Dwayne momentalnie podczołgał się pod ścianę i wyciągnął pistolet. Ręce mu drżały jak nigdy. "Człowiek czy martwiak?" - za każdym razem gdy słyszał jakieś dźwięki zadawał sobie to pytanie. Całe wczorajsze śniadanie, aż żądało by je wypuścił. Ale nie miał czasu na wymioty. Głośno przełknął ślinę i wciągnął powietrze nosem. To może ten dzień. W końcu kogoś spotka. "Ale jakie ma ten ktoś zamiary? Czy mnie zabije? Czy okradnie? Czy to człowiek?" - tysiące pytań nasuwało się murzynowi. Ale nie było czasu i tak już za długo tutaj siedzi. Musi działać! Powili wstał, opierając się plecami o brudną ścianę toalety. I tak koszulka była do prania... "Nie myśl o pierdołach!" - krzyczał w umyśle Dwayne. Powoli, trzymając w prawicy wypolerowanego Glocka 17 począł sunąć w stronę drzwi. "Czy syreny włączył człowiek, czy może same się włączyły?" Doszedł do drzwi. Powoli je otworzył. Zaschło mu w gardle.
Jasno świecący księżyc patrzał na niego przez brudne okno. Jego promienie przebijały się przez grubą warstwę ziemi i innego syfu. "Oby było już po wszystkim" - pomyślał, chwycił broń dwoma rękoma i wyjrzał zza róg. |