Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2009, 12:14   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do "Siedmiu Żagli" był kawałek...

- Zechcesz się wesprzeć na mym ramieniu? - spytał żartobliwie Celryn.

Rozesmiala sie po czym, wykonawszy uprzednio dworski uklon, podala mu reke.

- Bede zaszczycona, panie.

Nie zdążyli zrobić nawet kilku kroków, gdy przed nimi pojawił się młodzian z nieco niedbałą fryzurą i w stroju dość fantazyjnym.
Nie zważając na towarzyszącego Aurayi Celryna rzucił się dziewczynie do stóp.

- O pani... wyśniona... zostań moją muzą... Chcę namalować twój portret...

Auraya cofnela sie o krok, nieco mocniej przylegajac do Celryna.

- Wybacz mlodziencze lecz... Obawiam sie, ze moj towarzysz moglby byc niepocieszony gdybym zostawila go dla swej proznosci i twego niewatpliwego talentu.

- Jestem Tizio Vecelli - młodzian niby odpowiadał Celrynowi, spojrzenie jednak miał ciągle wbite w Aurayę. Nie dodał nic więcej uważając, że to nazwisko wystarczy każdemu.

Celrynowi było znane. Na przykład z cyklu obrazów przedstawiających boginię Sune. Tudzież nastrojowych widoczków, ukazujących dziewczęta nader skąpo odziane... kapiące się, wylegujące na słońcu, baraszkujące z równie skąpo odzianymi młodzieńcami na łonie natury.

Elfka spojrzala pytajaco na brata. Nazwisko malarza nic jej bowiem nie mowilo. Nie miala rowniez zbyt wielkiej ochoty by podazyc z nieznajomym gdziekolwiek.

- Pan Vecelli to znany artysta - wyjaśnił Celryn na użytek Aurayi. - Jego dziełem jest między innymi słynny obraz "Sune w kąpieli" - dodał.

- O tak... - wtrącił się Tizio. - A ja poszukuję kogoś do cyklu "Natura kobiety i kobiety w naturze". Byłabyś idealna... Ta twarz, te kształty...
Zdecydowanie podkreślił to drugie.

Przysunela sie jeszcze blizej do braciszka. Byle dalej od wspanialego artysty.

- Wybacz, jednak... Celrynie, czy my aby nie jestesmy juz spoznieni?

- Wybacz, panie - Celryn ukłonił się uprzejmie - ale wola i słowa mej pani są dla mnie święte. Chociaż nie ukrywam, że obraz taki z radością powiesiłbym w mym salonie. Skoro jednak ona się nie zgadza... Moje pragnienia w cień odejść muszą.

- Ale przecież... - usiłował wtrącić się Tizio. - Ja...

Podniósł się i zrobił krok w stronę Aurayi, która jeszcze bardzie schowała się za Celryna.

- Postaram się - cicho powiedział Celryn do ucha malarza - porozmawiać z nią. I przekonać... Jakiś drobiazg wręczony w odpowiednim momencie... I z pewnością się zgłoszę. Obraz samego Vecelliego... wspaniałe... - dodał z udawanym zachwytem.

- A teraz wybacz, panie Vecelli... ale jeśli jej nie posłucham, to obrazi się na mnie śmiertelnie. - Celryn skłonił się głęboko.

Tizio nie miał szansy, by zareagować...
Nagle na ulicy rozległ się czyiś krzyk Kobiecy.
- To Tizio! Ten Tizio!
- Tizio?
- Panie Tizio! Panie Tizio!
Jedna, druga, trzecia... Po chwili cały wianuszek kobiet otaczał malarza, nie dając mu szan na wykonanie najmniejszego ruchu.
- Cena sławy, moja droga - powiedział z ironią Celryn. - Dlatego wolę pozostawać anonimowy - dodał.

Mina dziewczyny jasno mowila co sadzi o takiej slawie i o pomyslach braciszka.

