Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 11:15   #4
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Lyonesse, posiadłość Blackwatcha.

George przypomniał sobie dlaczego tak źle czuł się czasami przebywając w dużych metropoliach. Wszechobecny zgiełk, hałas i zabieganie nużyło go bardziej niżeli długotrwała jazda konna, czy piesze wędrówki. „No cóż nie zawsze robimy to na co mamy ochotę…” – skwitował w myślach refleksyjnie Blackwatch.

Przebywał już Wanadii drugi miesiąc. W pierwszej kolejności odwiedził swoją posiadłość pod Lyonesse. Nie było go już w domu od roku, uzupełnił swoją kolekcję trofeów myśliwskich i zbiór broni białej. Z zadowoleniem stwierdził, że dom jest prowadzony wzorowo przez służbę. Zresztą odbiegał zachowaniem od typowego alfheimskiego zamożnego przedsiębiorcy. Większość czasu spędzał w podróży, w które zabierał tylko swojego ogrzego sługę. W stosunku do służby nie był wymagający, czy uciążliwy… nie odczuwał takiej potrzeby.

Wolny czas poświęcił na spisanie swoich dotychczasowych obserwacji i odkryć. Interesował się kulturą i społecznością dzikich plemion orczych w Lemurii. Zbierał ich podania i legendy. Zresztą nie tylko z Lemurii. Zdarzało mu się już polować na bizony w Winlandii, czy na irbisy na wschodnich kresach ogromnej Morgowii. Polowania i podróże, to był sens jego życia. Był niespokojnym duchem, który nie potrafił usiedzieć na miejscu.

*****

Królewski Ogród Zoologiczny w Lyonesse.

Niestety czekały go także interesy. Odwiedził Królewski Ogród Zoologiczny w Lyonesse, gdzie z elfim dyrektorem baronetem Dawlishem, podpisał kontrakt na parę olbrzymich goryli, z Malezjani – wyspy na południowym – wschodzie Sunniru. To było duże zlecenie, dlatego wynegocjował długi czas realizacji. Teraz była tam pora deszczowa, wyjątkowo nie sprzyjająca łowom. Poza tym Dawlish musiał zorganizować transport i ludzi, co zajmie mu kilka miesięcy.

Towarzystwo Kolonialne Hagenbecka.

Następnie udał się do Heimburga. Podróż koleją trwała dokładnie cztery dni. Długie cztery dni, które spędził na czytaniu i nabieraniu informacji o czekających go wkrótce podróżach. Listę potrzebnego ekwipunku miał już ułożoną i już na dworcu w Heimburgu, wysłał ja telegrafem do Lyonesse, przynajmniej część papierkowej roboty miał już za sobą. U Herr Hagenbecka został przyjęty tak ja zawsze, po przyjacielsku i rubasznie. Blackwatch musiał przyznać, że lubił tego obrotnego przedsiębiorcę. Był konkretny i szczery, co w branży handlowej było wyjątkowo rzadkie. Jego kontrakt był mniej wymagający, chciał tylko dwie pary rzecznych hipopotamów i kilkanaście okazów ptactwa południowej Lemurii. Z jego obliczeń wynikało, że bez problemu zdąży wykonać to zamówienie jeszcze przed wyjazdem do Malezjani.

Heimburg, hotel Grand Helton.

Zostało mu kilka dni wolnego przez powrotem do Lyonesse, ucieszył się więc, kiedy jego heimburski pracodawca wręczył mu zaproszenie na wykład Sir Timmotego Graffa. Odczyt tak znamienitego podróżnika, na pewno był rzeczą godną uwagi. O wspomnianej w tytule zaproszenia wyspie słyszał dużo plotek i chętnie zapoznałby się z relacją kogoś, kto już ją zwiedził.

*****

Heimburg, posiadłość Graffów.

Posiadłość Graffów była zaiście okazała. George musiał przyznać, że zarówno ogród, w którym zauważył kilka rzadkich okazów roślin, jak i sama rezydencja doskonale się ze sobą komponowały. Mimo większego obycia z dżunglą i stepem, niźli ze sztuką i najnowszymi trendami, Blackwatch potrafił docenić piękno i kunszt.

Ubrał się na ten wieczór w gustowny, piaskowy garnitur z delikatnej wełnianej tkaniny. Do tego w koszulę o takim samym kolorze i może trochę nie pasujący, skórzany kapelusz, z którym się nie rozstawał a do którego miał spory sentyment.

Broni ze sobą nie zabrał, nie wypadało przecież na tak oficjalne przyjęcie obnosić się z rewolwerami czy strzelbą, nie mówiąc już, że było by to wykroczenie przeciw prawu. Swoje Colty i potężny sztucer kalibru czternaście zostawił pod opieką sługi w hotelu.

Wytwornie ubrany lokaj zaprowadził go do stolika, przy którym wedle zaproszenia miał siedzieć. Przywitał się ze wszystkimi obecnymi, nie zaniedbując wynikającej z zasad dobrego zachowania kolejności.

- Moja godność George Blackwatch, bardzo mi miło państwa poznać. Jeżeli wybieraliście się kiedyś państwo w jakąś egzotyczną podróż, czy safari na lemuryjskich sawannach, to bardzo prawdopodobne, że się spotkaliśmy.

Usiadł i zamówił u kelnera whiskey z lodem, w oczekiwaniu na ciekawy wykład, umilał sobie czas rozmową.

- Proszę wybaczyć mi, że wypytuję tak na wstępie... Wydaję mi się, że skądś Pana kojarzę... Czyżby Herr Blackwatch? Czytałem ostatnio artykuł o Pana przygodach w "Heimburger Zeit". Widzę, że poznamy tu dzisiaj więcej niż jednego sławnego podróżnika. Znają się Państwo z Herr Graffem może osobiście? Przyznam, że nie jestem zapoznany z dokładnym charakterem odkryć naszego gospodarza. Może Pan wie coś więcej o tej tajemniczej wyspie?

Na zadane przez nowego przybysza pytanie odpowiedział:

- Tak to ja, a o do przygód, to niech mi Pan wieży, dziennikarze lubią przesadzać i koloryzować fakty, ale to najmniejsza ich wada – zażartował. – Nie, niestety nie znam pana Graffa osobiście. Czytałem jednak kilka jego relacji z wypraw, między innymi do północnego Heimhorstu, czy w dolinę rzeki Gabon w środkowej Lemurii. Dokładność faktów i rzetelne ich podawanie to plusy jego relacji. Również, jak Pan, ciekaw jestem co nam dziś opowie o Hesbelgu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline