Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2009, 11:00   #29
one_worm
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Łysy siedział w barze popijając piwo. Do piwa zamówił jakieś żarcie - może i jest to post apokaliptyczne gówno jednak i tutaj człowiek jeść musi. Gdy najadł się i popił piwem spojrzał na jedyny zegar w barze, który nie zawsze chodził. Spóźnia się, a niedługo będzie zbyt ciemno żeby iść. Trudno - idę sam.. Łysy dopił piwo, zapłacił i wyszedł. Nad ruinami kijowa słońca pieściło ostatnimi promieniami ciepła wszystkich którzy się znaleźli na dworze. Zgodnie ze wskazówkami partyjniaka Łysy ruszył w kierunku parku. Szedł spokojnie i czujnie. Co jakiś czas słyszał jakieś odgłosy terkotu karabinu. Normalna to rzecz. Znowu ktoś zabija kogoś. Chyba faktycznie trzeba stąd wiać. Niedługo skończy się tu żarcie, a zacznie piekło.. Łysy nie był jakimś sztukmistrzem w przetrwaniu, jednak nie raz jadał żarcie dla zwierząt. Na szczęście było produkowane tak, aby było zdatne do spożycia przez ludzi. Tak czy siak żarcie dla zwierząt oznaczało dwie rzeczy. Skończyło się inne jedzenie, a co za tym idzie i te puchy starczą na niedługo. Kanibalizm, szczury, a później powolna śmierć głodowa. Oczywiście możliwe, że ktoś znajdzie jakieś inne miejsce gdzie ostało się trochę normalnego żarcia. Czy jednak warto ryzykować? Lepiej popłynąć z prądem rzeki nad Prypeć. Gdy tak rozmyślał i dywagował słońce niemalże schowało się za horyzontem. kilka ostatnich promieni jakby chciało mu wyznaczyć drogę " idź tam" po chwili także zniknęło. 15 minut... a później już nie będzie szarówy, tylko ciemność. Za dziesięć powinienem wyjść z parku... Łysy przyspieszył kroku ściągając broń i odbezpieczając - tak na wszelki wypadek. Możliwe, że nie spotka nikogo, tak samo jak możliwe, że jednak kogoś lub coś spotka. Kolejne kroki były miarowo przyspieszane czyli krótko mówiąc - zagęszczał ruchy. Kilka minut później wyszedł z parku, który nocą bywał bardzo niebezpieczny. Nie raz słyszał od barmana czy klientów gdy płacili historie o rozrywanych na strzępy ludziach przez jakieś mutanty czy inne bestie. Partyjniak mówił, że niedaleko parku jest galeria, później złomowisko i stacja benzynowa. Chyba.... Łysy nie miał wyboru i musiał zdać się na swoją pamięć, a przede wszystkim się odlać. Po tych piwach odwaga mu skoczyła ale także i przestrzeń w pęcherzu zmalała. Gdy załatwił potrzebę fizjologiczną w pobliskich krzakach, zauważył iż jest niedaleko galerii. Chyba stamtąd słyszał strzały, ale mógł się mylić. Trochę się pokręcił, jednak zdołał obejść galerię i przemknąć obok. Była już noc. Po ciemku niebezpiecznie się idzie, jednak nigdy nie wiadomo czy czasem nie jest to bezpieczniejsze od czekania do poranka. Łysy już oddalał się w kierunku jakiś bunkrów - przynajmniej tak mu się zdawało, że to ten kierunek na siedzibę komuchów. Droga była nierówna. O ile główna ulica była w miarę bezpieczne i połatana, o tyle tutaj natura już odbierała to co jej i bardziej to przypominało las aniżeli drogę. Las. Stare powypalane drzewa, które nigdy już nie zakwitną. Tani opał, jednak ponoć w drzewach jest sporo trucizny, odłożyło się promieniowanie i ogień jest zielony. Nie nadaje się nawet na opał. Łysy szedł między tymi drzewami powoli. Nigdy nie wiadomo co się spotka. W okół walało się pełno gruzu. Zauważył, że jest też pełno drutu, pordzewiałego ale zawsze. Zebrał ile się dało i ile zobaczył w ciemnościach i ruszył dalej.Na wnyki powinno się nadać. Spokojnie minął Złomowisko, słysząc tylko jakieś rozmowy, zapewne jakiś śmieciarzy i doszedł do stacji benzynowej. Księżyc świecił dość jasno. Kiedyś tutaj znalazł tabliczkę, gdzieś tam było jego "plemię". Zauważył, starą ładę. Samochód jeszcze sprzed wojny. Siedzenia były bardzo wygodne. Przynajmniej tak twierdziła "starszyzna plemienia". Podszedł do łady i dotknął pieszczotliwie jej maski. Teraz wyglądała na srebrnął ale tak na prawdę była...Ciepła? Ktoś odpalił ten złom? Ktoś tu był i może nadal być.. Rozmyślania te przerwał mu skowyt. Słyszał go wcześniej. Był to Krwiak. Tyle, że wcześniej dochodził ów skowyt z bardzo daleka, a teraz.... Łysy ruszył bardzo szybko przed siebie rozglądając się na boki. Nie bardzo chciał skończyć jako czyjeś pożywienie. W końcu doszedł do bunkrów o których opowiadał partyjniak. Wyczerpany, głodny i spragniony. Bunkier wyglądał na rozsypujący się, jednak z otworów strzelniczych można było zobaczyć światło. Podszedł do drzwi, ściągnął plecak, przekąsił jedzeniem, popił resztką jakiejś wody i załomotał w drzwi:
-Я в Чернобыле ... (Rus. Ja na Czarnobyl...)
Po czym stanął przed drzwiami i czekał aż ktoś mu otworzy.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline