Chociaż to panie zawsze mały pierwszeństwo, Celryn nigdy by nie pozwolił, by Auraya pierwsza weszła do pokoju, w którym mogło czaić się jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Tree, wyprzedzając dziewczynę, wślizgnął się do izby zajmowanej przez Różę.
Dopiero za nim weszli Auraya i Celryn.
Róża spała snem określanym przez niektórych jako sen sprawiedliwego.
Wstyd powiedzieć - nawet chrapała.
Rozwalona na łóżku rozrzuciła szeroko ramiona, wysupławszy się częściowo spod koca, którym wcześniej przykrył ją Celryn.
W powietrzu unosił się delikatny aromat nalewki na śliwkach.
Bardzo mocnej nalewki...
- Według mnie obudzi się jutro rano - powiedział Celryn. - Nawet gdyby ktoś wylał jej na głowę kubeł wody, to i tak nie uzyska od niej żadnej rozsądnej odpowiedzi.
- Co wolisz? - spytał Aurayę. - Schować się do szafy, czy udawać pełną miłosierdzia przyjaciółkę biednej Róży, która, nie wiedzieć czemu, nagle gorzej się poczuła?
Auraya udała że się zastanawia po czym przyklękła przy śpiącej kobiecie.
- Biedna Różyczka - zaszczebiotała ze współczuciem poprawiając jednocześnie koc tak by zakrywał kobietę w całości nie wliczając w to głowy.
Celryn uśmiechnął się.
- Aż żałuję, że to nie mną się zajmujesz... Uosobienie troskliwości... Świetnie ci to idzie - dodał.
Odwróciła spojrzenie od swej pacjentki po czym zatrzepotała zalotnie rzęsami.
- Pan życzy sobie specjalne traktowanie? Kilka łyków tej cudownej nalewki odda pana w me troskliwe ręce na długie godziny. Satysfakcja gwarantowana przez mego brata, który to napój ten miłosny chętnie przygotować może.
Słysząc pochwałę z ust Celryna lekko się zaczerwieniła.
- Praktyka czyni mistrza.
Celryn skinął głową.
- Kupiłbym w ciemno i miksturę, i właścicielkę tego głosu. Niebezpieczną władasz bronią, siostrzyczko.
- W takim razie poczekaj na naszego gościa, a jak przyjdzie, to zajmij go miłą rozmową. W razie konieczności będę koło ciebie. A Tree będzie cię dodatkowo pilnować.
Wzniosła oczy w stronę sufitu.
- Braciszku nie mam lat pięciu. Dam sobie radę.
- Wiem, wiem - cmoknął ją w policzek. - Ale spróbuj go nie zabijać - dodał pół żartem - dopóki nie powie, kto za tym wszystkim stoi.
- A później? - zapytała robiąc słodka minkę dziecka, które prosi o smakołyk.
- No cóż... Jeśli ci bardzo zależy, pozostawię jego los w twoich rękach.
- Już mu współczuję braciszku - odpowiedziała odwracając się w stronę Róży.
- Już mu współczuję... - dodała nieco ciszej i jakby do siebie.
Teraz wypadało już tylko czekać... |