- Mam nadzieje, ze to byly niewinne klamstewka. Jednak na wszelki wypadek postaram sie nie przyjmowac od ciebie prezentow w najblizszym czasie. Teraz zas moze juz chodzmy zanim jakims cudem uwolni sie od tej zgrai.

Wzdrygnela sie efektownie.

- Bez wątpienia propozycja Tizia to hołd dla twej urody. Ale prezenty możesz ze spokojem przyjmować. O ile nie mam nic przeciw posiadaniu twego portretu, to niespecjalnie mi zależy na tym, byś była na nim przyodziana w samą lutnię.

Westchnela z ulga i sklonila sie lekko po czym powiedziala stanowczo.

- Jesc.

I chwyciwszy Celryna za reke pociagnela w strone gospody.

- Tylko nie nazywaj mnie tam 'Celrynem' - uśmiechnął się.


"Siedem Żagli" znane było ze swej wspaniałej obsługi.

- O, tamten stolik mi sie podoba. - Auraya wskazała stolik w samym końcu sali, pod oknem. - Będziemy mieli sliczne widoki na spacerujacych.

Ledwo zdążyli zająć miejsca przy stoliku <przy oknie, pod ścianą, koło schodów na piętro???>, pojawił się młody chłopak, by przyjąć zamówienie.

- Czym możemy służyć? - spytał.

- Wybierz, moja droga - Celryn uśmiechnął się do Aurayi.

Nie trzeba bylo powtarzac jej tego dwa razy.

- Poprosimy bochenek bialego chleba, ser, szynke, wino i moze...Placek z wisniami. Cos jeszcze C... braciszku?

- Szef kuchni polecałby bułeczki maślane - zaproponował chłopak. - Prosto z pieca. Oraz pasztet z kaczych wątróbek. A na deser tartę z jabłkami. Placek z wiśniami też mamy. Ale jest również babka z wiśniami d'alcool.
- I Chateau Margaux.
- Oczywiście przyniosę również sery i szynkę. Polecamy miodową.

Musiala glupio wygladac. Byla pewna, ze tak jest. Jak bowiem mozna bylo madrze wygladac siedzac i gapiac sie na chlopaka z polotwartymi ustami? Nie mozna bylo. Spojrzala na Celryna lekko przerazona.

- Chateau Margaux..? - powtorzyla niepewnie.

Celryn nawet się nie skrzywił, słysząc nazwę wina.

- Nie zasługujesz na nic pośledniejszego - powiedział spokojnie. - A jeśli ci nie będzie smakować, to najwyżej odeślemy.
- Mogą być te bułeczki maślane? Słyszałem, że są świetne...

- Ttak... Moga.. Ale, czekaj.. Moze jednak cos innego. Dla mnie wystarczy.. Nie wiem.. Moze woda.. Nie chce zebys wydawal tyle na mnie.. To nie ma sensu.

Miala ochote zapasc sie pod ziemie. Nie przywykla do takich miejsc. Wieczorem jakos tego nie zauwazyla, a teraz.. Gdy byli tylko we dwoje.. Miala ochote narzucic kaptur na glowe albo najlepiej ukryc sie w mysiej dziurze.. O ile takowa tu mieli..

- Liptovska Mara, Bad Nauheim, Vysova, D'Evian? - spytał chłopak, w najmniejszym stopniu nie okazując zdziwienia, ani zgorszenia. - Dostaliśmy ostatnio świeżą dostawę Liptowskiej Mary.

Auraya wygladala jakby miala ochote wstac i wyjsc. Jedyne co ja przed tym powstrzymywalo to zapora w postaci owego chlopca i Celryna. Pokrecila glowa.

- Moze byc Lipowska Mary... - odpowiedziala niepewnie nie do konca wiedzac czym ta woda rozni sie od pozostalych, ktore wymienil. Miala nadzieje ze nie bedzie musiala wybierac sposrod roznych rodzai serow czy szynki, o chlebie nawet nie wspominajac. Nie byla rowniez pewna czy chce sie dowiadywac jakim sposobem braciszka stac na takie luksusy. Miala jednak nadzieje, ze nie czesto beda jadac w takich miejscach. Co jak co ale przez te wszystkie lata przyzwyczaila sie do zdecydowanie prostrzego zycia. Nie chciala znow sie przyzwyczajac do pieniedzy by pozniej sie nie okazalo, ze to wszystko bylo tylko snem.

