| [MEDIA]http://ghoster9x.fileave.com/01.%20Metallic%20Monks.mp3[/MEDIA]
Jakiś stary ułom siedział w kącie, i popijając starą, mocną wódką, obserwował wszystkich bacznie. Nie zwracał na siebie zbytniej uwagi, jednak coś ciągnęło w jego stronę. Twardy wąs, twarda gęba, twarde łapy. Na stole trzymał Kałasznika, oraz paczkę nabojów. Tak kompletnie na wierzchu, jakby się wręcz prosił, by ktoś mu dokopał i zabrał to...
Jakieś, niezbyt urodziwe, prostytutki malowały się nawzajem kosmetykami nieznanego pochodzenia, w brudnych szmatach, ledwo okrywających ich ciało, którego pewnie dotykało więcej ludzi niż opłatka w Boże Narodzenie.
Po chwili do Lisa wszedł Wania, spóźniony o jakieś dziesięć minut. Przysiadł się do lady, przy której Łysy męczył jakiegoś owada, wybebeszając go nożem.
- Ну, що ти хочеш поговорити, лисий? (Ukr. No, o czym chciałeś pogadać, Łysy?) - Powiedział, zamawiając u Pietruchy Sobieskiego i stawiając dwa, zasyfione kieliszki na ladzie.
Facet nadal stał wgapiony w Psa i Mordę, jednak już opuścił Sajgę, uśmiechnął się, wyszczerzając niedomyte, pożółkłe zęby.
- Вы не ў Чэскую -эспубліку! Я хачу ведаць, калега партыі, ха! Вы пасля заказу быў зроблены на Чарнобыльскай А-С, ці не так? Выконвайце за мной, сабо. (Białorus. Nie jesteście z Czech! I kolega chce poznać Partię, ha! Ty po to zlecenie na Czarnobyl, racja? Chodźcie za mną, trepy.) - Powiedział uradowany, wskazując na dalszą drogę, w kierunku, w którym szli.
Pusto, wszędzie pusto i ponuro, żywej duszy nie ma. Opuszczona stacja paliwowa, wypróżnione kanistry z benzyną, niedziałające auto, w środku jakieś półki i szafki, dawno bez sprzętu, jedzenia czy makulatury. W środku nikogo nie było, a wokół stacji walały się jakieś szczątki samochodów, akumlatory czy inne śmiecie do nich. Zaczynało się robić ciemno, a z oddali słychać było ten nagły, wręcz mityczny wrzask Krwiaka, mutanta, który nie znał litości, i nikt go nigdy nie widział...
Korba stał pośrodku ulicy, wpatrzony w oddal, jakby obserwując zagrożenie, jednak wydawało się, że nikogo tu nie ma. Droga, którą wskazał starzec naprawdę była... Przerażająca wręcz, dalej w kierunku Partii ciągnęły się tylko ruiny miasta i na wpół zjedzone budynki.
Przekazy z Komunistycznej Partii zgasły, nie chcąc przywabiać zwierząt i głodnych zmutowańców, a wszyscy chowali się, jak nie w domach, to w barach... |