Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 01:34   #20
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Czuł się naprawdę źle. Wziął okulary w dłoń i usiadł na skraju swojego łóżka. Nie wiedział dokładnie skąd, ale w jego umyśle powstała układanka - w pewnej części już ułożona. Ten staruszek na ławce w tamtym ogrodzie... On musiał być w podobnej pułapce co Carl. Inaczej nie da się tego wyjaśnić. Dlaczego go wtedy nie obudził? Być może żyłby dzisiaj. Odłożył okulary na szafkę. Układanka wciąż niepełna, brakuje wielu odpowiedzi na pytania...

Przebłysk.

Dziewczynka z pociągu!

Ona może wyjaśnić wiele niewiadomych. Jeśli skończyła tak jak Carl, to jest gdzieś w tym szpitalu. Nieprzytomna? W dobrym stanie? Innej możliwości nawet nie brał pod uwagę. Tak jak stał, w marnej, szpitalnej piżamie, klapkach na bosych stopach, blady, nieogolony, niczym widmo - wyskoczył na korytarz. Teraz tylko znaleźć oddział dziecięcy. Starając się być niezauważonym przeszedł może parę metrów.

- Można wiedzieć gdzie się pan wybiera? - niemiły głos zbił go z toru.

Wrócił do sali, a wraz z nim pielęgniarka ze złym wyrazem twarzy.

- Musi pan wypoczywać, nie wiemy jeszcze co jest nie tak z pańskim zdrowiem.

Zatem leżał sam na pryczy. Sam ze swoimi myślami. Wpatrywał się tępo w sufit i nie mógł uspokoić. Wciąż nachodziły go obrazy rzeźnika z pociągu, wiszące trupy, szalony konduktor i cały strach, który temu towarzyszył. Przy tym jeszcze niepewność, co do dziewczynki. W końcu razem siedzieli w tym bagnie. Do pokoju ktoś wszedł i Carl dobrze wiedział, że to jego siostra. Nie miał ochoty na rozmowę, towarzystwo - nawet z najbliższą rodziną. Jednak starał się zachować pozory kultury.
- Carl, w co się znów wpakowałeś?
Nie drgnął, wciąż wpatrując się w biały sufit. Siostra chyba trochę się przestraszyła, więc uniósł się z wysiłkiem i spojrzał na nią. Wyglądała jakby przeżywała całe zdarzenie bardziej niż sam Carl. Trzymała w dłoni reklamówkę. Po kształcie rozpoznał, że w środku jest jedzenie. Ach, ta troskliwość.
- Już mi lepiej... - stwierdził Carl.
Nagle umysł zaczęła zaprzątać mu wizja jedzenia. Zgłodniał.
- Wiem, rozmawiałam z lekarzem - odpowiedziała Sabrina. - Dzisiaj pójdziesz na kilka badań i jeśli nic nie wykryją, to jutro wyjdziesz.
Milczał przez chwilę. Wreszcie znów położył się na łóżku.
- Dobrze, że jesteś... Co u mamy?
- Przyjdzie jutro, a przynajmniej tak mówiła.
- Już wyzdrowiałaś, ostatnio byłaś chora? - spytał, przypominając sobie ostatnie zdarzenia.
Lekko się zarumieniła.
- Właściwie... nie do końca, ale już czuję się lepiej!
Carl westchnął.
Siostra usiadła tuż przy łóżku i zaczęła wykładać jedzenie z reklamówek. Twierdziła, że lekarz pozwolił. Nie podważał opinii fachowców, co pokazał rzucając się na zawartość reklamówki. Sabrine patrzyła na brata z lekką mieszaniną współczucia i irytacji. Zamienili jeszcze kilka słów o paru nieistotnych sprawach. Wreszcie wyszła zapowiadając, że jutro odwiedzi go matka.

Carl przewrócił się na plecy i znów rozmyślał. Nie trwało to długo. Pielęgniarka zaprowadziła go na serię badań. W ten sposób całe popołudnie było zajęte. Badania krwi, ciśnienia, nawet tomografia komputerowa. Nie potrafił powiedzieć, czy odkryli, co było powodem jego zemdlenia. Oczywiście nie wyjawił im swoich podejrzeń. Nie uwierzyliby. Poszedłby do psychologa, dostał jakieś leki, czy też przeszedł dalsze badania. A może... to on się myli? Skąd ma pewność, że to mu się nie śniło? W końcu jego znajomość medycyny jest nikła. Na świecie istnieją z pewnością nazwy, które mogłyby pod pewnym kątem zdefiniować jego przypadłość.

