Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 00:00   #3
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Siggi siedział na kupie zgniłej słomy. Tydzień w celi sprawił, że jego ubranie było w równie żałosnym stanie, co słoma, na której siedział. Na strój składały się portki z miękko wyprawionej skóry, ciężkie buciory, zszarzała koszula, skórzany kaftan i płaszcz z kapturem, który teraz służył raczej za derkę, na której spał. Wszystko to noszące ślady zużycia, cerowania i całkiem pokaźnej ilości nowych dziur.

Siggi ruszał się mało, odzywał jeszcze mniej. Po tych zdawkowych wypowiedziach znać było, że ten mierzący ponad dwa metry, zaś ważący bez mała sto pięćdziesiąt kilogramów, krótko ostrzyżony blondyn z wydatną szczęką jest mało skomplikowanym osobnikiem. Posturą przypominający młodego ogra, jest równie zwinny i delikatny. Z drugiej strony jego wygląd pozwala przypuszczać, że niezdolny do intrygi, czy innego kombinowania, dysponuje bardzo skromnym zapasem cierpliwości i łatwo stanąć po niewłaściwej stronie jego wielkiej jak bochen chleba pięści.
Przez te kilka dni reszta dowiedziała się, że zwą go Siggi, pochodzi z Nuln, pracował w miejscowym biurze podróży - zapewniał atrakcje dla przyjezdnych (szeroki, choć niekompletny uśmiech), zaś wypytywania o powód wsadzenia do lochu ucinał złorzeczeniami pod adresem bliżej nieokreślonego sodomity Franza.

Minęło już kilka długich dni od czasu, gdy zamroczonego alkoholem wtrącono do tej celi. Od tego wydarzenia zmieniło się tylko to, że wytrzeźwiał i nie miał w ustach nic mocniejszego od śmierdzącej stęchlizną wody. Na tutejszą kuchnię jednak zbytnio nie narzekał. Był dużym facetem, dlatego zwykł nie czekać, aż ktoś zwinie mu michę polewki, nie wiedzieć czemu zwanej przez niektórych bywalców lochu pomyjami. Jego silny organizm pozwalał mu się uporać z niepożądanymi efektami spożywania takich wiktuałów. No i w brzuchu burczało jakby trochę mniej...

Nie był pewien, czy znalazł się tu pierwszy, a resztę zamknięto w ciągu kilku następnych dni, czy może pozostała trójka była jednak wcześniej. Zresztą, nie miało to większego znaczenia. Wszyscy mieli zawisnąć przy najbliższej okazji, dając przy tym radochę tłuszczy, która w tych trudnych i ponurych czasach była dla miejskich włodarzy na wagę złota. Middenheim i Nuln, z którego pochodził, wcale się w tej materii nie różniły.

"Szkoda, że taka ślicznotka jak ta - spojrzał na jedyną kobietę w celi - ma się zmarnować... Ładna jest..." - stwierdził kolejny raz, kontemplując kształty dziewczyny. Zaraz jednak uciekł wzrokiem w inny kąt, w którym coś popiskiwało zawzięcie. Coś wielkości kota.
I właśnie tym potworem w ciemnym kącie starał sobie wytłumaczyć to, że przez ten wspólnie spędzony czas nie zachował się jak to zwykle bywało, kiedy kobiety musiały ulegać silniejszym od siebie mężczyznom. Szczególnie w sytuacjach takich, jak ta, gdy jedna dziewoja osadzona była w celi z trzema mężczyznami. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło, czy więźniowie porozbijają sobie łby lub jakaś białogłowa zostanie pohańbiona. Byli straceńcami, a w ostateczności i tak przynajmniej jedno z nich zostanie przy życiu, by zadyndać nogami w dzikim tańcu z Kostuchą.
Była wszakże jeszcze jedna przyczyna dziwnego, jak na wpojone w dzieciństwie zasady moralne (a raczej ich brak...) zachowania tego wielkoluda z Nuln - mieszkająca tam Marta, czyli żona Sigismunda oraz jej Mamusia, na wspomnienie której jego oczy zaczynały czujnie przyglądać się otoczeniu, a serce walić jak po długim biegu. Cóż, tak to czasem bywało, że duży chłop nie potrafił poradzić sobie z prawie dwukrotnie od siebie mniejszą, filigranową kobietką, która braki postury (zresztą - kto lubi wielkie babsztyle?) nadrabiała diabelskim charakterkiem i... Mamusią.
I nie zmieniało punktu widzenia Siggiego to, że pozostały mu może kilka dni życia, a rodzina nawet nie wiedziała, że popadł w tarapaty, nie wspominając o możliwości jego uwolnienia. Po prostu dobrze pamiętał ostatnią przed wyjazdem z Nuln awanturę, kiedy w obecności Marty spojrzał na przechodzącą obok kurtyzanę z dużymi... hmm...no, ten... walorami. Za nic w świecie nie chciałby powtórzyć czegoś podobnego. Pysk miał obity tak, że przez dwa dni spuchnięty chodził.

Wejście mnicha do celi wyrwało go z ponurych wspomnień. Przez chwilę zastanawiał się, co by się stało, gdyby po prostu skręcił mu kark. Przecież drugi raz na stryczku by go nie powiesili? Potrząsnął głową i przysłuchał się złożonej ofercie.
"Poszukiwanie grobów... łażenie po górach... proste, dużo prostsze, niż nawianie spod katowskiego stryczka..." - zastanawiał się.

Ciemnowłosy koleś z blizną na facjacie zdecydował się przyjąć ofertę, po kilku zdaniach rzuconych w przestrzeń celi, na które jakoś nikt nie miał ochoty odpowiadać. Siggiemu ten goguś działał czasami na nerwy. Nonszalancja i bezsensowna paplanina były tylko pozą, która prysnęłaby w okamgnieniu, po zapoznaniu z zestawem narzędzi mistrza małodobrego. Po takim seansie zmoczone portki były najmniej istotnym problemem.

Z drugiej strony właśnie dostali szansę na odroczenie, a może nawet uniknięcie kary. Nie ważne, czy zasłużonej, czy nie.
"Może nawet przyjdzie mi odpłacić się Franzowi za tutejszą gościnę..." - znowu wspomniał człowieka, przez którego znajdował się w tak rozpaczliwym położeniu.
"Czyli goguś słusznie gada..." - zakończył swoje rozważania wzruszeniem ramionami.

- Nie ma się nad czym zastanawiać - rzucił do reszty. - Albo stryk, albo robimy co chcą. I ten łysy dobrze wie, co wybierzemy... - dodał z kwaśną, lecz zdeterminowaną miną.

Tego, że zamierza dać nogę, jak tylko zdobędzie wystarczająco grosza, by dotrzeć do Nuln, oczywiście nie wyjawił. W końcu nie będzie on, uczciwy mieszczuch, ganiał po jakiś zasranych górach dla tego cholernego klechy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline