Bergath, Krasnolud Władca Zwierząt
Krasnolud co było zupełnie nie po krasnoludzkiemu, gdy zobaczył małą wietrzniaczkę bez ducha zakwilił cichutko. To nie było sprawiedliwe. Ona im nic nie zrobiła a poza tym była taka niewinna. Ognie w oczach krasnoluda zapaliły się niebezpiecznie. Zło i niegodziwość. Znowu to samo. Nieważne czy pod ziemią czy na powierzchni wszędzie było to samo. Mocniej ścisnął swój kostur. Podszedł do wozu by przyjrzeć się nieruchomemu ciałku. Leżała tak spokojnie i wyglądała tak niewinnie. Co prawda to tylko złudzenie gdyż chyba każdy pamiętał jak niejednokrotnie klął na nią gdy ta wykręciła mu wredny numer. A teraz leżała nieruchomo. Gdy Keerim krzyknął na niego i Svena Bergath szybko sięgnął za pazuchę i wyciągnął szczęściarza. Sekundkę się z nim naradzał poczym zostawił go na wozie samemu biegnąc na wspomnianą wcześniej szpicę. Sven jak zwykle niemal od razu rozpłynął się w powietrzu. Bergath był tam nie ze względu na swoje umiejętności tropiciela, lecz dlatego iż jego nochal potrafił bez pudła zidentyfikować wiele zapachów i uchwycić te które inni pomijają. Z daleka wyczuł te ogry, lecz nie wiedział, że tak straszny i niemal namacalny odór może pochodzić od istot żywych. Teraz już wie i wie, czego musi się wystrzegać. Biegł a trawa wysoka w tym miejscu łaskotała go po kolanach. Musiał być czujny gdyż inni na nim polegali. Byli teraz stadem.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |