czyżby kolejna postać dramatu miała teraz wejść na scenę?
- Juuuuhuuuu! – jakiś starzec, wspierając się o lasce szedł w kierunku zniszczonej przez żywioły doliny.
Ortega i Shizuka rozpoznały w tej zgrabionej sylwetce pustelnika, który wcześniej pomógł im zlokalizować grotę demona. Starzec zbliżył się jeszcze bardziej, by nie musieć już krzyczeć. Chropowatą, naznaczoną czasem i ciężką pracą dłonią otarł pot z twarzy.
-
Umarł król, niech żyje król. No dalej mała – zwrócił się do
Shizuki –
Mykaj po kamyczek, zanim stary dziadyga cię uprzedzi. Mówią, że człowiek z wiekiem, mądrzeje, ale to nie do końca prawda. Zawsze bowiem pozostają sny... sny o potędze.
Dziwny uśmiech zagościł na wargach starca.
-
A wiecie, że do świtu został kwadrans? Nie to żebym nalegał, ale chyba... to cenna dla was informacja.