Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2009, 21:52   #52
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Brać go, brać go żywcem mówię! - ryczał na całe gardło Diabeł. -Kamyk! Wroniec, psie jeden! Rozkazuję w imieniu mojego ojca! Żywcem go brać!

Odwrócił się i stanął jak wryty. Nie spodziewał się pomocy, odsieczy, a co dopiero z ręki...

-Tristan? -jego prawica mocniej zacisnęła się na obitym ludzką skórą stylisku buzdyganu. Pamiętał tego człowieka jeszcze z czasów gdy jego serce biło. Z czasów kiedy często podchodziło mu do gardła, kiedy ryzykował życiem na zakrawającej na samobójczą misji w stołecznym grodzie wiecznie targanego wewnętrznymi problemami państwa Polan.

Może nie byli wtedy wrogami, może i teraz nimi nie są, na co wskazywał fakt że Zealota ruszył im z pomocą. Nie mniej, Tzimisce nie był zadowolony z obecności Tristana z prostej przyczyny. Brujah który pojawił się teraz nagle i tajemniczo, znał go jeszcze jako ghula, sam będąc już wówczas wybrany do nie-życia i nieśmiertelności przez swego Ojca.

Stepan był istotą stworzoną do życia i nie życia według zasad feudalnego społeczeństwa, a którego nieformalne stosunki regulowały proste zasady szacunku wobec doświadczenia i osiągnięć. Nie szczególnie jednak młody Diabeł chciałby teraz przebywać w towarzystwie kogoś… takiego.

Odwrócił się, by ocenić postępy swoich towarzyszy. Gargulec nie miał już żadnych szans na ucieczkę, jednak Stepan obawiał się, że w ferworze walki jego siepacze mogą nie docenić potencjału jaki dawało złapanie takiej... istoty całej i zdrowej. No przynajmniej takiej, którą da się jeszcze przesłuchać.

O kimś chyba zapominał...

Stoigniew...-westchnął do siebie Diabeł i odwrócił się w stronę bezbronnego Nosferatu, unoszonego w siną od nadciągającego z wolna świtu, dal.

Z spokojem schował swój buzdygan za stalowa obręcz przy swoim ciężkim, rycerskim pasie po czym, jak gdyby była to najnormalniejsza w świecie rzecz, zniknął.

Dla wprawnego oka wampirów których krew obdarowała czy to wyostrzonymi zmysłami, czy to nawykłych do poruszania się w prędkościami nie osiągalnymi dla zwykłych śmiertelników, rozmył się i zamienił w podmuch powietrza który niemalże zwalił z nóg wszystkich obecnych.

Kolejne mgnienie oka później, rozpędzony niczym wystrzelony z maszyny oblężniczej pocisk, sięgnął celu. Nie było to może zbyt bezpieczne, Tzimisce pamiętał swój pierwszy wypadek podczas nauki używania tej mocy, która zakończyła się niemalże zapadnięciem przez niego w Letarg. Niemniej, gra była warta świeczki...

Uderzył w gargulca celnie, wytrącając go z równowagi...



Świadomość odzyskał chwile później i jakieś pół mili dalej. Wstał i otrzepał się z resztek poszycia. Z podziwem dla własnej brawury przyjerzał się wielometrowemu śladu który wyrył w trawie, oraz dwóm oblaonym przy okazji krzewom. W głębi ducha pomdlił się do czczonego przez siebie demona, zato że trafił w żadne drzewo...

Z zagajnika koło którego "wylądował" dobiegł nagle stłumiony odglos jakby ktoś rzucił na ziemie tobołek pełen mięsa. Ciało Stoigniewa spadło z drzewa i Nosferatu leżał bez ruchu u jego stóp. W zasadzie to większa część Stoigniewa, gdyż przy uderzeniu urwało mu jeden z trawionych przez trąd kulasów. W zamian za to, zapewne gargulec, bo kto inny, wbił mu w bok kołek, pokryty jak się zdawało zaschnięta krwią. Najwyraźniej jednak nie trafił, gdyż drąg wbity był w kiszki, zamiast w serce, jak zapewne potwór planował.

Tzimisce dopadł do jego ciała i rozgryzł swój nadgarstek.Vitae trysnęła z przegubu wprost na dziąsła i kikuty zębów, odsłonięte spod cofniętych warg Trędowatego.

-Ekhhhrrrr... -zajęczał Stoigniew. -Panie... weź mnie do zamku, tam będe pomocny, obiecuję! Wiem o jakimś szpiegu! Może to jego szukamy! Ponoć żyje w chatce...ekhhhhhh... na granicach włości Pana naszego! To czarownik! Wywary jakie magyiczne pędzi, tak... mikstury warzy i za krew je sprzedaje, tak... nie... NIEEEEEEaaaaakhhhhhhhh!!!

Tzimisce przez chwilę nie mógl uwierzyć w to co zaczeło się dziać z martwym juz teraz ostatecznie Stoigniewiem. W ciągu kilku mgnien oka, wbity w jego bok kołek rozwinał się w ciernisty krzew który coraz ciaśniej oplatał rozkładające się w nadnaturlanym tempie truchło.

-Magia Tremere... Psia ich mać! Taki dobry sługa! -syknął przerażony Diabeł. może Stoigniew nie okazał się być nad wyraz przydatny, jednak w snutej przez Stepan wizji własnej domeny która kiedyś założy, ten widzial go w charakterze idealnego chłopca do bicia...

Gdzieś z glębi lasu na skraju którego się znadował dobiegł do jego uszu skowyt bolu. Gargulec najwyraźniej już zbierał się po wypadku. Tzimisce starając się zachować spokój otrzepał resztki płaszcza z ziemi i kępek trawy. Odpluł tez kilka źdźbeł. Po czym, nie bez pośpiehu, wykonał taktyczny odwrót na z góry upatrzoną pozycję...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 14-10-2009 o 22:40.
Ratkin jest offline