Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2009, 19:58   #6
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Psuja

Psuja zdecydowanie wolała nie precyzować swojego obecnego położenia. Wystarczało jej poczucie że jest... głęboko. Bardzo głęboko...

...a wszystko zaczęło się tak pięknie...

Proste zadanie dla jednego z juppies (ja pies...) od Tybylców Betonu. Tadeusz, bo tak nazywał się szczeniak z którym się dogadała, zaoferował jej dwie rzeczy. Po pierwsze, przymknie oko na to że weszła w posiadanie (jak to ładnie brzmiało z jego ust...) pewnego fetysza, za to on jej nie dość, że powie jak to-to działa, to jeszcze da zarobić i poćwiczyć korzystanie z gadżetu.

"W zasadzie proste. Podpinasz się do jakiejś sieci, skrzynki czy nawet jak zrobisz przelaczke to do jakiegoś 3G i po paru sekundach masz obraz aktywności wszystkich istot Tkaczki w okolicy. Proste jak konstrukcja cepa, trzeba tylko wklepac kod zabezpieczający hehe..."

Była głupia, że dała się na to namówić. Miało być tak pieknie. Znaleźć ta skrzynkę na przedmieściach i "poćwiczyć". Tadek chciał "tylko" żeby mu na ten aparacik zassać "dane" z niej czy cos w tym stylu. Miała dobra pamięć i była pewna że się nie pomyliła. Cholera, mogła jednak sprawdzić wszystko z ta karteczką którą dostała...

Skrzynkę odnalazła dosyć łatwo. Błakała się po osiedlu domków jednorodzinnych tylko niecałą godzinę. Cel wyglądał tak niegroźnie. W zasadzie wyglądał tak, jakby jedynym co mógł komuś zrobić, było zakażenie gangreną przy zacięciu się pordzewiałymi elementami. To wogóle działało?



Niestety tak. Niestety nie tak jak powinno. Oczywiście zakładając że to nie była winna jej pewności siebie.

W zasadzie czego mogła się spodziewać? Poszło standardowo, niczym w filmie. Oslepiający błysk. Uczucie szoku po porażeniu prądem. Pisk w uszach...

Ocknęła się w pomieszczeniu. W zasadzie minęło pól godziny odkąd odzyskała świadomość i t ainformacja była wszystkim co mogła powiedzieć o tym miejscu. Na ile się zorientowała, rzędy podobnych tuneli ciągneły się w nieskończoność...



Śmiałek

Samochód, choć może było to zbyt szumne miano dla pojazdu jakim młody wilkołak mknął... a przynajmniej poruszał się Krakowskimi ulicami. Miasto z wolna spowijała mlecznobiała mgła...

Kilka adresów które widniało na małej pomiętej karteczce którą dostał od krukołaka, nic mu nie mówiło. Nazwa i adres jakiejś prywatnej przychodni, dwa adresy na obrzeżach Krakowa i w Nowej Hucie, gdzieś gdzie psy tyłkami szczekają.

To ma być trop? Większe tropy zostawia na śniegu muszka owocówka... -przeklął w myślach młody wilkołak.

Był delikatnie mówiąc, podirytowany. Lena i ten cały Szon wystawili go. W zasadzie żałował że nie ustawił się z nimi gdzieś na jakimś wypizdowiu i nie zamarzł tam na kość, bardziej by mu takie warunki odpowiadały niż na tym całym koncercie. Pewnie teraz gdzieś się dobrze bawili, choć zapewne w innym stylu niż Dante by preferował. W zasadzie, nieświadomy tego, miał sporo racji...

Z zadumy wyrwał go dźwięk dzwonka telefonu.



-Cześć czołem...-Nielot po drugiej stronie, sądząc po odgłosach tła, oglądał w zaciszu domu jakiś serial kryminalny. -Ruszyłeś coś sprawę?

-Nielot, a w zasadzie Bartosz, minęło parę godzin dopiero wiesz?- westchnął do aparatu Dante.

-Szkoda, szkoda… no ale mam dla ciebie parę nowych szczegółów.

-Słucham cię więc.-Dante nie chciał się przyznać że właśnie jechał przyjrzeć się wspomnianej klinice z bliska, z umbry dokładniej rzecz biorąc…

-Właścicielem przychodni jest niejaki Krawczyk, przedstawiciel jakiegoś zachodniego koncernu farmaceutycznego. Całość jedzie na dotacjach i kasie z tego koncernu. Przyjmuje dwóch lekarzy, ale mają tam psychologów też, istne kółko wzajemnej adoracji. Nie wiem czemu tamci dwaj gadali o tym miejscu ale trzeba to sprawdzić…

-Zajmę się tym z rana…-po raz kolejny Dante westchnął do słuchawki.