Chłopak skinął głową i zniknął.

Celryn miał wyraźnie zasmuconą minę.

- Przepraszam cię - powiedział. - Powinienem był pomyśleć i wcześniej omówić z tobą ewentualny jadłospis. Ale wczoraj... - Wczoraj Auraya nie zachowywała się jak kaczuszka wrzucona między łabędzie. - Mam nadzieję, że jednak nie wstaniesz i nie zostawisz mnie samego?

Poczula sie nieco... zle.

- Nie.. Przepraszam. Poprostu nie przywyklam do jadania w takich miejscach. Wieczorem jakos nie bylo tego widac, a teraz. Nie chce ci przyniesc wstydu ale nauczylam sie zyc nieco inaczej.

- Moje... zajęcia wymagają przystosowania się do różnych sytuacji - wyjaśnił Celryn. - I nie zawsze tam, gdzie jadam, podają mi srebrne sztućce. Niekiedy trzeba pilnować własnego noża.
Uśmiechnął się. Bardziej do wspomnień, niż do Aurayi.
- Jeśli chodzi o przynoszenie wstydu... Po pierwsze - tu przychodzą najróżniejsi ludzie i ci kelnerzy widzieli już takie rzeczy, o jakich ty byś nawet nie pomyślała. Nie zdziwiłoby ich nic. A personel poczułby się nieco dotknięty tylko wtedy, gdybyś nie doceniła ich wysiłków. Szefa kuchni w szczególności.
- Gdybyś sobie zażyczyła, mogłabyś wejść do kuchni i palcem pokazać, co chcesz jeść - dodał.

- Mimo wszystko... Nie gniewaj sie ani nie bierz sobie tego do serca, jednak.. Nie czuje sie tu najlepiej. Nie o tej porze. To nie moj swiat. Juz nie moj. Jednak ciesze sie, ze moge tu byc z toba, braciszku.

Usmiechnela sie do niego wesolo, chcac zatrzec niezbyt przyjemne wrazenie jakie udalo sie jej zrobic.

- Wspominales cos o... Zrzucaniu na moje barki swoich problemow. Moze podzielisz sie kilkoma zanim przyniosa nam te wspanialosci, na ktore zdecydowanie sobie nie zasluzylam, a ktore postaram sie docenic.

- Same maślane bułeczki sprawią, że zapomnisz o czymś takim jak poczucie niedopasowanie do tego miejsca - uśmiechnął się Celryn. - A o problemach... to za moment, jak już się nieco posilimy.
- A teraz spróbuj się odprężyć. Uznaj, że grasz wielką rolę.

Rozesmiala sie glosno po czym wyprostowala, uniosla wyzej glowe i spojrzala na niego wyniosle.

- Oczywiscie.. Jak sobie zyczysz ukochany bracie.





- I jak smakowało? - spytał Celryn.

Przed nimi stały już resztki posiłku, w postaci zamówionego przez Aurayę placka z wiśniami. Celry, ukradkiem, podrzucił kawałek placka tressymowi.

Auraya mruknela cos w odpowiedzi, zbyt najedzona by wysilac sie na cos bardziej odpowiedniego.

W mruknięciu Aurayi, nieco niewyraźnym, brzmiało jednak zadowolenie.

- Jeśli nie zdołasz wcisnąć w siebie tego placka, to Tree ci pomoże - uśmiechnął się Celryn.

Zerknela na brata z psotliwym blyskiem w oczach po czym pochylila sie nad stolem i szybkim ruchem zgarnela ostatni kawalek placka z jego wlasnego talerza.

- Placka z wisniami? Chyba zartujesz... Wybacz Tree.. Nie tym razem.

Tree ćwierknął cicho, raczej z kpiną, niż z oburzeniem.

- No to teraz o problemach słów parę. - Celryn nie zmienił wyrazu twarzy, całkiem jakby dalej orzmawiali o rozkoszach stołu.

- Mhm... - odparla wciaz pozostajac w blogim stanie.

- Moga byc pro...

Wreszcie do niej dotarlo co znaczaja jego slowa. Mina nieco jej zmarkotniala. Skienal glowa i zabrala sie za wybieranie okruszkow.

- Mow.

- Freemantle prosił mnie, bym pojechał do Calimshanu. Coś zawieść. coś odebrać. Drobiazg. Mały pierścionek. Syl-pasha już o tym wie.
- Problem polega na tym że nie tylko on o tym wie. I komuś się nie podoba ten fakt.

Auraya niemal westchnela z ulga, jednak jakims cudem sie powstrzymala.

- Rozumiem.. Czy sa jeszcze inne niedogodnosci w tej wyprawie?

- Od chwili naszego rannego rozstania, do spotkania parę chwil temu, pozbyłem się ogona składającego się z czterech osób. I dowiedziałem się o pewnym Calishamczyku, bardzo zainteresowanym osobami, które odwiedzały Freemantle'a.
- A skoro najął tyle osób, to zainteresowanie musi być spore.

- Zatem nalezy sie dowiedziec kim konkretnie jest ta osoba po czym.. Zmniejszyc jego zainteresowanie raz na zawsze. W miedzyczasie nie zaszkodzi poznac jego powodu.

- Ponoć wieczorem ma przybyć do "Czerwonej Fregaty", by spotkać się ze swoim człowiekiem, niejaką Różą.
- Porozmawiać z nią to sobie nie porozmawia, ale byłaby to okazja by zamienić z nim kilka słów. Odpowiednie argumenty i będzie śpiewać jak kanarek...
- Jeszcze placuszka? - spytał.

Pokrecila przeczaco glowa.

- Nie, dziekuje.

Myslami byla juz w zupelnie innym miejscu.

- "Fregata".. Nie powinno byc trudno sie tam wcisnac. Nawet gdyby pojawily sie trudnosci to zawsze mozna sie ich pozbyc. Jednak z tego co mi wiadomo nie maja obecnie nikogo, kto umilalby pobyt w tej dziurze. No, moze poza dziewczetami.

- Chcesz błysnąć swoim talentem? Czemu nie... - powiedział Celryn. - Z pewnością wszyscy zwrócą na ciebie uwagę i będzie można wynieść pół tawerny, zanim ktokolwiek się zorientuje.

Wolala nie prostowac jego slow. Owszem, chciala blysnac talentem, jednak.. Nie tylko tym, o ktorym pomyslal.

- Zatem ustalone.

Oczy zablysly jej czystym zlotem na mysl o zblizajacej sie nocy.

- To moze byc nawet ciekawe - stwierdzila przeciagajac sie rozkosznie. - Masz teraz jakies plany braciszku, ktorego imienia nie wolno wymawiac?

Gest Aurayi spowodował, że skupiły się na niej spojrzenia męskiej części klienteli "Żagli". Co Celryn skwitował ledwo widocznym uśmiechem.

- Ależ możesz mówić, ile razy chcesz... byle nie wtedy, gdy nie jestem sobą. Ludzie by się pewni zaczęli dziwić, że się nagle namnożyło Celrynów.
- Jak na razie nie mam planów. Odwiedzę mieszkanko Kaldora i sie przyszykuję. Ciut po południu wybiorę się do "Fregaty", żeby zjawić się tam przed owym tajemniczym zleceniodawcą z Calimshamu.
- Skoro miał się zjawić wieczorem, to z pewnością przyjdzie tam przed czasem.

- W takim razie, braciszku, rozdzielimy sie juz teraz. Rowniez i ja muszę się przygotować.

"Chociaz nie tak jak zapewne pomyslisz" - dodala w myslach.
 
Kerm jest offline