Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2009, 23:42   #133
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Wielebny! - wrzeszczał gruby chłop o tłustych włosach, biegnąc w jego stronę z pełnym wiadrem wody. No, już nie za długo pełnym, biorąc pod uwagę ile jej się rozchlupywało na boki. Zdyszany położył wiadro przy kapłanie i przykląkł dysząc ciężko - O... wielebny... Wodę żem przyniósł... Jestem Marian... sołtys... wdzięczni wam jesteśmy... biesiadę organizujemy... w oberży... Rannych do guślarki zabierzem, ona zna się na rzeczy i ziółka wspaniałe posiada... Zaraz syn mój jadło dla wojów przyniesie... na przekąskę.
"Lepiej późno niż wcale." pomyślał Maldred zastanawiając się, kiedy ostatni raz ktoś, oprócz jego uczniów okazywał mu taki szacunek.
- Dzięki sołtysie. - odparł z uśmiechem - Jadłem na pewno nie pogardzimy. Rannym wolałbym oszczędzić kolejnego transportu, więc zajmę się nimi tam gdzie są teraz, ale guślarki odwiedzić nie omieszkam. Wskażcie mi gdzież jej chata.
Gdy sołtys już wskazał drogę, kapłan odebrał od niego wiadro, uprzejmie poprosił, żeby przywiązał kuca gdzieś przy gospodzie i stępa ruszył w kierunku towarzyszy. W drzwiach karczmy zobaczył Blake'a i Greya.
- Smacznego. - krzyknął do nich. - Nie objadajcie się za bardzo, bo to jeszcze nie jest najlepsze co dla Was mają. - dodał z tajemniczym uśmiechem.
Jechał wolno, żeby nie wychlapać reszty wody z wiadra, więc po drodze minęli go zarówno Hasvid jak Theodore, którzy najwidoczniej już się znudzili swoim poprzednim zajęciem, jakiekolwiek by ono nie było.
Gdy dotarł na miejsce zobaczył Zoi, Karanica, przywiązanego do drzewa zbója i obu rannych.
- Spokój tu? - zapytał. - Ja się muszę zająć tymi dwoma (skinął głową w stronę leżących na ziemi towarzyszy) to i więźnia mogę przypilnować. A we wsi wyżerkę dla nas organizują, szkoda by było przegapić. - dodał nie czekając nawet na odpowiedź.
Ostrożnie upuścił wiadro na ziemię, zeskoczył z konia, przywiązał go do drzewa i podszedł do rannych. Krasnolud wyglądał zadziwiająco dobrze. Rana była co prawda długa, bo praktycznie przez całą klatkę piersiową, ale na szczęście niezbyt głęboka. Maldred przygotował mu tylko w kubku trochę ziółek na wzmocnienie i ostrożnie wlał do gardła. Wyciągnął z juków swoje posłanie, rozłożył je i ulokował na nim krasnoluda, starannie owijając kocem. Nieprzytomne osoby miały tendencję do szybkiego tracenia ciepła, a tego zwykle lepiej było uniknąć. Następnie rozpalił ognisko i zajął się bardem. Niestety bez kilku mocniejszych mikstur nie było nawet o czym myśleć. No i trzeba było otworzyć ostrożnie ranę i w końcu wyciągnąć z niego oszczep, najlepiej w taki sposób, żeby się nie wykrwawił do reszty w procesie. Całe szczęście, że słońce było jeszcze dość wysoko, bo zapowiadało się na użycie sporej dawki magii.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline