Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2009, 10:04   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wizyta u lorda Freemantle'a zakończyła się, można powiedzieć, pełnym sukcesem.
Zawieźć jeden przedmiot, odebrać drugi...
Zwrot kosztów podróży, bez względu na sposób podróżowania i ilość osób i odpowiednia gratyfikacja po udanym powrocie do Luskan.
Marzenie, nie misja.
Gdyby nie to, o czym lojalnie uprzedził go Freemantle. Komuś bardzo zależało na tym, by pierścień powierzony Celrynowi przez Freemantle'a nie dotarł do odbiorcy, syl-pashy Ralana el Pesarkhala.
Szkoda tylko, że nie potrafił powiedzieć, komu.

PrzystanÄ…Å‚ na chwilÄ™.
Cichutkie ćwierknięcie Tree potwierdziło jego podejrzenia.
Mieszczanin, którego widział niedaleko rezydencji Freemantle'a stał niedaleko i zapałem godnym lepszej sprawy przyglądał się stojącemu przy trotuarze zaprzęgowi.
Ogon...
Pytanie brzmiało następująco - jeden, czy więcej.

- Dobra, dobra - Celryn pogładził Tree po głowie. - Masz rację.


Pytań pozostawało kilka.
Nawet dureń wiedziałby, że Freemantle nie zwróci się do byle kogo.
A w takim razie nasyłanie na Celryna jednej lebiegi było bez sensu. Gdzieś musiał się kryć drugi, trzeci.
Ktoś znał cel i wykonawcę. Nie znał drogi. I ewentualnych wspólników Celryna.

Wspólników...
Zdaje się, że ściągnął na Aurayę i Kaldora nieco kłopotów. Jeśli zechcą z nim jechać.
Jeśli zechcą.
Potraktują dodatkowe kłopoty jako miłą rozrywkę?
Będą go namawiać do rezygnacji?
Pojadą, nie mając odwagi by zrezygnować, albo sumienia, by go zostawić?

Ćwierknięcie Tree sprowadziło go na ziemię. Oczywiście najpierw należało się zająć pierwszą sprawą. Chodzącym za nim jak cień mieszczaninem i jego prawdopodobnie istniejącymi towarzyszami.
Z pewnością płotki, które nic nie wiedzą.
Ich eliminacja...
Cóż. Okaże się, czy będzie konieczna.
Jeśli okażą się mądrzy, to ujrzą jeszcze swoje dzieci, żony, kochanki.
Jeśli nie...

Skręcił w stronę doków.
Centrum miasta niezbyt nadawało się na rozwiązywanie problemów. Zbyt duże zainteresowanie można było wywołać. Natomiast w dokach łatwiej można było znaleźć kawałek bezludnego miejsca. Opuszczony magazyn...
Tree na wpół sfrunął z ramienia i jak błyskawica pomknął w stronę najbliższego budynku.
Dodatkowe oko i ucho Celryna.
Przy odrobinie szczęścia niedługo będzie wiadomo, kto idzie ich śladem.

Szczęście Celryna, czy głupota tamtych... Trudno było jednoznacznie określić.
W sumie było ich czterech. Czworo.
Wspomniany wcześniej mieszczanin, osiłek wyglądający na marynarza, dwunastoletni na oko wyrostek i panienka ubrana jak służąca.
Całkiem nieźle, jak na jednego młodego maga.

Cała czwórka stała zdezorientowana, rozglądając się dokoła wypatrując obiektu, który nagle, nie wiadomo w jaki sposób, zniknął z oczu śledzącego go w tym momencie marynarza.
A potem rozleźli się na wszystkie strony w poszukiwaniu zguby...


Dziel i rządź...


Na pierwszy ogień poszedł wyrostek.
Słownictwo, jakim się posługiwał gdy znalazł się w oplotach pajęczyny świadczyło o tym, że należy do prawdziwych dzieci ulicy.
Niestety Młody Jim nie potrafił udzielić żadnych ciekawych informacji.
Najęła go dziewczyna, Różą zwana, z którą od czasu do czasu spotykał się w "Czerwonej Fregacie" i współpracował przy różnych okazjach. O szczegóły tej współpracy Celryn nie musiał dopytywać...

Celryn sięgnął po mały flakonik z czarnego szkła.
Ta mikstura miała ciekawe właściwości.
Dwie krople usypiały człowieka lepiej, niż cios w głowę.
Po czterech poczęstowany spał ponad dobę. I nie bardzo pamiętał, co działo się z nim wcześniej.
Trzeba było tylko uważać, żeby nie przedawkować. Różnica między snem, a snem wiecznym była doprawdy niewielka...
Co ciekawsze, przepis był dość prosty.
Na szczęście bardzo mało znany.

- Spokojnych snów - powiedział Celryn, solidnym uderzeniem mocując wieko. Przy odrobinie szczęścia Jim obudzi się w tej beczce cały i zdrowy.
No, może troszkę połamany.


Z osiłkiem było nieco kłopotu.
Uparcie nie chciał zrozumieć, że ktoś może tylko chcieć paru informacji. I że jeśli ktoś jest uprzejmy, to nie musi być ofermą.
W zasadzie sam się napraszał...
GÅ‚upek.
Ale miał nader zabawną minę, gdy Celryn rozbroił go w dwóch złożeniach.
Gorsze było to, że osiłek również nic nie wiedział. Nic ze wskazaniem na Różę.
Dziewczyna powoli wyrastała na szefową tej grupki. A to znaczyło, że trzeba będzie potraktować ją w specjalny sposób.
Czyli zostawić na sam koniec.


