Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2009, 13:28   #23
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Wzdrygnela sie lekko slyszac kpiacy glos mezczyzny. Przerwal jej czar. Gdyby to byl zwyczajny, podnoszacy na duchu czy dodajacy pewnosci czar.. Lecz nie, ten mial przywolac.. Kogo? Kim jest ten, ktorego stale pragnie odszukac? Nie wiedziala, lecz zdecydowanie nie byl nim ten jasnowlosy mlodzieniac. Mieszanka gniewu, zawodu i wciaz przepelniajacej jej serce tesknoty dala sie odczuc, gdy starannie modulowanym glosem odpowiedziala.

- Wybacz panie, lecz czekam tu na ukochana. Bylaby niepocieszona gdybym odszedl z toba.

Glos zabrzmial tak jak powinien. Nie byl niczym wiecej jak glosem mlodzienca czekajacego na swa wybranke. Byl.. Byl jej glosem, byl prawdziwy.. Przynajmniej prawdziwa byla teksnota i oczekiwanie. Ona rowniez, jak ten mlodzieniec w ktorego sie wcielila, czekala na tego jedynego, na wybranca, na towarzysza... Poza tym wolala nie wiedziec jak zareagowalby Kaldor widzac ja z kolejnym mlodziencem u boku. Celryn.. On moze by zrozumial. On nie znal tej czesci jej samej, ktora czesciowo odslonila przed drugim z braci. Widzialby jedynie siostre szukajaca zabawy i pocieszenia w ramionach kolejnego kochanka. Nikogo wiecej. Kaldor... On zapewne probowalby doszukac sie w tym widoku nieistniejacych prawd i celow. Rodzina...
Pochylila nizej glowe, tak by kaptur mocniej zaslonil jej twarz. Poruszajac lekko opuszkami palcow ponownie pobudzila instrument do zycia. Jego dzwieki wolaly...
Odejdz..
Zapomnij...
Nie znasz mnie...
Jednoczesnie zas napelnialy dusze otucha, ze gdzies tam jest ta na ktora sie czeka. Wystarczy tylko jej poszukac... Miast przeszkadzac wygrywajacym swoje wlasne tesknoty, mlodziencom.

- Ależ oczywiście... Nie wątpię mój młody przyjacielu - w głosie mówiącego zabrzmiała odrobina ironii - że masz pewne plany. Ale również obowiązki.
- Muszę cię jednak zmartwić... Na mego przyjaciela te dźwięki nie działąją. Chociaż pełen jestem podziwu dla twego kunsztu... Sława twa z pewnością sięgnie dalej, niż tylko Luskan. Może aż do południowych krain. Dokąd, mam nadzieję, się jednak wybierzesz.


Zachnela sie.. Coz on sobie wlasciwie wyobraza? Podchodzi do niej, przeszkadza, zagaduje, opiera sie jej magii. Przerwala gre i odlozyla instrument. I tak nie miala szans na pelne skupienie wiec rownie dobrze mogla sobie darowac. Jednak cos co powiedzial...

- Na twego przyjaciela panie?

Zapytala ostroznie.

- I dlaczegoz twierdzisz, ze udam sie na poludnie? Wybacz.. Masz nadzieje, ze tam sie udam.. Nie wygladasz na barda wiec jaki ta nadzieje moze miec cel..?

- Nadzieja... Gdy po latach odnajdzie się kogoś, to i nadzieja się rodzi, że ponowna rozłąka nieprędko nastąpi.

Usmiechnela sie, chociaz i tak nie mogl zobaczyc jej twarzy.

- Tak. Szczegolnie gdy ta odnaleziona osoba byla przez nas uwazana za martwa, stracona na zawsze.

Wzmianka o odnalezionych i nadziei zmusila ja do przypomnienia sobie tego co zaszlo miedzy nia i Kaldorem. Jednak kolejne slowa nieznajomego ...

- A mój przyjaciel, choć niewielki, pamięć ma dobrą i nie zpomina osób, które raz zobaczy. Albo powącha - uśmiechnął się.

Nakazaly jej uniesc glowe i zwrocic nieco baczniejsze spojrzenie na niego. Jasne wlosy okalaly calkiem przystojna twarz. Szlachecki, dosc bogaty stroj. Torba na ramieniu.. Dosc ruchliwa torba, jak stwierdzila po chwili.

- Dziwne. Wydajesz sie wiedziec o mnie wiecej niz powinienes...

Nie byla pewna.. Nie mial zadnego znaku, nie uzyl hasla.. Nie rozumiala tego. Wydawal sie znajomy, mimo iz nigdy wczesniej go nie spotkala. Dlon odruchowo powedrowala w strone miecza. Juz sie nie usmiechala...

- Kim jestes?


W pytaniu zabrzmialo ostrzezenie.

- Uzbrojona i niebezpieczna... Chciałem powiedzieć - niebezpieczny... Nie mam zamiaru wystawiać dalej na próbę twej cierpliwości. Mam nadzieję, że mój mały przyjaciel przemówi w moim imieniu...
Z lekko uchylonej torby wystawił łepek Tree.

Zamarla z dlonia na chlodnej rekojesci.

- Celryn?

Zapytala, wciaz z niedowierzaniem.

- Ćććććć.... - wyszeptał. - Nie musi o tym wiedzieć cały świat. No, całe Luskan.
- To nie po to, żeby ci robić mniej czy bardziej niemiłe niespodzianki - zapewnił.

- Zaskoczyles mnie.

Miala nadzieje, ze mowi prawde. Miala nadzieje, ze to iz wczoraj.. Nie.. Spokojnie. Za duzo miala wrazen. Za duzo tajemnic. Za duzo niespodzianek, jak na tak krotki czas.

- Widac kazdy z nas ma swoje tajemnice.

Powiedziala nieco zawiedzionym tonem. Miala nadzieje, ze Celryn ich nie ma. Wolala myslec, ze on jeden sie nie zmienil. Nie tak bardzo. Nie w ta strone..

- Wspominales cos o sniadaniu?

Zapytala nagle wesolym i beztroskim tonem siegajac jednoczesnie po lutnie i odrzucajac kaptur w tyl.

- Owszem... A moje lubią za mną spacerować wbrew mojej woli - odparł, udając, że nie słyszy zawodu w jej głosie.
- A śniadanie jest jak najbardziej aktualne - dodał. - Jak mógłbym cię zawieść.

Poczula sie winna. Ten dzien zdecydowanie nie nalezal do najlepszych dni w jej zyciu. Pomyslec, ze jest to przeciez dopiero drugi odkad odzyskala braci.

- Przepraszam.

Czula, ze powinna, ze... Urazila go wylewajac swoje zale.. I.. Sama nie byla pewna co wlasciwie czula.

- Kilka rzeczy ulozylo sie inaczej niz planowalam i... Jednak nie powinnam obarczac cie swoimi problemami. Chodzmy. Umieram z glodu.

Ruszyla pospiesznie kierujac sie w strone "Siedmiu Zagli".

- Ponoć problemy się zmniejszają, gdy się je dzieli. Poza tym i tak mam zamiar zwalić na ciebie parę moich, możesz zatem się ze spokojem zrewanżować.


Zatrzymala sie. Przypomniala sobie o wspolpracy z Kaldorem.

- Tak, czasami faktycznie sie zmniejszaja.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline