Jechali bok w bok. Niczym dwaj bracia krwi. Weterani. Bohaterowie powracający w rodzinne kąty. Takoż i by mogło być lecz w zupełnie innym czasie i miejscu. Jednak jechali bok w bok. Minstrel oraz Gwardzista Jego Królewskiej Mości.
Jean raz po raz zerkał z ukosa na muszkietera. Zaczynał już się niecierpliwić. Lecz milczał ignorancji i nieuctwa pokazać nie chcąc. Wszak koło niego znajduję się sam członek Szarej Kompanii. Odkąd odjechali w stronę Crepy minęło już trochę czasu. Podróż niezwykle dłużyła się dla chłopaka. Fiołek – kary wałach Jeana, wcale nie ułatwiał. Usypiał monotonnym kołysaniem kulbaki i głuchym stukaniem podków o kamienie...
Słowa muszkietera podziałały jak głośny wybuch armaty.
- Proszę nie spać mości bardzie! Jesteśmy prawie na miejscu.
- Ależ ja wcale nie spałem – odpowiedział jednak znużonym głosem Jean acz z miną wyrażającą mówienie nauczyciela do wyjątkowo durnego dziecka.
W istocie otworzywszy oczy bard rozejrzał się i zoczył przed nimi dolinkę ,a w niej wioskę. Trois rozciągnął się i strzelił zdrętwiałymi od trzymania wodzy palcami. Chyba będę musiał kupić sobie rękawiczki – pomyślał przyglądając się zaczerwienionym dłoniom.
Po chwili „para” dojechała do wioseczki. Chłopi spoglądali na barda z dezaprobatą. Bard spoglądał na chłopów z wyższością. Zatrzymali się pod karczmą „Pod Czerwonym Młynem”. Jeanowi przemknęło przez głowę ,że musi zakosztować tutejszych trunków. Jednak uznawszy ,iż jeszcze będzie na to pora nie poczynił żadnej uwagi.
- Gdzie właściwie jedziemy? - spytał zdziwiony zobaczywszy ,że stanęli.
- Sierżant kazał ulokować szanownego pana w stajni - odpowiedział gwardzista.
- W stajni ?! Ludzie nie mają już żadnego poszanowania dla muzyków. - skarżył się zsiadając z Fiołka.
Powierzywszy wałacha stajennemu Jean wkroczył do szynku z trzaskiem otwierając drzwi. Wszystkie twarze zwróciły się ku wejściu patrząc na barda nieprzychylnym spojrzeniem.
- Nie ma powodu do strapień dobrzy ludzie – odezwał się Jean życzliwie – Stawiam wszystkim !
W karczmie wybuchnęły wiwaty i podziękowania. Chłopak osiągnąwszy swój cel podszedł do gospodarza. Jegomość był poczciwym pulchnym człekiem o malutkich świńskich oczkach i wiecznie spoconej twarzy.
- Żądam natychmiast najlepszego pokoju oraz posiłku ! - zakrzyknął Trois – Moje miano Jean Luce Trois ! Jestem tu z polecenia samego sierżanta Franciszka. Nie godzi się żeby śmiałek wielki i muzyk pomieszkiwał w stajni. Jeśli masz waszmość jakiekolwiek poszanowanie dla sztuki i jej przedstawicieli to bezzwłocznie wskażesz mi kwaterę. Niechaj tak się stanie ! - zakończył mowę.
Karczmarz oblizywał spierzchnięte wargi nie wiedząc co powiedzieć...
__________________ "Czemu nosisz miecz na plecach?"
"Bo wiosło mi ukradli"
Ostatnio edytowane przez Sev : 01-11-2009 o 12:34.
|