Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2009, 17:54   #8
Ouzaru
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Kiedy tylko bitewny chaos ucichł, Effendi zsunął się po stoku i dopadł do powiązanych kobiet. Przez chwilę biegał od jednej do drugiej wypatrując matki i siostry, gdy w końcu odnalazł je, skulone niemal na samym końcu w pozycji płodowej. Poobijane i brudne, jak tylko zobaczyły nad sobą Effendi’ego, rzuciły mu się w ramiona głośno łkając.
- Wszystko będzie dobrze. – szepnął z ulgą w głosie łowca, tuląc obie kobiety do siebie. – Już po wszystkim, niedługo wrócimy do domu.
- Synku, jak się cieszę, że cię widzę. – powiedziała matka przez łzy. – Myślałam, że to już koniec. Modliłyśmy się z Ilse do Ulryka, żeby nam pomógł. – kobieta wtuliła się w niego bardziej. Łowca nie wychwycił spojrzenia Arii, która z boku przyglądała się z kamiennym wyrazem twarzy szczęściu młodego wieśniaka.

- To była kurwa dobra walka! – warknął optymistycznie Gorim spluwając gęsto na ciała poległych zwierzoludzi. – Szkoda, że nie było ich więcej, moje mięśnie jeszcze się nie rozgrzały na dobre.
- Ciesz się, że nie było ich więcej. – powiedział Broch utykając na jedną nogę. Usiadł na skraju traktu, rozdarł swoją tunikę, po czym zaczął opatrywać ranę na nodze.
- Widzę, że ci trochę nie poszło, człeczyno.
- Jakbyś się mierzył z tym zakutym w stal ścierwem, to też by ci nie poszło, Gorim. – wtrąciła się Wertha, przysiadając przy siwym najemniku. – Więc stul papę.
- Chuje muje. – odparł Gorim i zdjął hełm przecierając zroszone czoło.
- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. – powiedziała Aria, patrząc po truchłach bandy Chaosu.
- Tajemnica tkwi w tym, żeby dobrze zaplanować atak, kobieto. – rzucił khazad, siadając pod sosną rosnącą przy trakcie. – Jak masz dobry plan, to żaden przeciwnik ci się nie oprze. Broch jest dobry w planowaniu… Jeśli tylko nie dostaje wpierdol.
- Na świętą brodę Ulryka, Gorim! Jeszcze raz coś powiesz na mój temat, a owinę cię twoimi własnymi flakami wokół tego drzewa! – warknął Broch, a jego głos rozniósł się echem po wzgórzach.
- No przecież żartowałem. – roześmiał się khazad, a po chwili odkaszlnął. – No, w każdym razie daliśmy radę.
Wertha przeszła się po pobojowisku zbierając od poległych kilka złotych naszyjników i bransoletek. Schowała je do sakiewki przy pasie i podeszła do Arii wkładając jej w dłoń rodowy naszyjnik, którym wcześniej im zapłaciła.
- Jesteśmy kwita. – rzuciła.
- Ale…
- To, co znaleźliśmy przy nich wystarczy. – powiedziała najemniczka. – A ja sama dobrze wiem, co znaczą pamiątki po rodzinie. – przez chwilę Aria jakby dostrzegła lekki uśmiech na jej twarzy.
- Dzię… dziękuję. – uśmiechnęła się serdecznie, po czym zapięła kosztowny wisior na brudnej szyi. Zupełnie jej teraz nie pasował. Gorim już chciał coś wtrącić, ale blondynka powstrzymała go uniesioną w górę dłonią.

- To była dobra walka, Effendi. – powiedział Broch, podchodząc do Behemsdorfczyka.
- Ja tylko strzelałem, to wy byliście w ogniu bitwy. – stwierdził łowca, patrząc na najemnika z podziwem. – Jesteś ranny.
- To nic takiego, przy najbliższej okazji odwiedzę świątynię Shallyi. Mam nadzieję, że nie przyplątało się do mnie żadne paskudztwo Chaosu. – wielki najemnik splunął. – I nie odbieraj sobie zasług, bo dobrze się spisałeś. Niewielu było ludzi u mojego boku, którzy mieli takie oko jak ty.
- Miło mi słyszeć. – Effendi uśmiechnął się. – Co dalej? Ja wracam z rodziną do wioski, ojciec na pewno odchodzi od zmysłów. A wy?
- Dalej przed siebie, w końcu jakoś trzeba zarabiać. – rzekł Broch.

Młody Behemsdorfczyk skinął mu głową, po czym uścisnęli się, łapiąc mocno za przeguby dłoni. Ciężka łapa najemnika spadła na plecy łowcy, gdy ten klepnął go po przyjacielsku.
- Niedaleko stąd powinna być moja posiadłość – wtrąciła Aria. – Więc jeśli chcecie odpocząć, zregenerować siły i wyleczyć rany przed dalszą podróżą, to zapraszam. Balie ciepłej wody i duże łóżka powinny was zadowolić – zaproponowała.
Wertha i Broch spojrzeli po sobie porozumiewawczo, w końcu najemnik popatrzył na Arię.
- Niech będzie, przyda nam się odpoczynek. Prowadź więc, dziewucho.
- Hola, a moja matka, siostra i reszta kobiet? – wtrącił się Effendi.
- Niech idą z nami, przynajmniej zobaczą, jak żyje szlachta. – odparła Aria z dumą w głosie. - Poza tym muszę się w końcu wykąpać i nie zniosę tych znoszonych ciuchów. Więc albo godzisz się na moje warunki panie Effendi, albo droga wolna, wracaj do siebie. Choć myślę, że tobie i twoim bliskim też przyda się trochę odpoczynku.

Łowca popatrzył na zmaltretowane i zmęczone oblicza kobiet. W tej chwili na pewno chciały coś zjeść i odpocząć – przez ostatnie dni przeżyły koszmar, który zapewne na zawsze wyrył piętno w ich psychice. Mężczyzna zagwizdał na Burana, a wilk w dwóch susach pojawił się przy jego nodze.
- Dobra, idziemy do twojego dworku, ale jutro, jak już odpoczniemy, wracamy do Behemsdorfu. Z tobą lub bez. – spojrzał jej w oczy.
Skinęła mu jedynie głową i wdrapała się na wierzchowca Werthy. Chwilę później opuścili pobojowisko sunąc wolno w promieniach wiosennego słońca.

* * *

Rozciągające się po obu stronach piaszczystego traktu lasy i pola wprawiały podróżników w dobre nastroje, co zwłaszcza było widać po Gorimie, który co chwila wracał z podekscytowaniem w głosie do wygranej bitwy ze zwierzoludźmi i przeżywał ją wciąż na nowo. Wertha i Broch nie słuchali go zbytnio, koncentrując się na rozmowie o różnych rzeczach, natomiast Effendi sunął na szpicy wraz z Buranem, znikając co jakiś czas między drzewami, by po kilku chwilach pojawiać się to na wyżynce po przeciwnej stronie szlaku, to w niewielkim zagajniku przed nimi. Behemsdorfczyk był jak zwykle rzeczowy. Sygnalizował kierunki i krążył dookoła z taką pewnością i szybkością, że pozostali nie byli w stanie mu dorównać. Zmęczona ostatnimi wydarzeniami Aria zaobserwowała jedynie, że młody łowca wychodził na takie punkty obserwacyjne, by mieć ją zawsze w polu widzenia. Czy był to dowód jego troski, zastanawiała się, czy czegoś zgoła innego?

Było ciepłe i słoneczne popołudnie, gdy licząca dziesięć osób grupa dotarła nad położoną w północno-zachodniej części Jeziora Cieni posiadłość z czarnego kamienia. Z dogodnego punktu obserwacyjnego na wysokiej skalnej półce Effendi dostrzegł majestatycznie wyglądającą budowlę, przypominającą bardziej zamek, niż dworek szlachecki. Chwilę później, wyjeżdżając na otwarty teren, ujrzała go reszta.


- To jest właśnie rezydencja mojego Papy. – wyjaśniła dumnie Aria uśmiechając się szeroko na widok budynku w oddali.
- Robi wrażenie. – powiedziała Wertha.
- To jeszcze nic, w środku wygląda dużo lepiej. – rzuciła podekscytowana szlachcianka. – Dalej, jedźmy tam.
- Spokojnie, nie każdy jest tutaj konno, dziewucho. – mruknął Broch wskazując wzrokiem na człapiące za nimi z ledwością kobiety.
Aria spuściła jedynie wzrok i wbiła go w szerokie plecy najemniczki. Niedługo potem spotkali się z Effendi’m i przekroczyli kamienny most prowadzący do posiadłości hrabiego Estari.
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).
Ouzaru jest offline