Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2009, 10:35   #7
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Papillon, kierowany doświadczoną ręką Pierre'a, niezbyt szybko podążał pikardyjskim, wąskim traktem.
Nie spieszyli się.
Trójka dyszących zemstą osobników, została daleko za nimi. Nikt nie deptał im po piętach. Nawet sam Czas ich nie poganiał.
Nikt na nich nigdzie nie czekał. Mogli jechać jak szybko chcieli.
A Paryż... Cel ich podróży i tak przybliżał się coraz bardziej. Poza tym... miło było jechać w tym akurat towarzystwie. I w taki właśnie sposób, co było jednym z powodów, dla których dotychczas nie kupili drugiego wierzchowca.
Należało się cieszyć każdą chwilą i każdą przyjemnością.

A było się czym cieszyć.

Z Tess noce były za krótkie.
Zdecydowanie za krótkie.
W zasadzie doba mogłaby się składać z samych nocy.
Chociaż... Świt z Tess w ramionach miał swoje uroki...


Stukot kopyt nadjeżdżającego konia oderwał myśli Pierre'a od przytulonej do jego pleców dziewczyny.
Szczęknął odwodzony kurek pistoletu, którego lufa, ukryta pod peleryną, skierowana została w nadjeżdżającego.
Na trakcie jeden człowiek w zasadzie nie stanowił niebezpieczeństwa, ale... Nigdy nie było wiadomo, na kogo człek trafi.

Lufa opadła na widok munduru, a sama broń wróciła na swoje miejsce.
Pierre uniósł dłoń w powitalnym geście.
Muszkieterów królewskich łączyła nader silna więź z gwardzistami nie należącymi do oddziałów Kardynała. Jedni zawsze wspierali drugich.

- Witam! - powiedział. - De Batz - przedstawił się.

- Tocqueville - przedstawił się młodzieniec i wyłuszczył swą prośbę, list przy okazji podając.

- De Villau? - zdziwił się Pierre. - Co sprawiło, że stary wilk zabłąkał się w te strony...

Nie czekając na odpowiedź wziął list i otworzył.

- Pan de Villau, sierżant muszkieterów, zaprasza nas do domu prefekta - powiedział do Tess. - Czeka nas tam nocleg. Oraz Franciszek de Villau, który sprawę ma do nas, o której zbyt wiele nie pisze. O pannie tylko jakiejś wspomina, w szczegóły zbytnio się nie wdając.


Poczuł, jak przez moment ręce obejmujące go w pasie usuwają się, a w parę sekund później Tess ponownie przytuliła się do niego, znacznie mocniej, niż ż poprzednio.
Czy był to wyraz zgody, czy też pozostawiała decyzję w jego rękach? Trudno było to jednoznacznie ocenić, a pytać nie zamierzał.
W każdym razie zaproszenie wypadało przyjąć, nawet gdyby potem odmówić przyszło. Nocleg w wielkim łożu... To była pociągająca myśl.

- Prowadź zatem, panie Tocqueville, do domu prefekta. I może, tak przy okazji, uchylisz rąbka tajemnicy, która sprawę ową skrywa? Co z ową panną się stało? Bo nie sądzę, by pan de Villau na wesele nas zapraszał z braku gości, co nie dojechali.

Ewangelia o uczcie, na którą ludzi z ulic spraszano, wspominała, lecz wątpliwym było, by tutaj ta sama możliwość zachodziła.

- Pan Franciszek de Villau na wszystkie pytania odpowie. Teraz wspomnieć tylko mogę, że panna Anna Luiza de Montespan zniknęła. A dokładniej - porwano ją.

Wiele panien z domu znika z takiego czy innego powodu. Jedna nie chce męża, jakiego jej rodzice szykują, inna z kochankiem ucieka, jeszcze inną niedoszły narzeczony porywa, by siłą za żonę brać.

- Radzi będziemy - powiedział - wspomóc pana de Villau. Jeśli w naszych możliwościach udzielenie pomocy będzie.

Panna w potrzebie.
Coś dla prawdziwego bohatera.
Sprawę komplikował nieco fakt, że jedną pannę już miał przy boku i wymieniać jej na inną nie zamierzał, nawet gdyby wraz z tamtą rękę i posag ładny dawali.
Jeśli z własnej woli uciekła, z człekiem, co ją szanował i poślubić chciał, to nie zamierzał jej w tym przeszkadzać.
Ale przeszkodzić komuś w niecnych czynach, jeśli takowe miały tu miejsce... To było coś dla niego.
Jeśli, rzecz jasna, Tess wyrazi zgodę.
 
Kerm jest offline