Szalejesz Carl, szalejesz...

I nigdzie nie widział dziewczynki z pociągu, co bardzo go zmartwiło. A jeszcze większe zmartwienie mieli lekarze, którzy zupełnie nie wiedzieli co dolega Whistlecore'owi. Gdy wrócił na salę, nie ruszał się już nigdzie. Nie mógł zasnąć, bo po prawdzie bał się snów. Z drugiej strony bezsenna noc przynosiła kolejne przemyślenia. Ogród, staruszek z okularami, ogrodnik, szaleni współpasażerowie, rzeźnik z pociągu, konduktor, właścicielka Vivian, obrazy z operacji, której nie było. Czy ktoś bardziej zasługuje na nazwę "szaleniec"? Wreszcie zasnął - bez przemyśleń i snów.

Następnego dnia zjawiła się matka, ale nie mówiła zbyt wiele. Po twarzy poznał, że jedynie ostatkiem cierpliwości powstrzymuje się, żeby nie krzyczeć. Carl przygotował się, ubrał i wraz z nią poszli do lekarza z wydziału. Przyjął ich w gabinecie z miną wyraźnie mówiącą, że będzie kłamał. Inaczej - nagnie prawdę, żeby nie zdradzić swojej niewiedzy.
- Pański przypadek, panie Whistlecore, sprawił nam wiele kłopotów...
Lekkie poruszenie matki, która siedziała tuż obok. Obawiała się właśnie takich słów. Starszy lekarz kontynuował.
- ...jednak po badaniach, wraz z innymi lekarzami, wysnuliśmy parę teorii. Proszę odpowiedzieć na parę pytań. Po pierwsze; czy miał pan kiedykolwiek problemy z sercem?
- Nie - odrzekł Carl zgodnie z prawdą.
Lekarz wykreśli z kartki kilka słów.
- Dobrze... wobec tego, czy cierpi pan na bóle głowy, choroby psychiczne, poważniejsze fobie i inne urazy o podłożu neurologicznym lub psychologicznym?
- Jeśli nie ma czegoś w mojej historii choroby, to nic z tych rzeczy.
Doktor pokiwał głową.
- A czy żyje pan ostatnio w stresie? Przeżył pan jakieś traumatyczne przeżycie, które wpłynęło na psychikę?
Carl obawiał się tego pytania. Spojrzał przelotnie na matkę, a następnie odpowiedział.
- T-tak.
- To by się zgadzało - odrzekł cicho lekarz. - Takie rzeczy się zdarzają. Pewni ludzie są bardziej narażeni na takie czynniki na stres czy traumatyczne przeżycia, co potem... mmm... przekłada się właśnie na tego typu omdlenia, czy jak w pańskim przypadku chwilowe zatrzymanie akcji serca... Jest to spowodowane...
Carl nie słuchał tej uczonej gadki. Wiedział podświadomie, że kłamie i nie wie co tak naprawdę się stało.
- ... najlepiej, aby wziął pan sobie tydzień wolnego w pracy i wyjechał gdzieś wypocząć. To dobre lekarstwo. Unikać przez kilka dni tłustych potraw, mocnej kawy, dużych ilości słodyczy, alkoholu i innych używek.
Na tym wizyta się skończyła. Nim wyszedł, skręcił jeszcze na oddział dziecięcy. Jednak na pytanie, czy znajduje się tam ktoś z rodziny, nie potrafił odpowiedzieć kłamstwem. Zresztą... nawet nie znał nazwiska dziewczynki. Musiał wobec tego żyć dalej nadzieją.
Chwilę potem siedział tuż obok matki w samochodzie. Po pięciu minutach zebrała się w sobie i zaczęła;
- Jak słyszałeś. Znajdę jakieś sanatorium i pojedziesz tam na dwa tygodnie...
- Ale ja mam teatr - postawił się Carl, chociaż dobrze wiedział, że to zupełnie bezsensu.
- Nie chcę o tym słyszeć! Nie pozwolę, aby tobie też się coś stało.
Aluzja do ojca. Jest wyraźnie przejęta całą sytuacją. Miała rację. I tak chciał wziąć sobie dwa tygodnie wolnego. Z tego powodu nie zrobią mu problemów. Dotychczas praca pozwalała zapomnieć o złych przeżyciach, a rola aktora nakładała maskę na twarz bez wyrazu.

Po powrocie do domu zadzwonił do Hassa. Był dość dobrze poinformowany, prawdopodobnie odpowiadała za to siostra. Nick obiecał, że zajmie się kwestią urlopu, a przy tym zamierza odwiedzić Whistlecore'a następnego dnia.
W nocy nie mógł spać. Jednak to co się odwlecze... Leżał z poduszką przyciśniętą do głowy, a w myślach kołatało mu nazwisko jednego z ludzi, których uważał za autorytet.

Wielebny Wallace Willoughby.


To chyba już cztery miesiące od jego tragicznej śmierci. Krew w kościele jeszcze nie wyschła, ale morderca już odbywa swoją sprawiedliwą pokutę. Carl nie rozpaczał od pewnego czasu, ale do dziś czuł się rozbity z tego powodu. Człowiek w swym życiu spotyka niewielu nauczycieli, których może spokojnie nazwać swoimi przewodnikami.
Wallace Willoughby był właśnie takim człowiekiem. Opiekunem rodziny, po śmierci Franka. A także niedoszłym teściem Carla. Pokazał uniwersalną filozofię, udowadniał, że można żyć bez względu na kłody, jakie życie rzuca nam pod nogi. W końcu każdy dzień, to swoista walka o przetrwanie.
I po śmierci pastora, to Carl został jedynym powiernikiem jego słów. Starał się wprowadzać je w życie własnymi czynami oraz słowami.
A było to trudne. Pozornie Wallace stanął przed zadaniem właściwie niemożliwym. Z przerażonego chłopca, który widział na własne oczy, jak śrut rozrywa czaszkę ojca na części, musiał stworzyć normalnego człowieka. Coś, co nie udawało się nawet najlepszym psychologom, on zrobił w ciągu kilku lat. I dlatego dla Whistlecore'a był jak ojciec. Miał nadzieję, że nie zobaczy znów śmierci swoich bliskich.

Mylił się. Znowu. Chyba rzeczywiście nad Whistlecore'ami wisi jakaś klątwa.

Następnego dnia, zgodnie z obietnicą przyszedł Nicholas Hass. Usiedli razem przed domem, a Carl uraczył swojego gościa historią ostatnich dni. Oczywiście wspomniał o snach, ale raczej w formie skróconej ciekawostki. Mógł teoretycznie opowiedzieć wszystko. Jednak z biegiem czasu, wydawało mu się to tak niedorzeczne i bezsensowne...
- Cóż, muszę powiedzieć, że ostro pojechałeś - stwierdził Hass z uśmiechem, gdy tylko Carl skończył swoją historię.
- Ostro? Jak James Dean? Już się przyzwyczajam - odpowiedział.
- Odradzałbym szafować nazwiskiem Deana... W końcu znasz jego życiorys. Musiałbyś już umierać.
"Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to ponuro zabrzmiało" - pomyślał Carl uśmiechając się w duszy.
- A więc szukasz dobrego odpoczynku? - Nicholas zastanowił się. - Myślę, że najlepiej, gdybyś wybrał sobie małe, urokliwe miasteczko. Kurort czy coś w tym stylu... Niskie ceny, zwykle mili ludzie. Zresztą mieszkasz w małym mieście, więc wyobraź sobie, że jest tutaj jeszcze mnóstwo miejsc, w których można wypocząć.
- Tak, tak, ciągle nad tym myślę.
- Słuchaj! Pamiętasz Ronalda Terrance'a? Będzie przejeżdżał niedaleko. Zna parę ciekawych miejsc. Powinny cię zainteresować...

Oczywiście, że tak. Zadzwonił do Ronalda. Dziennikarz, ateista, cynik... pewnie biorąc pod uwagę te cechy, trudno uwierzyć, że razem z Carlem mogli się zbratać. A jednak!
- Kopę lat, Carl! Co u ciebie! - krzyczał głos z telefonu.
- Mam sprawę. Szukam cichego, spokojnego miejsca, gdzie mógłbym odpocząć z dala od... - zaczynał Carl, lecz Terrance mu przerwał.
- Mam coś na oku. Takie miasteczko. Spodoba ci się, bo sam miałem jechać. Wpadnij do mnie, a ja prześlę ci namiary.

Do domu wracał już spokojny. Wkrótce zacznie się pakować. Wyjedzie na tydzień z dala od miejsca, które tak źle mu się kojarzy. Jednak wciąż nie mógł zapomnieć o dziewczynce. Jeśli z jakiegoś powodu został "obdarowany" tymi snami albo wizjami... być może jeszcze się spotkają... Te pytania są męczące, a im więcej się nad nimi zastanawiał, tym trudniejsze się wydawały. Dość już. Przeżył koszmar i nie chce tego kontynuować. Nie.
 
Terrapodian jest offline