Z 'mieszczaninem' poszło jak po maśle.
Gdy podłoga magazynu zamieniła się pod jego nogami w ślizgawkę nie zawiódł oczekiwań Celryna i łupnął z impetem w niestarannie oheblowane deski.
I sądząc z wyrazu jego twarzy nabił sobie solidnego guza.

Celryn przyklęknął przy leżącym, który z przerażeniem w oczach obserwował błyszczące ostrze kołyszące się niedbale koło jego gardła.

- To Róża - wybełkotał. - To ona nam kazała...

Zadziwiająca zgodność wypowiedzi...

- Gdzie siÄ™ zawsze spotykacie?

Odpowiedź sama w sobie niewiele go nie obchodziła. On sam miał zamiar spotkać się z panienką Różą za parę minut. Ale był ciekaw, czy zeznania się potwierdzą.

- Różnie... Ale najczęściej w "Czerwonej Fregacie". Ona ma tam pokój.


Trzeci delikwent zapadł w sen, a kolejna beczka stanęła obok swych poprzedniczek.
Pora była spotkać się z najważniejszą osobą z tej grupki...



Nie wiedzieć czemu Róża nie lubiła pająków.
A przecież te, które po niej spacerowały były całkiem nieszkodliwe. Chociaż dość duże. I włochate.

- To był jakiś południowiec - mówiła najszybciej, jak mogła. - Mówił z akcentem z Calishamu. Kazał śledzić każdego... Żeby zobaczyć, z kim się spotykasz...

Dziewczyna przerwała na moment i wrzasnęła, gdy jeden okazały okaz rozpoczął wędrówkę za jej dekolt.

- Powiem. Wszystko powiem... Miał się ze mną spotkać dzisiaj, we "Fregacie", pod wieczór. Ja, przysięgam... - Usiłowała wierzgnąć nogą, by pozbyć się kolejnego pająka, który rozpoczął wędrówkę od buta w górę.

Gest nie zrobił na pająku żadnego wrażenia.
Podobnie jak przysięga na Celrynie.

- Zostawić cię tu nie mogę... Jeszcze by cię kto tu znalazł... Przespacerujemy się nieco...



Widocznie Róża nieraz sprowadzała do swego pokoju różnych gości, bowiem widok wysokiego blondyna u jej boku nie zrobił na barmanie żadnego wrażenia.

- Wino dla mnie i mojego przyjaciela - powiedziała dziewczyna, ciągnąc za sobą blondyna w stronę schodów. - Niech Liza przyniesie...

Niektóre czary miały pozytywny wpływ nawet na nieprzyjaciół.


Wino nie należało do najlepszych, ale Celrynowi to nie przeszkadzało.
I tak było przeznaczone dla Róży.

- Rozbierz się i wypij - powiedział. Na stole zatańczyła złota moneta.

- Ależ nie trzeba... - odparła Róża. - Przecież dla ciebie...

Nim minęło pięć minut słodko spała.
Unoszący się wokół niej zapach wina sugerował, że większość zawartości dzbanka znalazła się w jej żołądku. O paru kroplach, które bez wiedzy Róży zostały do wina dodane wiedział tylko Celryn.
I o tym, że dziewczyna zbudzi się dopiero rano, nie pamiętając zupełnie o tym, co robiła poprzedniego dnia.

Celryn otworzył torbę, z której wyszedł dystyngowanie Tree.
Tressym, niczym prawdziwy kot, wygładził potargane nieco futerko, a potem, wraz z Celrynem, zabrał się za przeszukiwanie pokoju dziewczyny.


Pod niektórymi względami Tree był lepszy, niż Celryn. I to właśnie on znalazł przedmiot nieco nie pasujący do innych pamiątek, jakie pozostawili po sobie liczni klienci Róży.
Takich koronkowych chustek do nosa z pewnością nie nosili 'tutejsi'.

- Zapamiętaj ten zapach, Tree - Celryn pogłaskał pieszczotliwym ruchem tressyma - bo musimy to tu zostawić.


- Dobranoc, Różyczko - powiedział. - Słodkich snów. I ciesz się. Rano nie będziesz miała kaca.

Delikatnie zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi.



Wysoki blondyn, przez nikogo nie zaczepiany, opuścił gościnne podwoje "Fregaty" i skierował się w stronę "Pijanego Kapitana".
Droga wiodła przez niewielki placyk, na którym ktoś kiedyś wybudował fontannę. Fontanna, choć stara, wciąż jeszcze działała. Z paszcz stworów stylizowanych na węże morskie leniwie sączyła się woda.


Na obrzeżu fontanny przysiadł zawinięty w płaszcz młodzieniec, który na sercach ludzi wygrywał nastroje niczym na strunach swej lutni.
Rozbawione ćwierkanie Tree dobiegło do uszu Celryna.
"Auraya?"
Celryn aż za dobrze znał zdolności tressyma. Skoro on twierdził, że rozpoznał Aurayę...
Kryształ prawdziwego widzenia potwierdził informację.
"Masz racjÄ™, jak zwykle"
Młodzieniec poprawił przewieszoną przez ramię torbę, przegładził blond czuprynę, a potem ruszył w stronę fontanny.
Przysiadł obok grajka.

- Pięknie grasz, przyjacielu - powiedział. W ostatnim słowie zabrzmiała lekko kpiąca nuta. - Pozwolisz, że w ramach rewanżu zaproszę cię na nieco spóźnione śniadanie do "Siedmiu Żagli"?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-12-2009 o 21:13.
Kerm jest offline