-No właśnie tu jest problem…

-Słucham cię…

-Z rana potrzebowałbym cię na Prokocimiu...

-Na cholerę?-irytacja wilkołaka powoli przeradzała się w coś więcej…

-Mam kumpla, Tadek mu na imię, robi w Teksie jako monter czy coś. Wie O Co Biega, że tak powiem, więc będziesz mógł z nim pogadać otwarcie.On powie Ci wszystko co i jak...

-Bosko, łamanie Zasłony, z czego potem się będę spowiadał?

-Słuchaj, nie wiem dokładnie o co chodzi. Mają jakiś problem u niego w robocie i Tadek twierdzi że przyczyna jest hmmm…

-Nie z te ziemii?-Dante próbował się opanować, by jego przejażdżka nie przerodziła się w partyjkę Carmageddon…

Nagle dotarł do niego fakt, że na ulicach nie widzi żadnych ludzi. Nie było to może dziwne z racji na porę roku, pogańską godzinę i cholernie niską temperaturę ale...

-Skąd wiedziałeś?

...coś zerwało połączenie. Kolejny dzień zapowiadał się „ekscytująco”…

Na razie jednak, do świtu było jeszcze sporo czasu, podczas gdy Dante doszedł do, jak się zdawało istotnego w tym momencie, wniosku. Od bitych dziesięciu minut był śledzony przez samochód, a w zasadzie parę świateł majaczących na granicy dostrzegalności we mgle za nim...


Szakal

Wieczór zapowiadał się tak pięknie. Wszystko topniało i w tym tempie jutrzejszy dziś zapowiadał się naprawdę obiecująco pod względem pogody. Wiosna zdawała się przyjść w tym roku wcześnie, jednak ta noc udowodniła że jeszcze sporo nawrotów zimy miało zaskoczyć mieszkańców Krakowa.


Było już bardzo późno, gdy Wiktor wreszcie dotarł do Muzeum Archeologicznego. Zima wróciła w środku nocy, zrobiło się naprawdę zimno, a podróż pomijając mróz, utrudniać zaczęła też opadająca z wolna mgła.


-Nigdy więcej nie zaufam duchom pytając o pogodę... pogodynka w telewizji bywa pewniejsza w tym kraju...
-westchnął.
Szakal przełknął ślinę, choć ta z trudem przeszła przez obolałe gardło. Wyraźnie łapała go jakaś infrakcja i niedomagała mu w walce z nią nawet wrodzona wilkołacza odporność.

Środek nocy, zimno, ciemno i do domu daleko. W stróżówce nie było nawet ochroniarza, który pewnie zaszył się „na obchodzie” w ciepłym ganku, lub najpewniej w ogóle porzucił służbę i ucinał sobie drzemkę gdzieś w głębi kompleksu. Wiktora w zasadzie to cieszyło, użeranie się z tymi kretynami należało zawsze do rzeczy które odstraszały go od odwiedzania „siedziby” która obrała sobie skromna, acz prężna grupa członków jego plemienia w Krakowie…

Domofon. Skostniałe od mrozu place. Kod…

Pomylił się, jeszcze raz, tym razem pewniej, wolniej…

Cisza…

Kod.

Cisza…

Kod

Cisza…

-Kurwa jego mać…

Petra, ani żadnego z „jego ludzi” nie było tej nocy w muzeum. No tak, zazwyczaj, jak nie trzeba, to były telefony, wiadomości wszelkiej maści, raz nawet upierdliwy duch który przez cztery dni męczył go że ma przyjść i nic go nie interesuje, że jego ciało oddadzą młodym lekarzom do zabawy, jeśli on nie przyjdzie…

Cztery dni szukał jego syna żeby przekazać dla niego informacje. Nie poszedł na spotkanie, dla zasady. Wolał naprawdę te cztery dni go szukać, niż spotkać się z… tym kimś.

Nikt nie lubił Semenerada. Wiktor nie był tutaj wyjątkiem. Inne wilkołaki, poza oczywiście Petrem, czuły się nieswojo w towarzystwie tego ogorzałego mężczyzny o semickich rysach twarzy. Wiktor nie lubił go z innego powodu. Kiedyś zaciekawiony kim jest ten podejrzany przyjaciel ich „mentora” i opiekuna, zapytał się oto duchów. Niestety, zdawało się że mężczyzna nie miał ani przeszłości, ani… ani nie był częścią Telluri. Duchy zwyczajnie go nie zauważały.

Semenerada oraz Petra nikt nie widział od dwóch tygodni, pewnie znów opuścili miasto w pogoni za jakimś kolejnym fetyszem, albo innym przedmiotem ważnym dla jakiegoś upiora, ale żeby w muzeum nie było nikogo z młodych?


Wiktor postanowił poczekać chwile i ponowić próbę, może miał tylko pecha i chociaż ten nocny marek, jak mu było, Mariusz chyba, poszedł do ubikacji. Może ochrona się zainteresuje i łaskawie ruszy szacowne 4 litery i go wpuszczą…

Milczący Wędrowiec postanowił dla rozgrzania, zrobić kilka kółek wzdłuż ulicy. Mgła spowiła już miasto w takim stopniu, że z trudem widział zarysy samochodów stojących zaledwie kilka metrów od niego…

To miało być ostatnie okrążenie, kiedy na środku ulicy zauważył coś niezwykłego. Wybrukowana ulica, jak to wybrukowana ulica w środku zimy, obfitowała w kałuże.
Wszystkie jednak były mniej lub bardziej ścięte lodem, mało przejrzyste z powodu błota i roztopionego śniegu, z których się składały. Ta jedna, jedyna, różniła się od reszty.
Była czarna, jak gdyby ktoś rozlał ropę, jednak nie miała nawet najmniejszego połysku.

Bezbarwna dziura w rzeczywistości, brama do otchłani, jaką jawił się ten nieregularny czarny kształt Wiktorowi, przyciągała go. Podszedł i zajrzał w jej głąb…

Mgnienie oka.

Na absolutnie czarnym tle, zobaczył swoje odbicie. Iluzja Wiktora z rezygnacją odwróciła się po drugiej stronie czarnego lustra…

Uderzenie serca.

Nikogo nie było po drugiej stornie. Odbicie zniknęło. Po chwili gdzieś w oddali, po drugiej stronie, we mgle pojawiły się światła wyłaniającego się z mgły samochodu.

Mgnienie oka.

Inny, równie widmowy i iluzoryczny Wiktor przestraszony czymś odwraca się na pięcie.

Uderzenie serca.

Obraz rozrywa ślad opony samochodu który po drugiej stronie przejechał przez kałużę czarnej cieczy.

Mgnienie oka

Kolejny Wiktor. Tym razem po odwróceniu się ucieka co sił w nieznanym kierunku…

Kolejne uderzenie serca.

Inny Wiktor, a może ten sam, nie zdążył się odwrócić. Jego ciało w ułamku sekundy zostaje zryte dziesiątkami kul przeszywających je na wylot…

Kolejne mgnienie oka.

Wiktor ucieka w inną stronę. Prawdziwy, zahipnotyzowany wizją nie mógł zmienić kąta patrzenia w odbicie i jedyne co dojrzał to, że jego „odbicie” w ułamku sekundy wchodzi w formę bojową i rozrywa na strzępy odzianego w czarny prochowiec mężczyznę uzbrojonego w jakiś spory karabin maszynowy, lub może automatyczną strzelbę…

Mgnienia oka.

Ciemność.

Wiktor, ten prawdziwy, czekał dalej wpatrzony z czarną kałużę. Z zadumy wyrwało go dopiero jakiś zewnętrzny bodziec. Szakal przełknął z trudem ślinę. Ciekawe ile tkwiłby tu, niemalże zamarzając już i gapiąc w ta plamę po oleju?

Dopiero po sekundzie, zrozumiał co do wyrwało z zadumy. Kilka metrów za nim zatrzymał się czarny samochód. Wiktor widział setki cieni które nagle ożyły przed nim, przywołane do życia przez silne światła pojazdu. Strach, który nagle poczuł, spotęgował fakt, że mimo padającego śniegu, Wiktor nie słyszał żeby opony „czarnej wołgi” stojącej za nim skrzypnęły chociaż raz, tak jakby pojazd wcale nie jechał po takiej samej oblodzonej i zaśnieżonej nawierzchni ja ta przed nim. Jeszcze bardziej niepokojący był fakt, że nie słyszał odgłosów jej silnika…

Nie jest dobrze…-wyrwało mu się.

To, kurwa, skacz!
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-10-2009 o 17:17.
Ratkin jest offline