Miało być tak pięknie, a wyszło jak... zwykle.
W stronę tego palanta, Heintza, wypalił po kilka ładunków z obu luf, raz za razem z przerwą na wydłubanie dymiących resztek tekturowych łusek i ponowne wepchnięcie nowych. Nie patrzył nawet, czy ładuje kule, czy śrut. Byle naparzać do psychopaty chroniącego dupę kolejnego psychopaty. Nie bez całkiem przyzwoitej dozy przyjemności zresztą.
A później Gieger zginął. W końcu. Stanie się to, co ma się stać. Koniec świata, a może alternatywna rzeczywistość? Wszystko jedno.
A potem wszystko się wzięło i zesrało.
Zamiast śmierci dla wszystkich uczestników, zabawa zaczynała się od nowa. No, może jeszcze nie teraz, ale wkrótce. Wybór między światem bez Muru, a światem po zniszczeniu Muru. Albo anihilacja.
Trzecia okoliczność zdawała się kusząca, ale coś, co było cechą każdego zdrowego na umyśle człowieka, sprzeciwiało się najłatwiejszemu rozwiązaniu. Pieprzone chęć życia i wola przetrwania.
Tylko przez chwilę myślał o świecie bez Muru. Mogło być nieźle, ale nie miał pojęcia czym mógłby się tam zająć. Wyrósł w świecie wojennych zniszczeń i spaczonych społeczeństw. W świecie, gdzie były, jak się okazało, plugastwa takie jak mutanty, pluskwy i inne. W JEGO świecie.
Zatem świat po zniszczeniu Muru. Z wiedzą o tym, co się wydarzyło. Z urazem do portali i innych naukowych debilizmów. Ale za to w środowisku, które znał i wiedział, czego można się spodziewać. Bez niespodzianek. No i również bez Muru.
Wtedy znowu odezwał się Heintz. Nicolas zastanawiał się, ile ołowiu potrzeba, żeby ten fagas przestał się wydurniać i zgrywać wszechwiedzącego i lepszego od innych palanta.
Kazał im wybrać inny portal. Groził. Widać psychika mu siadła do reszty.
- Weź ty się pierdol, popaprańcu... - Neumann zacisnął pięści, z których nie raz robił użytek podczas walk w klatkach i rzucił się do przejścia w ślad za Heintzem. Podobała mu się myśl o obiciu gęby Axela. Po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się... i zniknął.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |