- Bezczelny – powiedział Krzysiek. – Mógłbym rozwalić ci tę przeklętą buźkę zanim…
- Uspokój się! – powiedział zdecydowanie Arwiński i siłą opuścił jego broń. – Chodź z nami. Im większa kompania, tym bezpieczniej. Masz jakąś broń?
Wyszli na zewnątrz, gdzie na śniegu stała zapalona już bordowa Honda Civic. Wojtek wzdrygnął się z zimna i potarł ramiona. Zauważył, że w środku siedziała jakaś kobieta z malutką dziewczynką. Krzysiek znowu wziął Wojtka na muszkę, a w tym czasie Arwiński obejrzał go dokładnie.
- Czysty – powiedział, kiedy skończył. Założył sobie broń na ramię i westchnął. – No to teraz mamy kłopot. Samochód jest pięcio osobowy, a nas jest piątka nie licząc dziewczynki. Możemy albo poszukać jeszcze jednego samochodu, jednak tym razem wszyscy, albo ktoś z nas wsiądzie do bagażnika.
Niezależnie od decyzji, Arwiński wyjdzie na ulicę, która będzie wiodła w lewo albo w prawą. Stanie na środku i dokładnie zlustruję ją, żeby upewnić się, że wyjazd jest bezpieczny.
__________________ you will never walk alone |