Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2009, 22:32   #3
Araks3
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
-Piasek, kur...- Wyrwał się tylko niezadowolony głos Doriana, który przypominał jedynie skargę na coś, czego żadnymi siłami nie mógł zmienić, bo jak tu zmienić pustkowia? Miejsce, które prędzej zmieni człowieka, niźli swoje odwieczne zwyczaje. Dorian splunął tylko na ziemię kolejny raz, pozbywając się uciążliwych drobinek piasku, które jakby na złość stale dążyły do osadzania się na jego wargach oraz języku.

Przez większą część drogi był niespokojny... jakby spodziewał się ataku, bądź zdarzenia, które mogło cokolwiek zmienić. Od czasu do czasu rozglądał się nerwowo na boki, przeczesując wzrokiem olbrzymie połacie terenu. Pusto. Nie zmieniało to jednak faktu, iż jego palce odruchowo gładziły drewnianą kolbę AK-112, który był przewieszony z boku, zaraz obok pistoletu Colt 6520. Pustkowia nauczyły Doriana paru rzeczy, kto nie miał broni z góry skazany był na śmierć. Takich rzeczy powinno się już uczyć dzieciaki, które dorosły na tyle, by wypowiadać słowa "mama, tata i papu". Nie zmieniało to jednak faktu, że jako żołnierz lub ochroniarz sprawdzał się raczej marnie. Po prostu ubzdurał sobie, że jeśli będzie obładowany bronią, to wrogie kule zaczną zmieniać swój kierunek.

Z wyglądu nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był jednym z wielu ludzi pustkowi, którzy bali się otwarcie wojować z kimkolwiek, a za świeże mięso daliby sobie strzelić w łeb. Żarcie znajdywane na pustkowiach wystarczało na utrzymanie go w jako tako dobrym stanie. Na sobie nosił zwyczajne ubrania, wygrzebane z jakiegoś zatęchłego miejsca, którego nigdy nie chciałby odwiedzać ponownie. Spodnie, podkoszulek w stylu amerykańskiej armii, dobre buty oraz kurtka zrobiona z jakiejś zwyczajnej tkaniny. Miał zielone oczy, średniej długości brązowe włosy i spokojny, skupiony wyraz twarzy. Tyle dało się o nim powiedzieć z wyglądu.

W końcu uczucie zdenerwowania opuściło go, by zamienić się w niesprecyzowane odczucie radości i niepewności zarazem. Jego banicja skończyła się. Słuszna, czy nie słuszna, przetrwał ją udowadniając samemu sobie, że jest bardzo trudny do zdarcia. Widok miasta zadziwił go lekko, wszak Dorian nie był przyzwyczajony do widoku tylu ludzi mieszkających w jednym miejscu. Dla niego kupa blachy, posklecana w domy oraz ogrodzenia, pretendowały do miana "Odrodzonego miasta Ameryki". Na razie najlepszym zajęciem, było poznanie kogokolwiek z ludzi, którzy wędrowali w karawanie razem z nim. -Co się tak spinasz, koleś?- Zagadał do Case`a równając się z nim krokiem. -Dlaczego zasłaniasz twarz? Pewnie jakaś łuszczyca popromienna, a skóra odłazi Ci płatami. Nie martw się, słyszałem, że gdzieś po pustkowiach krąży alchemik Joe, który leczy ludzi z takich chorób. Poza tym... pewnie nie podoba się to dziewczynom, prawda?- Wskazał gestem dłoni na kobietę wędrującą w karawanie (Kathrine). Dorian nie miał żadnego problemu z tym, żeby "zagadać" do kogoś obcego, zwłaszcza, że mogło to zdekoncentrować ich głównego "obrońcę".
 

Ostatnio edytowane przez Araks3 : 05-10-2009 o 21:13.
Araks3 jest offline