Wojtek spojrzał na przebitą postać raz jeszcze: „Niektórzy to mają chore poczucie humoru…” Westchnął ciężko i spojrzał na Dirka. Krasnolud jakoś nie był skory do rozmowy, więc Wojtek machnął ręką i przeszedł się w stronę drzwi na lewo od ołtarza. Obejrzał je dokładnie, wyglądały na solidnie. Grube dębowe deski, stalowe okucia i mały krzyż u góry. Otwarcie ich z buta nie wchodziło w grę. Zapukał w nie kilkukrotnie, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi, wrócił z powrotem na środek kapliczki. Dużego wyboru nie miał. Było tylko jedno wyjście, a on sam na sam z obcym, który do zbyt rozmownych nie należy. Zajrzał do plecaka, ale nic do jedzenie tam nie znalazł. Wtedy dość głośno zaburczało mu w brzuchu. „Nie będę z głodu umierał, jak to kapliczka to może blisko kościoła ale innego miejsca z jedzeniem. Pal to licho!” Zebrał co miał przy sobie do plecaka i próbując otworzyć drzwi powiedział do Dirka:
- Rób co chcesz. Ja wychodzę..
Pchnął drzwi, ale zahaczył rozpiętą kurtką o klamkę i wylądował twarzą w śniegu, tuż przed wejściem do kapliczki… |