Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2009, 11:15   #252
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Triarii TV
Śmierdziało stęchlizną. Dość powiedzieć, że odór był na tyle silny, że zdołał odstraszyć wszystkie dzikie psy i koty, które zdołały przeżyć ogień nuklearny, dlatego tu i za śmierdzącym oknem nie było nikogo. Z framugi okna wybujał różnokolorowy grzyb, a słońce, które i tak ledwo przedostawało się przez chmury barwy stali, w ogóle nie docierało do krańców pokoju, dlatego pełno było tutaj cieni i niedomówień, pełno półmroku, dodajmy, śmierdzącego półmroku.
Gdyby światło było choć o pół tona silniejsze, to zamalowane szkło rzucałoby cienie, tak samo jak odłażące wióry farby. Wilgotno było, ostatecznie była jesień.
Pokój w lepszych czasach należał do jakiegoś żydowskiego małżeństwa, zapewne zaszczutych i spalonych w zaimprowizowanym krematorium: Szare ściany pełne były krech, znaczków, linii, a także, gdzieniegdzie, zakrzepłej krwi, jednak stałym motywem w labiryncie był heksagram i cztery litery, JUDE mianowicie. Pokój był jeszcze jednym z wielu samotnych miejsc, nagle powstałych po Trzeciej Wojnie, do których nie przychodził nikt, a zrabowane i spalone holocaustem pomieszczenia pełne były śmieci nikomu nie potrzebnych, to jest za małych dziecięcych ubrań, książek, pamiętników, zdjęć, plastikowej biżuterii i lalek i temu podobnych, które nie miały żadnej wartości. Tu, w dawnym, żydowskim pokoju gościnnym, gnieździły się jedynie pluskwy i karaluchy, z czego część zdechła z braku jedzenia i pospolitej nudy. Nasiona buka kwitły i rozsadzały beton.
Na obszczanej i obsranej kanapie nie siedział nikt. Stary telewizor z pokrzywioną anteną, mimo to, był podłączony do gniazdka. Ekran szumiał i śnieżył, zniekształcony głos dobywał się przez głośniki obrośnięte mchem. Światło zwabiało ćmy i komary, a także niezliczone roje chitynowych pancerzyków.
Poza monotonnym szumem, panowała martwa cisza.
Nagle rój zebrał się, dotknął w orgii odnóży i czułków zardzewiałą antenę, przeszedł na jej koniec, tak, że w jednym tylko punkcie na antenie powstała czarna kula robaków, na tyle ciężka, że antena w końcu zaskrzypiała i zgięła się. Ekran jeszcze szumiał przez parę chwil, w końcu fale śniegu zrobiły w przestrzeni za szkłem parę wygibasów. Przez tępy szum przeszło parę szeptów, wykręconych dźwięków, facjaty materializowały się i rozpływały w białawym chaosie, usta zlewały się z zębami, policzki wybuchały w oczy, krawaty tańczyły, twardniały, czerwieniały, stawały i wytryskały. Jednak oto antena złamała się, a wizja nabrała klarowności.
Oczom karaluchów ukazało się chytre oblicze o hakowatym nosie. Czasem tylko rozmywało się z powodu żałosnego stanu telewizora. Człowiek był przysadzisty i korpulentny, łysawy, miał na sobie szary garnitur. Jego podwójny podbródek wlewał się na upiętą ciasno muchę, wodniste oczy wirowały, hipnotyzując widzów.
- Witamy w Triarii TV, twoim codziennym źródle informacji na temat świata Triarii. Dziś, oprócz sprawozdań z działań zbrojnych Kombinatu i Korporacji prowadzonych w Gdańsku i Gdyni, mamy niewątpliwą przyjemność przyjrzeć się ostatnim chwilom grupki psychopatycznych morderców, Axela Heintza, Tanji Hahn, Siegfrieda Klaugego i Nicolasa Neumanna. Nasi widzowie nadesłali nam setki listów komentujących zachowania, postawy i idee zawarte w naszym serialu. Oto parę z nich:
- „Wiesz, Jan, tak właściwie to nigdy nie oglądałam Triarii TV. Jednak zobaczyłam fragment show u mojej znajomej, wiesz, ten, w którym pokazana była podróż portalowa Hahn. Przyciągnęło mnie naprawdę dobre ujęcie śmierci Johna Sainta. Samej Hahn nie cierpię i naprawdę nie wiem, dlaczego przeżyła aż do końca. Gdyby Triarii to był serial, wycięłabym ją ze scenariusza. Sądzę, że Tanja jest osobą niestałą, owszem, może gdzieś w jakimś fragmencie jej osobowości prezentuje ze sobą coś wartościowego, ale w większości wypadków po prostu goni za seksem, jak jakaś drugiej klasy zdzira...”
- „Jan, czy po live show zostanie otwarty oficjalny merchandise oferujący bohaterów Triarii? Tak bardzo chciałbym spotkać Selene w prawdziwym życiu...”. Maćku, odpowiadamy: Po emisji ostatniego odcinka jest w planach otwarcie sklepu na pasie linii demarkacyjnej Neoberlin – Warszał, zaś uzyskane surowce z Fabryk Szerszeni zostaną użyte do wyprodukowania wysokiej klasy produktów zrobionych z rafinowanego lateksu i wyposażonych w prawdziwe włosy. Naszym pierwszym produktem będzie Yseult Stein w skali 1:1, przy czym pierwsze sto kopii będzie zawierało gratis zestaw „Martwe dziecko Yseult”, a także za niewielką nadpłatą oferujemy replikę pistoletu, którym strzeliła sobie w głowę. Zaznaczamy także, że Yseult będzie zaopatrzona w unikalny system eksplozji czaszki, tak, że strzał w głowę będzie przynosił jak najwięcej satysfakcji. Co więcej, po emisji Yseult zamierzamy wydać serię z Axelem Heintzem razem z działem grawitacyjnym, a także pluszowe pluskwy. Tak więc, Maćku: Jest na co czekać!
- „Sądzę, że Siegfried Klauge jest człowiekiem bardzo religijnym i posłusznym i wierzę, że często odmawia różaniec do Matki Boskiej Ciernistej, dzięki czemu zyskuje jej wielkie łaski. Na dowód mojego wielkiego przywiązania do tej postaci, przysyłam wam mój wielki skarb: Zasuszone łożysko i pępowinę mojego umarłego dziecka. Sieguś, trzymaj się!”
- „Chciałbym wyrazić swoją głęboką dezaprobatę dotyczącą zarówno Triari, jak i jego autorów. W istocie, serial „Triarii” oferuje nic innego, jak tanią rozrywkę, która odpowiada niewygórowanym gustom. Elementy takie jak: Zbyteczne epatowanie przemocą, propagowanie rasizmu i kultury militarnej, mizoginia pojawiająca się na każdym kroku, niejasność przekazu i groteskowość, czynią z Triarii rozrywkę bardzo płytką i osobiście ubolewam nad zawartością serialu. Sądzę, że wypacza on wiele pojęć, które zazwyczaj są o wiele głębsze, nierzadko skandalicznie wręcz niszcząc i potępiając pewne nienaruszalne wartości. Piszę tą krótką wiadomość dlatego, ponieważ czuję się zobowiązana do powiadomienia odpowiednich organizacji o treściach pojawiających się w tym miejscu i ich ocenzurowanie”.
- „Tutaj John Saint. Śmierć wcale nie była taka zła. Znajduję się w dziwnym miejscu. Widzę bardzo dużo twarzy. One wszystkie wyglądają jak ja. Co mam zrobić?”
- „Nie wiem, jak to robicie, ale posyłanie cracku razem z plakatami Nicolasa Neumanna jest najlepszym pomysłem, jaki widziałem po Trzeciej Wojnie. Czy na znaczkach z Frankiem Malakiem znajduje się LSD? Nie mogę się doczekać, kiedy je dostanę!”
- „Triarii: Die Mauer jako serial doczekał się własnej niszy w popkulturze i być może jest zaczątkiem czegoś większego. Stanowi on pewną alternatywę do światów postapokaliptycznych w powojennej Polsce, jednak prawdopodobne przyjęcie i promowanie go na rynku stoi pod znakiem zapytania. Ile tak naprawdę istnieje potencjału w Triarii? Trudno odgadnąć faktyczne zamierzenia twórców Triarii, jako że mamy niewątpliwie do czynienia z prototypem i szkicem, a więc tworem bardzo niekompletnym i nie możemy stanowić całości po tak małym tylko fragmencie. Sądzi się jednak, że kontynuowanie projektu przyniosłoby pewne kontrowersje, jako że Polska, którą nadal rządzi Kombinat, jest ściśle katolicka, zaś desakracja treści religijnych grozi w naszym kraju karą śmierci. Oczywiście będziemy śledzić ewentualny rozwój, jednak pytanie pozostaje: Na ile niszowość Triarii może zadecydować o jego popularności? Czy w ogóle możemy mówić o popularności Triari? Czy serial był po prostu kolejnym projektem non-profit, który wyczerpał swoje treści już na samym początku?”
- „Chciałbym wam powiedzieć, że kimkolwiek jesteście, właśnie popełniliście błąd swojego życia. Stara ustawa wprowadzona w III RP nadal obowiązuje, to jest pedofilów nadal czeka kastracja chemiczna. Jesteśmy na tropie. Jesteśmy na etapie śledztwa, kto zmusił te dzieci do gry w waszym serialu, ale macie pewne, że z jajami z tego nie wyjdziecie”.
- Chciałbym podziękować wszystkim za listy! Dowodzi to szerokiego zainteresowania tematem, na pewno odpowiemy na wszystkie z nich. W międzyczasie, prosimy o obejrzenie jednej z ostatnich szpul serialu.


* * *

# Die Mauer
Błysnęło. I jeszcze raz. Heintzowi włosy zjeżyły się od zjonizowanego powietrza. Nagle stwierdził, że wszystko coraz bardziej było naelektryzowane, powietrze wibrowało od nagromadzonej energii. Nie było wątpliwości, że reaktory lada chwila ulegną zniszczeniu.
- Ghhh... - starcowi trudno było przemawiać przez ściśnięte działem grawitacyjnym gardło. - Po... Portal, co? Mo... Można by... Można by przekierować tunel... Do Eksternusa... Pokażę ci... Pokażę... Ja... Tylko... Pozwól... Mi... Żyć...
W tym samym czasie Miller stracił cierpliwość. Padło parę strzałów, które wymierzył... We własną nogę. Pistolet pulsowy wykonał dobrze robotę. Wkrótce, po amputacji kończyny, wziął metalowy pręt i wskoczył na niego jak na kulę.
- Czy ja dobrze słyszę!? - stęknął z bólu. Ledwo co chodził. - Kim ty jesteś, do cholery? Ty... Ty nie jesteś Gieger! Ty nie jesteś przywódcą Schicksalrat! Taki... Taki cholerny wrak człowieka!
Upadł. A wtedy zaczęło się piekło.
Lauch zaczął strzelać do Giegera. Miał dużo kul, ale i tak na próżno: Pomiędzy nim, Heintzem a Tanją wykwitła złotawa tarcza. Klauge mógł zobaczyć na własne oczy, jak w przeciągu paru centymetrów kule tracą szybkość i opadają na posadzkę. Tanja wypaliła za śladem czarnookiej. Może kogoś trafiła. Nie było czasu.
- Oszaleliście, głupcy! - zawył Gieger. - Wszyscy tutaj zginiemy! Wszyscy, rozumiecie!? WSZYSCY!
- Klauge... - wysapał Miller, któremu z powodu upływu krwi pociemniało w oczach. - Czyś... Czyś ty oszalał? Gieger... Gieger musi.. On musi...
Bredzenie Millera przerwały strzały Klaugego. Do Siegfrieda przyłączył się Neumann, który, na odmianę, strzelał w Heintza.
Hahn podtrzymywała tarczę skutecznie przez pewien tylko czasu. Z jej nosa i uszu powoli zaczęła wyciekać krew, a na czoło wstąpiły grube żyły. Jakkolwiek dobrze mogła się skoncentrować, miała ona swój limit, a poprzednia walka z Biskupem i wchodzenie w inne spektrum czasowe poważnie go nadwerężyły. Gieger wykrzyczał komendy, które Heintz miał wpisać, aby przekierować tunel, aby uciec z Muru. Chemik wbił do konsoli to, co trzeba było: Portal na samej górze zafalował i zalśnił innym światłem
Miller zaczął strzelać. Gdy tylko zrozumiał, że Klauge wcale nie zamierza oddać Giegera w jego ręce, z rozpaczy bardziej zaczął strzelać na oślep, gdzieś tam, w stronę Laucha. Lauch dostał parę strzałów w plecy, na kamizelkę, zanim uskoczył. Pomimo to, Miller strzelał dalej, a jego o wiele większy kaliber zahaczał nierzadko o tarczę Tanji.
Nie wytrzymała. Czuła każdy strzał wewnątrz swojej głowy. Straciła koncentrację, a tarcza znikła; gdyby miała czym zwymiotować, to zrobiłaby to, ale zdołała zaledwie parę razy splunąć kwasem żołądkowym. Upadła na kolana, nie mogąc wytrzymać obciążenia psychicznego. W tym samym momencie Heintz zrobił zwrot i rzucił Giegerem w Neumanna.
Portal się otwierał. Natężenie pola T sprawiło, że cały szczyt wieży wyglądał jak jakaś osobliwa aureola. Wyładowania magnetyczne spowodowane powolnym niszczeniem rdzeni czarnej materii sprawiał, że przez okna była widoczna zorza magnetyczna: Różnokolorowe pasma na niebie zlewały się z czarnymi błyskawicami. Czasem przechodziła fala nieczasu: W tych krótkich momentach mogli prawdziwie odpoczywać, zawieszeni w przestrzeni i półkrokach, sunąc w zwolnionym czasie, podczas gdy rzeczywistość na zewnątrz pędziła.
Jednocześnie z nagromadzonej kuli energii zaczęły się odrywać małe portale, które, płynąc w powietrzu, docierały do małych fragmentów wieży i Muru, odgryzając i odrywając je, teleportując je do Bóg wie jakich miejsc.
Tunel się otworzył, owszem: Ale zostało zaledwie parę minut do eksplozji.
Od zagłady dzieliły ich zwykłe momenty.
Dwójka, to jest Heintz i Hahn popędzili w stronę windy, w stronę wielkiej jasności, która wylewała się z portalu. Ostatecznie, mogli się wspiąć na sam szczyt. Neumann byłby mógł teraz łatwo zarżnąć Heintza – gdyby nie spadł na niego Gieger. Impet wyrzucił ich obu na kraniec platformy. Sam Neumann był na krawędzi, pod nim znajdowało się tylko ogniste piekło. Zamajtał nogami, próbując zyskać równowagę. Gieger miał więcej szczęścia: Powstał i wziął pręt zbrojeniowy. Dokonał do tego po paru próbach: Całe jego ciało drżało od impulsów, które władowało w niego działo.
Niewielu zwróciło uwagę na to, że w momencie, gdy Heintz rzucił Giegerem, drugiego, młodszego o parę setek lat Giegera, Konrada Hahna mianowicie, zmiotło z powierzchni jak piórko. Wyglądało na to, że tym razem Gieger nie blefował: Był naprawdę połączony więzami czasoprzestrzeni z Konradem Hahnem. W istocie, atakując Giegera, atakowało się Hahna. Byli oni tą samą osobą, jakkolwiek rozszczepioną przez czasoprzestrzeń.
Konrad wrzasnął do Giegera, gdy ten zbliżał się do Neumanna, by zarżnąć chwilowo obezwładnionego najemnika:
- Nie! Przestań!
- Zamknij się, dzieciaku... Kiedy przeżyjesz... Kiedy ja przeżyję parę setek lat, to tak samo będziesz... Będę... Gadał... Hi... Hehehee...
Tam czekał na niego już Klauge. Z precyzją, której można się spodziewać tylko u fanatyka, wydał parę strzałów w jego stronę.
Trafił. Trafił w pierś. Gieger stał zdziwiony przez parę sekund. Jakby nie pojmował sytuacji, w której się znalazł. Jakby pojawiło się coś, co było tak dziwnego, że zupełnie nie pasowało do sytuacji, coś dziwniejszego od latających psów, coś tak mu odmiennego, że nie mógł tego wypowiedzieć.
W tym samym momencie Konrad Hahn zarzęził, gdy przebite płuco próbowało zassać powietrze.
- A... A...
Hahn bezsensownie zamamlał ustami. Zastygł niczym kamienny posąg. Dopiero później zaczął upadać, kiedy nogi go zawiodły.
- Das ich hab' doch nicht gewusst... - przełknął karmazynową ślinę.
Upadł z miękkim dźwiękiem, dokładnie w tym samym momencie, gdy upadł Gieger. W parę sekund zza jego pleców zaczęła wypływać posoka. Szeptał coś; może modlitwę, choć równie dobrze mogły to być brednie człowieka w obliczu agonii. Dyszał spazmatycznie. Każdy jego następny oddech był coraz bardziej nieporadny, wymuszony jakby.
Chyba coś ujrzał w swoich majakach, bo uśmiechnął się – ostatni raz. Wyciągnął rękę i zakreślił jakiś wzór w powietrzu. Leżąc na plecach, bawił się. Z początku nic się nie stało. Jego ręka słabła. W końcu, gdy całkiem opadła, nad jego uśmiechniętą twarzą zajaśniał napis, który sam wykreślił:

„TO SIĘ WCALE NIE ZDARZYŁO”

Neumann zdążył złapać równowagę, już, już mieli wszyscy uciekać w portal. Teraz drżała już cała wieża. Miller leżał nieżywy: Gdy znowu upadł, kawał stali zmiażdżył go na dobre. Nagle dziewięciocyfrowy licznik stał się jedyną rzeczą, o którą trzeba było dbać na tym świecie.
- Patrzcie! - krzyknął ktoś. - Wieża! Wieża się rozpada!
Zaczęło się to od Giegera i Hahna.
Najpierw nieznacznie, jak iskra, która dopiero co spadła na papier, a jednak uparcie drążąc biały materiał, tak z wolna rozpadali się Hahn i Gieger. W ciszy, poczynając od ich zastygłych twarzy, które roziskrzyły się i ulatywały na wietrze, entropia drążyła ich, a struktura, z której byli utkani, rozwiewała się w nicość. To, co z nich zostawało, nie było nawet popiołem, bowiem i popiół gdzieś zdąża; cząsteczki, na które rozpadali się, rozbijały się na jeszcze mniejsze, a te na jeszcze mniejsze, co przywodziło rozkręcające się galaktyki i konstelacje. Z początku wielkie, niby lśniące pióra, później coraz mniejsze, coraz bardziej szare i coraz bardziej gasnące. Roztrzepotane nibygwiazdy ulatywały w przestrzeń jak świetliki, po których nie zostawało dosłownie nic. Materia rozwijała się, iluzja ustępowała; mogli zobaczyć ich lśniące czaszki, żebra, miednice i kości, które poddawały się kompletnej anihilacji, rozpuszczały się do stopnia, poza którym nie było już żadnego innego, świetliste struktury gasły, poszycia umierały, komórki rozpływały się, życie rozpuszczało się, nie zostawało nic. Ale na tym się nie skończyło. Gdy tylko zniknęli, rozchwiane iskry kontynuowały swoją podróż. Dziura w rzeczywistości zaczęła się od nich, a ten, kto spojrzał w ich stronę, nie widział nic. Dosłownie: Nie było żadnej ciemności albo żadnego nieskończonego światła. Umysł ignorował to miejsce, oczy same odwracały się w inne miejsce. Skoro Gieger umarł, rzeczywistość, którą wytworzył, także musiała się skończyć; podpora tego świata nagle umarła, a on także umierał w zastraszającym tempie. Ci, którzy byli jakoś związani z Giegerem także musieli umrzeć. Wszystko musiało umrzeć. Wszystko. Śmierć Giegera nie była niczym innym, jak wciśnięciem przycisku RESET do całej rzeczywistości.
Ale płomienie dalej buzowały. Już, już byli przed portalem - - -
- Szybko, do cholery, szybciej! Może jeszcze nie...
Heintz ujrzał ostatni rozbłysk w tym świecie. Każdy ujrzał. Eksplozja reaktorów była przepiękna. Tylko przez parę chwil znaleźli się w oszałamiającej grze świateł, tylko przez parę chwil znaleźli się w czymś, co było całkowicie niemożliwe i dlatego tak wspaniałe. Fala nuklearna wydostała się z podziemi Muru; pod ziemią przeszła fala, Mur rozpadał się, a spomiędzy stalowych ruin wypływało światło atomowe.
…Heintz widział dobrze, jak wszystkie Triarii, które ścigały ich, tracą równowagę, płoną; szkło posypało się na jego skronie, metal zwalał się na jego głowę, wszystko chybotało się i ostatecznie spadało w otchłań...
...Hahn tylko przez parę chwil widziała ostatki z iskier, w które rozpadł się jej brat, a później mogła tylko obserwować, jak odłamki lśnią tęczową feerią barw, jak rozżarzone do czerwoności przez pożar pręty zbrojeniowe pędzą w jej stronę niczym rój żądeł...
…Neumann spadał, a świat coraz bardziej zwalniał, a kiedy zwalniało wszystko, robił to także jego umysł, który przestał taktować za pędzącą rzeczywistością – zredukowane do klatek w poronionym filmie życia, sceny przesuwały się – on tracący równowagę – on wyciągający rękę – on mijający się z podporą – on spoglądający na dół, którego treść stanowiły tylko płomienie – on spadający...
…Klauge zwolnił, jak w kiepskim filmie sprzed paru wieków, kiedy wszystko było jeszcze kolorowe – mógł obserwować, jak zwłoki Millera są konsumowane przez potworny żar, jak jego twarz zamienia się w kupę węgla, jak jego żebra czernieją, jak jego komórki rozrywa temperatura, jak płomienie ślimaczo liżą jego ciało...
A w końcu szkło spadające z góry zastygło. Kawałki szkła zawisły, jakby na niciach. Jak dziwne owady.
- czas, proszę państwa? - usłyszeli znajomy głos. - Czy naprawdę już czas to wszystko kończyć? Zdaje mi się, że dopiero państwa poznałam, a już musimy się rozstawać.
Wyszła, ułamawszy kawałek płomienia.
- Wykonaliście kawał dobrej roboty – poluzowała krawat. - Co oznacza również koniec mojej pracy, na szczęście. Śmierć Arnolda Giegera, a zarazem śmierć Konrada Hahna były, jak wierzę, nieodłącznym elementem tej nieistniejącej historii... Obojętnie, czy naprawdę byliście świadomi tego, co naprawdę one ze sobą będą niosły.
Czas stanął w miejscu.
- Nie wiemy, jakim sposobem Arnold Gieger posiadł wiedzę o tym, że był powiązany z Konradem Hahnem w tak wielkim stopniu. Ostatecznie, być może źle oceniliśmy jego możliwości... Choć, naturalnie, to i tak teraz bez większego znaczenia.
Spojrzała w dół, na całkowicie nieruchomą twarz Neumanna i jego ciało zawieszone w powietrzu.
- Oczywiście, wy wszyscy znajdujecie się o wiele bliżej śmierci, niż jesteście w stanie to pojąć. Śmierć przychodzi na człowieka nieświadomie, tak jak sen; kiedy zdaje sobie sprawę, że zasnął, już i tak jest za późno. Wyłączywszy sytuacje takie, jak ta... Dlatego moi chlebodawcy postanowili zaproponować wam alternatywną drogę. Tak, proszę państwa? Nikt nie chce umierać. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Pozwólcie, że wytłumaczę, co tak naprawdę się stało, gdy serca Arnolda Giegera i Konrada Hahna przestały bić. Chodzi o to, że Gieger – tak, jak pani Katja była łaskawa wytłumaczyć nam wcześniej – naprawdę był tym, bez którego to wszystko by nie zaistniało. Był tą przyczyną rzeczywistości, która spowodowała zbyt wiele skutków, najgorsze zaś, że był przyczyną z przeszłości, teraz zaś mamy teraźniejszość. W istocie, Korporacja nie powstałaby nigdy, gdyby nie Arnold Gieger. Mur – Korporacja – Schicksalrat, a nawet niektóre warbandy... To wszystko jest dziełem pana Giegera. Niestety, nie ma go już z nami, a szkoda, bo chętnie przedyskutowalibyśmy parę istotnych kwestii, do których on doszedł.

Rzeczywistość z wolna blakła, przechodziła w śnieg, jak ekran telewizora. Ciemniało.
- Tutaj, kiedy ktoś zaczyna się bawić warstwami rzeczywistości, łatwo o błąd. Błąd systemowy, proszę państwa. Proszę mi powiedzieć, co by państwo zrobili, gdyby przyczyna, która leży gdzieś na osi czasu, a która was zrodziła, po prostu została zlikwidowana? Naturalnie, jedyną logiczną myślą wydaje się być to, że gdy przyczyna zostaje zlikwidowana, tak samo skutek. Jeżeli w większej części waszą przyczyną jest Arnold Gieger, tak, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa mówić o zamachu na Boga albo porwaniu się z motyką na Słońce. To ironia, że w tym wypadku prawdopodobieństwo stało się prawdą.
Nie było żadnej Tanji Hahn, nie było żadnego Axela Heintza, nie było Nicolasa Neumanna i nie było Siegfrieda Klaugego. Usunięto podstawę, według której istnieliście.
Triarii nigdy nie zostało opowiedziane. Ta historia nigdy się nie wydarzyła..
Masy materii są właśnie konsumowane przez czarną dziurę, która powstała przez połączone eksplozje reaktorów i portalu. W ciągu paru minut cały Mur przestanie istnieć, a także wy, a także wiele osób, które znaliście. Rzeczywistość, która do tej pory istniała, została zwichnięta i ciężko przewidzieć, co stanie się dalej.
Pociemniało do końca, tak, że tylko głos dobywał się w nicości. Usłyszeli trzask łamanej kości.
- Pozwolę sobie użyć i pozbawić was waszych broni – bądź co bądź, prawnie należą one do Korporacji. Także pani, pani doktor Hahn... Chwilowo nie będzie mogła pani użyć swoich obfitych umiejętności. Ale obiecujemy, to tylko chwilowe.
Dźwięk łamanej kości.
Nagle znaleźli się gdzieś na Eksternusie. Nie było już połamanych żeber Tanji, nie było także jej złamanych palców; zniknęły, jak gdyby ich nigdy nie było. Stwierdzili, że nie mają przy sobie żadnej broni, zaś na odmianę nie mieli także żadnych ran.
Externus. Znajdowali się w środku jakiejś dawnej katedry, zawieszonej na środku fioletowego nieba. Kruchta była zrujnowana, ołtarz też. Witraże przedstawiały to, co zwykle: Groteskowych świętych, sceny okrutnego męczeństwa, Jezusa o spiłowanych zębach i tańczącego na czaszkach swoich przeciwników. Sklepienia nie było: Czasami mogli zobaczyć tam, w górze, te same szponiaste ptaki, które widzieli kiedyś w Salach Lamentu. Gdyby wyjrzeli przez jedno z wielkich, gotyckich okien, mogliby bez problemu zobaczyć to, co ujrzeli kiedyś z Sal: Paszczę. Wysepka, na której była katedra, z wolna, acz nieubłaganie zbliżała się do paszczy.
Sama katedra, zbudowana na planie cierniokrzyża, była wypełniona, oprócz gruzów samego sklepienia, różnorakimi kośćmi, złomem czy nawet zardzewiałą bronią. Ławki były całkowicie zbutwiałe i zapadły się, pozostawiając skruszałe ramy. Tabernakulum leżało gdzieś w kącie, zdruzgotane.
- Jednak pozostało jeszcze parę innych kwestii do omówienia.
Czarnowłosa kobieta znajdowała się paręnaście metrów nad nimi, na niedostępnej galeryjce. Nie wiadomo było, czy to ona zaaranżowała tę scenę, czy też może katedra była tu już od dawna.
- Śmierć Arnolda Giegera, czy tego chcecie, czy nie, pociągnęła za sobą zapaść rzeczywistości takiej, jaką znacie.
Umilkła na chwilę, być może chcąc, aby sens tych słów dotarł do tamtych na dole.
- Oto, co się stało: Bez Arnolda Giegera rzeczywistość podążyła dwoma torami, powstały dwie alternatywne rzeczywistości. Pierwsza to ta, w której Arnold Gieger nigdy nie istniał: Nie było nigdy Trzeciej Wojny, nie było katastrofy nuklearnej, nie było Muru, nie było Triarii; owszem, było parę wojen, ale nie zaistniała żadna apokalipsa. Ludzkość nie odkryła potencjału leżącego w portalach, zaś odkrycie Thamma zostało zignorowane. Druga rzeczywistość zignorowała ten podstawowy błąd w systemie i przyczyny znalazły swój skutek: Reaktory eksplodowały, powodując implozję Muru. Tam, gdzie było epicentrum, powstało coś, co zostało nazwane Okiem Mrozu, jako że temperatura osiągnęła zero absolutne, a zima nuklearna spowiła także i tą część Europy. Siły Korporacji i Kombinatu zostały pokonane, zaś fala nieczasu przetoczyła się parę razy wokół globu, powodując zawirowania pola nawet na najodleglejszych krańcach. Jednak stało się i coś jeszcze: Fala nieczasu zmodyfikowała wspomnienia całej ludzkości, większą jej część redukując do dzikich zwierząt.
Nabrała oddechu.
- Mówiąc krótko, we wszechświecie A narodziliście się jako zupełnie inne osoby i spotkaliście zupełnie innych ludzi i staliście się zupełnie kim innym. Jako że podstawowa przyczyna została wymazana, nie spotkaliście nikogo. Tam, w rzeczywistości A nadal istnieją miasta, nie ma żadnych opuszczonych, ludzie nadal udoskonalają swoje technologie, jednak teleportacja nadal jest wkładana między bajki. Nadal istnieje popkultura. Nadal istnieją gazety. Czasem ktoś w Chinach wybuduje obóz koncentracyjny, ale to nie wzrusza nikogo z Zachodu, a w każdym razie nie bardziej niż nad ewentualne wydanie protestu. Ludzie, którzy normalnie odpowiadaliby za UAK, teraz są obsadzeni za krzesłami wielkich koncernów finansowych, które mają na celu dostarczyć ludziom tyle rozrywki, ile trzeba. Została opracowana sztuczna inteligencja, ludzie coraz chętniej korzystają z usług biobotów, które jednak nie są używane do celów militarnych. Podróże kosmiczne niewiele się zmieniły. Rok 2213 niewiele się różni, poza paroma wyjątkami, od paru mileniów wcześniej.
- Rzeczywistość B jest tym, co mogłoby się stać po zniknięciu Neoberlina: Dymiące pozostałości miasta coraz gęściej skuwa wieczny lód, ludzie Korporacja i Kombinat zostały pokonane, a w każdym razie przyjęły dotkliwy cios, z którego nie tak łatwo się podniosą, nie w ciągu jednego pokolenia przynajmniej. Coś, co nazywa się Zapomnieniem dotknęło znacznej części ludzi: Wielu z nich z dnia na dzień przestało pamiętać, kim są, dlaczego istnieją na tym świecie i co wcześniej robili. W istocie, fala, która przetoczyła się od strony Neoberlina była swojego rodzaju apokalipsą... Apokalipsą, która człowieka wpędziła na powrót do jaskiń, tym razem jednak te jaskinie są zbudowane ze stali. Naturalnie, nie wszyscy zostali poddani działaniu Zapomnienia, jednak są to nieliczne tysiące na tle miliardów. Wielu z tych, którzy zostali ewakuowani, przemieniło się w dyszące żądzą krwi potwory, których jedynym celem jest przeżyć i zabijać, potwory, które kompletnie zapomniały o swoim człowieczeństwie i posługują się kamieniami i prętami po to, by zabijać.
- Lepszy świat i gorszy świat... A tym, o co rozbijają się wszyscy jest... Pamięć.
Na te słowa po obu stronach kruchty otworzyły się dwa portale.
- Widzicie, my, Dobroczyńcy, szczerze doceniamy to, co zrobiliście, a zrobiliście niemało. Doprowadziliście do upadku dwóch tyranii jednocześnie, i to w zaledwie parę dni. Proszę się nie martwić o waszych znajomych i przyjaciół... Zapewniamy was, że dali sobie radę. Jednak to nie dla nich nadszedł teraz czas wyboru. Wybór jest wasz.
Wspomniałam wcześniej o pamięci... I jest to prawda.
Portal po lewej prowadzi do rzeczywistości A. Do lepszej rzeczywistości. Ale przed jednym nie możemy was uchronić: Przed utratą wspomnień. Jeżeli którekolwiek z was wejdzie w ten portal, zapomnicie o wszystkim, co tutaj się stało. Znajdziecie się w szpitalu w Berlinie, tak, w Berlinie, a nie w Neoberlinie i sami zdecydujecie, co chcecie ze sobą zrobić. Lekarze powiedzą wam, że cudem przeżyliście ciężki wypadek. Nie spotkacie żadnej z osób, którą tutaj kiedykolwiek poznaliście. Będziecie wiedli życie w zależności od waszego wyboru. Ale nie będziecie pamiętać.
Wejście do portalu po prawej zaprowadzi was do rzeczywistości B. Do gorszej rzeczywistości. Do rzeczywistości, gdzie ludzie zapomnieli, że są ludźmi. Cóż, a w każdym razie: Większość. Resztki Neue Wunderkinder i Triarii gdzieś pałętają się po świecie, tak samo jak pozostałości obu armii. Będziecie pamiętać wszystko, co do tej pory przeszliście – łącznie z tą katedrą. Będziecie mieli szansę spotkać osoby, które wcześniej spotkaliście, w jakimkolwiek stanie by one nie były. Obudzicie się na obrzeżach Neoberlina i będziecie mogli pójść dokądkolwiek zechcecie. Obudzicie się w starym hangarze Korporacji i nie spotkacie nikogo. Znajdziecie tam prowiant na parędziesiąt dni i transport, a także broń.
Ostatni wybór to brak wyboru. Widzicie, z technicznego punktu widzenia, umarliście. Znaleźliście się w samym środku epicentrum implozji Muru. Nikt, kto żyje, nie mógłby tego przeżyć. Dlatego jeśli nie wybierzecie ani portalu A ani portalu B, to w istocie nie zmienicie sytuacji, w której teraz się znaleźliście. Katedra za dwie godziny zostanie pożarta przez coś, co my nazywamy Maxilla, a co jest po prostu wirem energetycznym. W tym wypadku także nie przeżyjecie. Efekt zostanie taki sam, jak gdybyście zostali tam, w Murze. Wiemy, że dla niektórych wybór może być ciężki, dlatego w tym ostatnim wyborze proponujemy im coś, co jest zawsze i wszędzie dostępne dla wszystkich, śmierć mianowicie. Przy czym śmierć w naszym rozumieniu jest czymś więcej niż końcem funkcji maszyny ludzkiej. W tym wypadku nastąpi śmierć nie tylko waszego ciała, ale także i waszego umysłu, waszej najbardziej rdzennej istoty. Jest to rozpłynięcie się. Zaprzestanie istnienia w tym albo innym świecie... Kompletna anihilacja.
Dla niektórych to także opcja do rozważenia.
Przerzuciła krawat przez ramię i podciągnęła mankiety, tak, że mogli zobaczyć gęstą sieć tatuaży na jej dłoniach.
- Jakkolwiek byście nie wybrali, mój czas kończy się. Chcielibyśmy podziękować wam za współpracę.
Rozpuściła włosy i odetchnęła.
- Cza-a-a-a-s, by wybrać – przeciągnęła. - To naprawdę czas. Czas. Czas!
Usłyszeli jej oddalające się kroki, a później trzask kości.
Ciszę przerywały tylko dalekie śpiewy ptaków.
 
Irrlicht jest offline