Słońce powoli wracało ze swej podróży na szczyt niebiańskiego sklepienia, a wieśniacy tylko czekali aż zniknie za horyzontem. We wsi panowało niezwykłe podniecenie, wychudzone dzieci biegały między chatami, a chłopi z żonami przygotowywali się do biesiady. Z każdą chwilą coraz więcej rodzin zbierało się w karczmie z której dochodziła przyjemna woń pieczonego mięsiwa. Wreszcie ku radości wszystkich zgromadzonych, w progu oberży stanął karczmarz i wykrzyknął w stronę wojowników:
- Uczta gotowa! Stołujmy się!
Wieśniacy nie zamierzali jednak okazać szacunku swym wybawcom, jak z bicza trzasnął ruszyli w szaleńczym biegu w stronę gospody, aby zając najlepsze miejsca przy stołach i złapać najlepsze kąski. Tymczasem sołtys gestykulując energicznie próbował opanować żądny jadła motłoch. Choć w normalnych okolicznościach wieśniacy zapewne opanowaliby głód, po paru dniach żałosnych racji i posiłkowania się jedynie czerstwym chlebem puste brzuchy wzięły górę. Ogólnie w Marchii Północnej panował tego roku nieurodzaj, a wieści o wojnie z elfami choć zręcznie kamuflowane przez władze Zakonu i tak dotarły do kupców którzy nie przybyli w owe strony. Opowieści o elfach były zbyt straszne i przerażały nawet najśmielszych podróżników. Tak więc perspektywa spicia się i nażarcia była niezwykle kusząca.
Red obrócił się, więzy krępowały mu ruchy, a ból w plecach dał się poczuć dopiero kiedy ustąpiła adrenalina. Łucznik panicznie bał się maga, a jeszcze bardziej łypiącego na niego przerażającym wzrokiem Karanica. Syknął i splunął, był spragniony, a ślinę miał wysuszoną dlatego pociekła mu po podbródku. Żałośnie wił się próbując wytrzeć się nadgarstkiem. Potem zaskamlał kiedy po ciele przeszła fala bólu. Nie zamierzał rozmyślać o swej moralności mimo iż z takimi rozważaniami pozostawił go Hess, chciał jedynie wyrwać się z więzów, strzelić rumaka nahajką i pognać w siną dal.
- Klecho, pomóż! – krzyknął z trudem, jak najgłośniej umiał. Ból znów przypomniał o sobie wywołując na twarzy Reda ohydny grymas.
Wtenczas do Greya podbiegła niewysoka piegowata dziewczynka o jasnych, popielatych włosach. Miała na sobie ubrudzoną błotem koszulę i wianek z kwiatów na głowie. Wyciągnęła palec z nosa i pociągnęła barbarzyńcę za nogawkę spodni.
- Hej brzydalu – powiedziała lekko skrzypiącym głosikiem – Daj mi się pobawić tym kijem co go na plecach trzymasz, no daj!
Natychmiast dookoła potężnego woja zebrał się tłum dzieciaków. Tymczasem Blake wstał i powoli ruszył ku oberży. Nie mógł doczekac się wieczerzy.
Ostatnio edytowane przez Kirholm : 30-11-2009 o 21:41.
|