Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2009, 17:17   #5
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu

Wyrok zapadł szybko i miała teraz czas na przemyślenia i skruchę. Dwa śmieszne, pozbawione znaczenia słowa. Nic takiego nie czuła. Ani żalu, ani wyrzutów sumienia, ani bólu nawet, co akurat było uczuciem nowym i przyjemnym. Takim, które dawało się wyspać. Bo zupełnie zapomniała jak to jest - położyć głowę na słomie i zasnąć. Tak po prostu. Bez koszmaru, bez obrazu pokaleczonego ciała przed oczami, bez widoku trupiej twarzy, którą rozpoznawało tylko serce. Zasypiać bez tego uczucia, że wszystko się zapada, pogrąża w ciemnoczerwonej otchłani gniewu, w koszmarze lepkich przeznaczeń, narysowanych cienką kreską, ledwie widoczną pajęczą nitką, z której na pewno, na pewno nie da się wyplątać.

Korzystała z dobrodziejstwa, jakie przynosi spokój wypełnionego losu.
Gdyby miała czas zmieniłaby imię. Z powrotem zostałaby Evą, skoro nic dla nikogo to już nie znaczyło, a było prawdą. Ale że miała umrzeć za kilka dni, zatrzymała imię Fay. I dużo spała. Sen bez koszmaru jest prawdziwie boskim darem.

Zważywszy na okoliczności miała całkiem dobry humor. Leżała na swoim barłogu i wspominała przeszłość, a że było co, bawiła się przy tym całkiem dobrze. Było szkoda umierać i kiedy chwilami o tym myślała, modliła się do bogów by pozwolili jej, na sam koniec, nie posrać się ze strachu. Oczywiście powinno jej być wszystko jedno, kiedy pętla zaciśnie się na szyi przecież i tak żyć już nie będzie, ale widywała wieszanych, i w Bogenhafen i w Altdorfie, i prześladowały ją chwilami własne uśmieszki, których nie skąpiła, kiedy patrzyła na zafajdane portki wisielców i czuła smród ekskrementów, a ona przecież w tej jasnej sukience, mogła pomyśleć o tym wcześniej, ale wszelkie plany kończyła nierozważnie na ostatnim oddechu tamtego mężczyzny.

Nie chciała myśleć o butach, co spadają ze stóp, choć jej długie, sznurowane przecież nie spadną, o mimowolnych drganiach kończyn, ciele miękkim i zwiotczałym, siniejącej twarzy. O końcu. Wspominała więc Larsa i Lukasa i chłopaków z zagubionymi w przeszłości imionami, chwile miłości i strachu, jedne i drugie równie ważne, i w tej chwili tak jakby równie piękne. Dziwna mądrość na wyciagnięcie ręki, po którą jednak nie chciało jej się sięgać, bo po co. Dziewczyna gromadząca mądrości i fundusze umarła. Razem z tamtą drugą. I czuła się taka stara i doświadczona, że naprawdę, naprawdę śmiać jej się chciało - może to i dobrze, że już koniec staruchy, po co ciągnąć tę historię w nieskończoność?

Wyglądała na dwadzieścia kilka lat. I tyle miała. Miała też długie ciemnoblond włosy i zapadające w pamięć niebieskie oczy. Szczupłą sylwetkę, długie nogi, owalną twarz i ładne, choć dość wąskie usta, zwykle skrzywione w brzydkim ironicznym wyrazie. Mimo tego grymasu była bardzo ładna. Nie rozmawiała zbyt dużo ze współwięźniami, sama nie czuła potrzeby wypłakania się w czyjś rękaw, i cieszyła się, że żaden z nich tego nie robi. Mężczyźni byli słabi, nie zniosłaby łez, zbyt kojarzyłyby się jej ze szlochem śmiecia, któremu zabiła żonę i syna. Każdy jest kowalem swego losu, powiedziała mu wtedy i była to jedyna prawda, w którą teraz wierzyła. I nawet nie zdziwiło jej za bardzo, że nie musi walczyć o swą wątpliwą cześć niewieścią. Przeznaczenie, drugie imię Morra, nareszcie dało jej spokój. Nie spieszyło jej się do bójki, chyba już po prostu nie chciała nikogo zabić.

Jadła, bo nie chciała być miła. Nawet wobec sąsiada. Oddanie komuś porcji paskudnej breji, co powinna była zrobić, bo posiłek stawał jej w gardle, byłoby zbyt ludzkim odruchem. Fay pilnowała się, żeby ich nie mieć, bo dzielił je tylko krok od żalu. To był prawdziwy minus długiego czekania na wykonanie wyroku – iskry buntu. Że nie chce umierać, że za młoda, że jej czas jeszcze nie nadszedł. Ale szybko nauczyła się je gasić. Skwapliwie korzystała ze wspomnień zdolnych wyplenić najdrobniejszą chęć życia.

Próbowała nie zapamiętać imion współwięźniów. Skoro jednak wryły się w pamięć w Wielkim Dniu skupi się na wielkim Siggim, fircykowatym Markusie i na Vellerze. Może uda się nie pamiętać o sobie.

Nie opowiedziała za co ją powieszą. Nikt tutaj nie wyglądał jakby zasłużył na konopny sznur i wyróżniłaby się zanadto. Chociaż i tak tego nie uniknęła. Strażnik podawał jej żarcie jak trędowatej, a Fay uśmiechała się szeroko za każdym razem, gdy napotykała jego spojrzenie. W końcu wygrała, zamachnął się, żeby ją uderzyć, spodziewała się, więc łatwo uniknęła ciosu. Drugi strażnik odciągnął kolegę. Zaśmiała się wtedy radośnie. Aż ją zakuło w piersi, ze zdziwienia pewnie, że jeszcze śmiać się umie. Potem słyszała jakieś pojedyncze słowa: dziwka… dziecko… rzeź …. Uśmiechała się i do echa, które je niosło.

Ale wieczorem nadszedł taki moment, kiedy błękitnooka dziewczyna, obojętna, sarkastycznie uśmiechnięta, jakby wyrok wcale jej nie dotyczył, śpiąca lub spokojnie wystukująca o kamienie rytmy znanych przyśpiewek, nagle padła na kolana w szlochu stłumionym w jednym oddechu. Uderzyła z hukiem czołem o kamienną posadzkę. Krzyk trwał sekundę, jedną chwilę słabości. Kto ich nie miał, gdy tak czekał na śmierć.

Uczucie buduje się z suchego piasku i to latami, a potem trzeba je podlewać i pielęgnować niczym jakąś pieprzoną orchideę, a i tak sypie się przy byle okazji, bo człowiek kocha tylko siebie, chyba, że ma niebywałe szczęście i do kochania drugą, prawie, prawie identyczną.

Sen bez koszmaru był prawdziwie boskim darem.

***

Obudziła się natychmiast, kiedy starzec wszedł do celi. W pierwszej chwili wzięła go za kapłana Morra i pomyślała, że to już. Przyszli po nich. Zamarła udając, że śpi, w nagłym przerażeniu odwlekając moment, kiedy będzie musiała zmierzyć się z tym faktem. Wstała dopiero, kiedy szturchnął ją Veller. Na szczęście poszło łatwo. Nogi trzymały ją mocno, nie trzęsła się, nie płakała. Czuła się usatysfakcjonowana. Hardo podniosła podbródek do góry i wtedy słowa nie-kapłana wyprowadziły ją z błędu.
Nie wtrącała się w rozmowę. Potem przytaknęła Siggiemu i Markusowi.
- Mnóstwo czasu na spakowanie się. – Pierwszy od miesięcy żart, mimowolny uśmiech.
Dziesięć minut wydawało się teraz nieskończonością.

Nie miała pojęcia, że tak bardzo chce żyć.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 12-02-2010 o 14:48. Powód: drobne zmiany w ostatnim akapicie
Hellian jest offline