Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2009, 15:04   #651
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Znowu pracowała z metalem. Naprawy były drobne, ale skuwała, hartowała, wytapiała, nasycała i wyżarzała. Ćwiczyła przed prawdziwą robotą.
Przedstawił się jako Telchar.
Imię zdecydowanie khazadzkie, czego nie omieszkała mu powiedzieć i czym go rozbawiła. Nie powiedział dlaczego.
- Możesz mi mówić również Mahtan, Ruda.
Pół dnia wspólnej pracy starczyło żeby nabrała pewności, że kowal miał jakichś elfich przodków. Nie widać było tego po sylwetce, umięśnionej i silnej, ale w lekko skośnych oczach, srebrnych, lśniących niczym mithril, w leciutko wydłużonych uszach. Był dobry w swoim fachu. Szybki ale dokładny. Podziwiała ostrze nad którym pracował. Robiony na zamówienie dwuręczny miecz z płomienistą głownią. Miał rozległą wiedzę. Słuchała się go.

Odpoczywała. Dźwięk uderzających o siebie narzędzi, zapach rozgrzanego żelaza, powietrze gęste od wysokiej temperatury, to było jej naturalne środowisko. Jedno z kilku jej naturalnych środowisk. I dobrze współpracowało jej się z tym mężczyzna.

Kupiła od niego gotowy kęs znakomitej utwardzonej rudy. Telchar pracował na rudzie krasnoludzkiej, tej z pasma Szarej Wyrwy przy Kaar Adun. Chwalił ją. Była niezwykle giętka i dobrze kowalna. Twardość nadawał jej sam, ale znowu nie chciał dziewczynie zdradzić jak.

Wieczorem padła na siennik, bez mycia się i kolacji. Spała przy otwartym oknie, bez okrycia i tak cała mokra od panującego w pomieszczeniu żaru. Ale czuła się dobrze, wreszcie umiejscowiona tam gdzie powinna, wreszcie robiąc coś dla siebie.
Donośny okrzyk obudził ją o świcie.
Do roboty Ruda!
Cisnęła w Telchara tym, co miała pod ręką, z precyzją, która przydałaby się w przyszłości na wrogów. Szczęśliwie uchylił się przed przebijakiem. Narzędzie z hukiem walnęło w ścianę odłupując solidny kawałek cegły. W mgnieniu oka poderwała się na nogi. Śmiał się z jej przeprosin. Dziś był gładko ogolony, bez koszuli, w skórzanych spodniach i długich solidnych butach. Jego oba ramiona okalały tatuaże.
- Kim byłeś wcześniej? – podszedł za blisko, pytanie wyrwało jej się samo. Stworzyło trochę przestrzeni w nagle za ciasnej kuźni.
- Młodszym sobą.
Prychnęła. Patrzył na nią, gdy wciągała na siebie ciuchy. Wiedziała, że wie, ze wolałaby żeby się odwrócił, odsunął chociaż trochę. Nie zrobił tego.
- Nie bolą cię ręce?
- Jeszcze nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Zresztą prawdziwa praca dopiero przede mną. Idę się umyć.

I faktycznie zrejterowała do łaźni. Zafundowała sobie kąpiel w wielkiej wspólnej bali. Potem dostała do picia słodzony miodem napar i w towarzystwie innych kobiet grzała się w unoszących się nad rozgrzanymi kamieniami oparach. Jeszcze za przykładem obytych mieszczanek kupiła wiązkę pokrzyw i wychłostała nią całe ciało, i wraz z innymi wskoczyła do bali z lodowatą wodą. Prychała, skakała, śmiała się. Pobudzona i nieprzyzwoicie radosna.

Gdy wróciła Telchar już pracował. Z końcówką napraw uporali się w dwie godziny.
Dzięki jego znajomościom uzyskała znakomitą cenę. Śmiał się z podziękowań. W ogóle cały czas patrzył na nią jakby rozbawiony.
Denerwowało ją, że już zdecydował. I że ona też tego chce.

Do wspólnej chatki wpadła tylko na moment. Skłamała, że zarobili na zbrojach 10 platynówek. Życzyła Sili powodzenia.

Ale za wykuwanie glewii wzięła się sama. Telchor kończył flamberg.
Teoretycznie była to prosta robota. Ot wielki nóż, taki wielkości głowni miecza, gładkie ostrze z jednym niewielkim kolcem na grzbiecie. Kuła w skupieniu, to miała być pierwsza mistrzowska broń jaką wykuje. Właściwie w ogóle pierwsza broń jaką wykuje całkiem sama. I czuła, że jej wprawa nie dosięga wiedzy. Teraz już bolały ją ręce. Zagłębienia między palcami na lewej dłoni, trzymającej kleszcze od kilku godzin prawie bez przerwy, obtarła do krwi. Pragnęła uzyskać ostrze doskonale wyważone, elastyczne, ale nie kruche. Skuwała na gorąco i zawijała wokół rdzenia kolejne warstwy stali. Po kilku godzinach pracy była już pewna, że się nie udało. Klinga będzie przyzwoita. I co najwyżej tyle. Rozpłakała się dopiero, kiedy Telchar wyszedł z kuźni. Płacząc przebrała w skórznię, przypasała miecz, zamknęła warsztat i poszła zobaczyć morze.

Łzy były głupie, przecież wiedziała, że nie może udać się od razu, nie ma cudów, kilka uderzeń za dużo, parę sekund za krótko w roztworze kwasu solnego, odrobinę za wysoki żar w palenisku - starczył jeden element by zepsuć całość. Ale wykuje ten cholerny tasak choćby nie wiem co. Nic jej w tym nie przeszkodzi.
W porcie cisnęła niedokończoną glewię do wody.
Najadła się kupionych na straganie ciepłych placków, aż rozbolał ją brzuch. A kiedy wracała do kuźni znowu miała to wrażenie, że ktoś ją obserwuje.

Zapadał już zmrok. Telchar czekał na nią na ławeczce pod kuźnią. Rozluźniony, swobodny, ubrany na czarno, z mieczem przy pasie. Nie wyglądał jak kowal.
- Idziemy potańczyć – oznajmił spokojnie.
- Baw się dobrze – odpowiedziała.
Wyciągnął do niej rękę, ale się odsunęła. W końcu nie był rozbawiony. Oddychał głośno, inaczej niż przy pracy. Patrzył jej w oczy i prawie słyszała pytanie, dlaczego.
- Bo nie.
Mogła to zrobić. Chciała. Ale coś w niej domyślało się, że przyda jej się to napięcie. Przyda do ostrza, które wykuje przyjacielowi i do runy na nim.
Przez chwilę myślała, że Telchar wykorzysta przewagę fizyczną. Ale opanował się, wstał i zrobił jej miejsce, tak, że mogła wejść do warsztatu, nie ocierając się o niego.
Metal i runy potrzebują namiętności.
- Poczekam, aż skończysz glewię, Elizabetho – może też to wiedział.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 06-11-2009 o 15:10.
Hellian jest offline