Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2009, 00:48   #5
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Rusty dojrzał kolejny znak postawiony w pasie spękanej ziemi otaczającej nieduże zagłębienie u stóp zwietrzałego głazu. Piasek w samym środku był ciemniejszy, co mogło świadczyć o źródle wody tuż pod powierzchnią, jednak nawet bardzo spragniony nie odważyłby się jej ruszyć.
Chociaż gdyby nie karawana, to kto wie... może właśnie umierałby w męczarniach wywołanych chorobą popromienną. Jego zapas wody skończył się zdecydowanie zbyt szybko, jak na jego gust. Trafić w tej sytuacji na karawanę zmierzającą w tę samą stronę to jak wygrana na loterii Vault-Tec.

- Gratulujemy! Wygrałeś jedno miejsce w jednej z naszych wspaniałych Krypt! Nasz przedstawiciel skontaktuje się z Tobą w ciągu siedmiu dni. Pamiętaj, że wygrana na loterii gwarantuje Twojej rodzinie miejsce w pierwszym szeregu żegnających przyszłych mieszkańców naszych nowoczesnych i stylowo wyposażonych schronów... - mamrocząc do siebie Rusty zaczął przedrzeźniać głos z holotaśmy reklamowej Vault-Tec, jaką udało mu się kiedyś znaleźć. - Bla... bla... bla... - dodał z przekąsem, po czym napluł na mijany właśnie ostrzegający przed skażoną wodą znak, co sprawiło mu radochę niczym 5-letniemu chłopcu. Rozpierającą go dumę z wyczynu miał wypisaną na twarzy.

Doprawdy dziwny widok w przypadku tego na oko 50-60 letniego mężczyzny w goglach spawalniczych z różowymi szkłami, w postrzępionym, powycieranym i noszącym ślady wielu napraw skórzanym płaszczu, spodniach z braminiej skóry, mocnych wojskowych butach, za to z poplątanymi kolorowymi sznurówkami i spłowiałym oliwkowym T-shircie z niemal niedostrzegalnym logo Nuka-Coli. Jeśli do tego dodać gęsto przetykane siwizną długie blond włosy i takąż brodę wystające spod hełmu amerykańskiego żołnierza z czasów wojny w Wietnamie z zatkniętą za paskiem biegnącym dookoła niego nieśmiertelną paczką Lucky Strike'ów (za 15 kapsli jedna!), to otrzymamy właśnie Rusty'ego - sprawiającego wrażenie nie do końca poczytalnego, mamroczącego do siebie i kompletnie nieprzewidywalnego osobnika. Przy powyższych cechach fakt, że nadużywa alkoholu i dymi niczym parowóz to niemal zalety...

Poczuł jakiś dziwny zapach. Zaczął węszyć, głośno wciągając i wypuszczając nosem powietrze. Po chwili powąchał się pod lewym, a następnie prawym ramieniem sprawdzając, czy to właśnie on, ale potrząsnął głową przecząco. Zmarszczył nos i brwi, myśląc intensywnie.
Nagle otworzył szeroko oczy i rozejrzał się po horyzoncie.


W oddali majaczyła jakaś osada. Niewiele widząc, przetarł gogle rękawem płaszcza. Więcej by pomogło, gdyby wytarł grubą warstwę brudu od wewnątrz szkieł. Zamrugał kilkakrotnie.
Junktown. Zabawne, ale słyszał tę nazwę już od kilku chwil, ale dopiero teraz sobie przypomniał o co chodzi. Kolejna osada, jaką planował odwiedzić na swoje drodze do... no właśnie czego?
Chyba czegoś szukał, ale... zapomniał już czego. Podrapał się paluchem po czole i wyszczerzył pożółkłe, noszące ślady próchnicy zęby w szerokim uśmiechu. Ktoś idący obok mógłby stwierdzić, że szczerzy się do zadka bramina, za którym szedł... - i nie była to wcale nietrafna ocena.


- Dupa... jak ta tutaj. Znowu zapomniałem... - ponownie dało się słyszeć ciche mamrotanie. Jego ręka bezwiednie powędrowała na wysokość mostka i namacała nieduży, mniejszy od dłoni płaski przedmiot zawieszony na łańcuszku na szyi. Jego talizman.

~Krypta! - zaraz sobie przypomniał. ~Gdzieś tu może być Krypta... Może nawet ta... - monolog, jaki często prowadził ze sobą rozgrywał się tym razem w jego głowie. Ktoś uważnie obserwujący Rusty'ego mógłby być nawet zdziwiony, że ten nie mruczy nic pod nosem, jak to zwykł robić. Jeszcze dziwniejsze było pojawienie się w jego bladoniebieskich, jakby wypranych z koloru oczach niepokojącego błysku, jakby iskierki, a jego ruchy zyskały nieco pewności i energii, którą przytłumiała dotychczasowa apatia. Znowu miał MOTYWACJĘ.

Nie tracąc czasu dobył z poplamionego i podartego plecaka brudną, niemal nieprzejrzystą butelkę, w której przelewał się jakiś przeźroczysty płyn i pociągnął kilka solidnych łyków. Oczywiście "przeźroczysty" w przypadku tej cieczy jest tylko terminem umownym, ale Rusty'emu w ogóle to nie przeszkadzało. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko papierosa, więc szybko znalazł pomiętą paczkę i zapałki.

Z błogostanem na zarośniętej gębie, dziarskim krokiem ruszył dalej... Do Junktown!
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 05-10-2009 o 19:53.
Gob1in jest offline