Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2009, 00:29   #7
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Wyjeżdżając z miasta czuł euforię na myśl o nadchodzącej podróży. Szczególnie droga wydawała się być pusta. Tak jakby otoczenie samo chciało, by wyruszył w dal. Tymczasem radio zaczęło grać piosenkę "Highway to Hell". Z lekkim uśmiechem Whistlecore zmienił stację. W końcu miał nadzieję, że miejsce do którego trafi, będzie o zupełnie innym profilu. Z drugiej strony, gdy przemierzał kolejne kilometry, zaczął myśleć o rodzinie i znajomych, których nie uprzedził o wyjeździe. Matka na pewno będzie się martwić. Właściwie oszaleje - ze złości albo stresu. Mogą zacząć przewidywać najgorsze rzeczy, szczególnie po ostatnich przypadkach. Jesteś złym człowiekiem Whistelcore.

Zresztą zrozumieją. Zadzwoni na miejscu, albo jeszcze wcześniej. Tak usprawiedliwiony, Carl, zaczął zastanawiać się nad tym co wziął ze sobą. Pieniądze są, dokumenty, ubrania, więc jest wszystko. Żeby tylko samo miasteczko okazało się być miejscem godnym poświęcenia czasu. Na broszurce wyglądało dość zachęcająco. Tylko... czy oferta dalej była aktualna? Ileż było podobnych, sezonowych miasteczek, które już po roku przestawały być atrakcyjne. Ufał jednak Terrance'owi pod tym względem, szczególnie, że wiele podróżował i połapał dość dużo ciekawych kontaktów. Nie ma się o co martwić, Carl, naprawdę. Złapał cię syndrom dalekiej podróży, czy coś w tym stylu i zaczynasz widzieć ciemną stronę życia.

Po prostu rozluźnij się. I patrz na drogę!

W którymś momencie się zgubił. Zajechał w złą drogę. Zaczął nadrabiać zbędne kilometry, a przypomniał sobie o tym dopiero po dłuższym czasie. Klnąc na własną nieuwagę, musiał zawracać. To zepsuło mu humor.
Po prawie dwóch godzinach jazdy zajechał na jakąś przydrożną stację benzynową, żeby zatankować. Zwykłe miejsce z bufetem, w którym normalnie nie zamówiłby nawet kanapki. Lecz teraz był na tyle głodny, że zjadłby naprawdę wszystko. Włącznie z żarciem z McDonalda, na którego myśl wstrząsnął się z obrzydzeniem. Najpierw należało zatankować. Przed nim stał już inny samotny podróżny.


Carl wiedział, że ten z wyglądu przyjazny człowiek, zechce zamienić z nim kilka słów.
- Widzę, że też w podróż? - zapytał, ale nawet nie czekał na odpowiedź. - Akurat wracam do domu. Wie pan, sprawy służbowe praktycznie wywiały mnie na drugie koniec Stanów. A pan dokąd się wybiera?
- Do Silent Hill - odpowiedział Carl.
Być może ten człowiek będzie wiedział coś o tym mieście? Jednak po wyrazie twarzy, stwierdzał, że raczej średnio. Mężczyzna udawał, że myśli, po czym rzekł.
- Chyba kojarzę, ale nigdy tam nie byłem. Chociaż może zahaczę w to miejsce. Swoją drogą Patrick Rumsey jestem.
Jakby kogoś to obchodziło...
- Carl Whistlecore.

Po tym wstępnym zapoznaniu, odbyli krótką pogawędkę. Carl potraktował to jako karę, bo jego rozmówca nie tylko nudził szczegółami ze swojego życia, ale jeszcze dysponował typowo "barowym" humorem. O Silent Hill nic nie wiedział. Wreszcie mężczyzna zauważył, że od pewnego czasu nie tankuje i jedynie zagradza miejsce, wobec czego pożegnali się, po czym Patrick odjechał.
Tymczasem Whistlecore odszedł zaspokoić prymitywny głód. Następnie przyrzekł sobie, że zadzwoni do domu. Telefon komórkowy był dla niego strasznie uciążliwym sprzętem, bo korzystał z niej rzadko. Zresztą tak było zwykle z nowoczesną technologią, do której nie potrafił się przyzwyczaić.
Zadzwonił, ale odpowiedział mu tylko sygnał oczekiwania. Wyglądało na to, że jeszcze nie ma nikogo w domu. Tak też mogło się zdarzyć. Cóż, ich wina.

Wsiadł do samochodu. Raz jeszcze przeglądnął mapę, by upewnić się, czy jedzie dobrą trasą. Wydawało się, że tak. To dobrze - już wkrótce powinien być na miejscu. Jeszcze godzina, może mniej, nie było pośpiechu. W Silent Hill powinien być około godziny siedemnastej, biorąc pod uwagę dalsze, podobne tempo jazdy.
Zatem znów ruszył, tym razem pewny dalszej drogi. Nawet humor mu się polepszył na tyle, by śmiać się z gafy, którą popełnił wcześniej. Tak to jest, gdy jeździ się dość nieczęsto.

Wraz ze zbliżaniem się do celu, pogoda stawała się bardziej smutna. Niebo zaczęły zakrywać chmury, które złowrogo zapowiadały nadchodzący deszcz.
- Dzisiaj może padać, byle przez następne dni była piękna pogoda - mówił do siebie Carl, wpatrując się w stronę tytułową broszurki o Silent Hill.
Przez to nie zauważył stojącego autostopowicza przy drodze. Zauważył go dopiero w tylnym lusterku. Mógłby się jeszcze zatrzymać, ale... miał trochę awersję do autostopowiczów. Być może to efekt filmu o tym samym tytule, który oglądnął potajemnie jako dziecko. Już więcej tego nie robił.
Nagle zauważył coraz bardziej gęstniejącą mgłę i to w tej chwili, gdy już wjeżdżał do miasteczka. Szkoda, być może udałoby mu się dojrzeć stąd jezioro Toluca, które było gdzieś tam w dole. Nic takiego nie miało miejsca. Uwagę przykuł tylko znak zapraszający do miasta... i brak innych samochodów.


Po raz pierwszy w duchu Carla od momentu wyjazdu pojawił się pierwiastek niepewności. Spojrzał na broszurę, która wyjątkowo nie przypominała stanu rzeczywistego. Ale te mgły to pewnie tak sezonowo, a brak ruchu to... jedynie zaleta, bo pewnie mniej będzie turystów i miasteczko wydawało się być samowystarczalne.

Nie ma czego się bać, Carl. Naprawdę.

Ojciec też tak powtarzał...
 
Terrapodian jest offline