Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2009, 19:43   #4
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację

Taksówka zatrzymała się przed jednym z wielu domków na plaży w Santa Monica. Podróż trochę zajęła, ale do świtu było jeszcze daleko, a i sam budynek prezentował się dość ładnie. Jak na tą okolicę. Ot zwyczajne, zadbane domostwo nad morzem, jakich wiele w tym kraju. Kto by pomyślał, że biskup Noah Milberger, który patronatem obejmuje całe tereny Santa Monica, mieszka właśnie tutaj? Żaden tłumok z Camarilli, ot co. Sheryl spojrzała na liścik. Niestety, wraz z otrzymaniem dziwacznego zaproszenia plany na tę noc uległy diametralnej zmianie. Tak też trafiła tutaj. Z osób do których mogła się zwrócić, pan N wydawał się stanowić najlepszą opcję. Jego osobowość i chęć działania niemal gwarantowały, że młoda wampirzyca nie opuści plażowego rejonu z pustymi rękoma. Skierowała się w stronę drzwi, a te otworzyły się same zanim zdążyła zapukać, lub nacisnąć klamkę. Co dziwniejsze, po drugiej stronie nie ujrzała nikogo - ani żywej duszy. W środku panował niemal całkowity mrok a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny i brudu. “Nie oceniaj książki po okładce” nabierało tutaj dosłownego znaczenia. Wszystkie meble były połamane, zniszczone i zdemolowane walając się po podłodze. Wystrój przypominał horrory klasy B.
- Może nie jest to Sheraton, ale hej… zawsze to własne cztery ściany.
Rozejrzała się uważnie, nijak nie zrażona tym co zobaczyła. W porównaniu do schronień komunalnych, miejsce i tak wyglądało jak nowobogacka willa. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i zrobiła użytek z prezentu jaki dostała od ukatrupionej Toreadorki. Nie potrzebowała tracić drogocennej krwi na regenerację ran po potencjalnych pułapkach.
- Panie Noah? Czy zastałam?
Krzyknęła w głuchą przestrzeń. Czuła się jak kompletny żółtodziób.

Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem. Resztki czegoś co kiedyś było sporą szafą nagle odsunęły się w kąt pomieszczenia. Jakby targnęła nim jakaś niewidzialna siła. Zrujnowany mebel odsłonił tym samym klapę w podłodze, która po otworzeniu ukazała schody prowadzące w dół. Z podziemnych komnat dobiegało słabe źródło światła. MacRae wyraźnie słyszała trzaski palonego drewna. Schodząc, zwiedzająca dotarła do sporego pomieszczenia. W rogu stał rozpalony kominek, który był źródłem wcześniejszych odgłosów. Pod ścianami znajdowały się regały pełne książek z różnych epok. Poza tym, widać było tylko biurko i dwa krzesła. Na jednym siedziała już wiadoma osoba.


-Rozumiem, że masz do mnie jakąś sprawę dziecko?
Lasombra przywitał gościa na swój sposób, wskazując dłonią drugie miejsce siedzące. Zamknąwszy oczy, Sheryl przyklęknęła na jedno kolano, pokornie skinąwszy głową mężczyźnie. Raczej nie pasowało to do kreowanego przez nią wizerunku narwanej, psychopatycznej morderczyni. Dopiero kiedy biskup dał jej pozwolenie, podeszła do fotela… i dźgając ów mebel palcem, upewniła się, że nie jest on kolejną zapadnią, dołem pełnym ostrych kolców, czy innym zabezpieczeniem zainspirowanym firmami z Harrisonem Fordem. Następnie usiadła i zwróciła się do goszczącego ją osobnika.
- Dziękuję za poświęcenie mi czasu. Jeśli można, przejdę od razu do rzeczy.

Odczekała chwilę, po czym ponownie podjęła.
- Dzisiejszej nocy otrzymałam informację o przyjęciu wyprawianym przez Toreadora nazwiskiem Souriau. Co więcej, zostałam na nie zaproszona. Po… nawiązaniu bliższej znajomości z posłańcem, który dostarczył mi zaproszenie, dowiedziałam się, że jest spora szansa jakoby pojawiły się tam ważne osobistości z Camarilli.
W tym momencie urwała, czekając na reakcję właściciela schronienia. Noah obdarował wampirzycę spokojnym spojrzeniem, powoli analizując każde jej słowo.
-To wspaniała wiadomość dla moich uszu, drogie dziecko.
Uśmiechnął się nawet na chwilę, ale był to uśmiech pełen ironii.
- Powiedz mi tylko dlaczego Souriau miałby pod jeden dach spraszać członków Camarilli i Sabatu? Czego dowiedziałaś się od posłańca? Wiedza to pierwszy krok do planowania.
Krwawa panna skrzywiła się nieznacznie. Najwidoczniej było to pytanie na które nie posiadała jedynej, prawidłowej odpowiedzi.
- Ciężko stwierdzić. Pewnej nocy nasz pseudo-Picasso po prostu zamknął się w pracowni i rozdał swoim córkom zaproszenia do najróżniejszych wampirów w całym mieście. Być może już całkowicie zbzikował i zamierza przerobić wszystkich gości na farbę do swoich krwawych obrazków. Hmm… lub liczy na to, że zaczniemy się wzajemnie wyrzynać.
Skrzyżowała dłonie i sztucznie westchnęła, mając nadzieję, że być może jej przełożony wysunie swoją własną teorię. On jednak przesunął rozmowę na inne tory.

-Tym lepiej dla nas.
Czarnowłosy wstał i podszedł trochę bliżej kominka
- Taka okazja trafia się w ostatnich czasach na tyle rzadko, że nie wypada z niej nie skorzystać. Hmph. Ty zostałaś zaproszona i to Ty przyniosłaś mi wieści. Będę wiec na tyle uprzejmy, że pozwolę Ci się wypowiedzieć odnośnie tego co powinniśmy zrobić dalej.
Patrzcie go, znalazł się łaskawca.
- Souriau jest już wystarczająco niestabilny, a zabicie kogokolwiek przez przyjęciem mogłoby rozjuszyć go jeszcze bardziej. Kolejny wróg byłby ostatnim gwoździem do naszej trumny w Los Angeles. Jednak… wydarzenia, które będą miały miejsce po przyjęciu, to już zupełnie inna para kaloszy, nieprawdaż?
Zabębniła palcami o poręcz fotela. Była widocznie podekscytowana, pełna euforii.
- Jeśli dostanę oddział, to z odpowiednim przygotowaniem mogę cisnąć klucz w tryby tych zadufanych idiotów. Strącić łeb kogoś ważnego! Eghm…
Przywołała samą siebie do porządku.
- Ostatnimi czasy nie robimy absolutnie nic. Musimy w końcu zacząć działać.
- Masz rację, nie powinniśmy interweniować w samo przyjęcie. Souriau jest groźnym osobnikiem. Na pierwszy rzut oka wydaje się być rozsądnym dżentelmenem, ale jeśli się go rozgniewa…ostatniemu księciu ponoć nie wyszło to na dobre.

Zachichotał jakby przywołał właśnie jakieś miłe wspomnienie .

- Ilu ludzi potrzebujesz moja droga?
Nastała chwila prawdy. Przedstawicielka Sabatu wiedziała, że jeśli chce wyjść stąd należycie przygotowana, musi w odpowiedni sposób zagrać na motywacjach Milbergera.
- Nasz wywiad jest w powijakach, jeśli w ogóle można mówić o jego istnieniu. Nie mam pojęcia z czym przyjdzie nam się mierzyć, ale wątpię żeby ktokolwiek jechał na przyjęcie wozem opancerzonym z zestawem usypiaczy na dachu. Co więcej, upatrzyłam już idealne miejsce na zasadzkę. Potrzebuję dwunastu, o odmiennych specjalizacjach.
- Twierdzisz, że mogą pojawić się ważne osobistości, ale nie wiesz jakie, zgadza się? Dam Ci piętnastu, na wypadek gdyby sam książę zaszczycił Souriau swoją obecnością.


Lasombra wyszczerzył zęby w diabolicznym uśmiechu
- Weźmiesz także swoją grupę. To daje nam już dość ładny oddział uderzeniowy nieprawdaż? Moi ludzie będą czekali na Ciebie przy wjeździe do lasu.
- Jeśli mogę coś doradzić…

Zaczęła przedstawiać mężczyźnie początkowe stadium swojego planu, proponując specyficzne rozmieszczenie przydzielonych jej osób. Przy nastawieniu jakie posiadał Noah ciężko było stwierdzić, czy w ogóle weźmie ową strategię pod uwagę. Na szczęście, nie odebrał sugestii negatywnie. Pozwolił swojej podkomendnej skończyć wypowiedź.
- Zobaczę co się da zrobić.
Lasombra ponownie usiadł na krześle. Patrzył na Sheryl jakby uznał cały temat za zakończony. Ona, mimo lekkiej niechęci, musiała poruszyć kolejną kwestię.
- Erm… pozostaje jeszcze sprawa odpowiedniego wyposażenia. Potrzebuję jakiejś metody komunikacji, najlepiej krótkofalówek, w ostateczności komórek. Hm. Drut kolczasty i bomby gwoździowe. O to jestem w stanie zatroszczyć się sama… ale czy mogę liczyć na jakieś profesjonalnie wykonane materiały wybuchowe, lub broń maszynową?
Machnął dłonią, bagatelizując sprawę.
- O to nie musisz się martwić. Może po moim lokum nie widać tego za bardzo, ale urządzenie krwawej rzezi po wystawnym przyjęciu nie stanowi dla mnie problemu. Zaopatrzę was w broń, ale obawiam się, że nie uda mi się załatwić na czas czegoś cięższego, poza paroma granatami. Będziecie musieli sobie poradzić z tym co dostaniecie, choć zrobię wszystko co w mojej mocy. Z komunikacją nie będzie tego typu problemu. Pamiętajcie tylko by przypuścić atak jak już opuścicie domenę Souriau.

Dziewczyna najwyraźniej była zadowolona z tego co zdołała wytargować. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, a determinacja wręcz skrzyła w przymrużonych oczach. Kto by pomyślał? Ona naprawdę wierzyła w to co robi. Działała dla dobra Sekty. Nie zwlekając dłużej, wampirza niewiasta wstała z fotela i pokornie ukłoniła się swojemu przełożonemu.
- Dziękuję za pokładane we mnie zaufanie.
Na chwilę, wewnątrz pomieszczenia zapanowała wymowna cisza.
- Czy jeśli wrócę z tego cało, będziemy mogli poruszyć temat…
W tym momencie biskup przyłożył palec do ust wydając charakterystyczny odgłos - zupełnie jakby chciał uciszyć rozmówczynię. Sheryl zamilkła natychmiast.
- Drogie dziecko… jeden problem na jedną noc. Domyślam się, że masz wiele pytań, wątpliwości i pomysłów odnośnie stanu Sabatu, ale… skupmy się póki co na przyjęciu. Zapewniam Cię, że wrócimy do tego tematu… pod warunkiem że mnie nie zawiedziesz. Ostatnie słowa padły dość stanowczo, zaznaczając, że Noah nie zamierza tolerować żadnych niepowodzeń. Zrozumiała co chciał jej przekazać. Lekko skinąwszy głową, ruszyła w stronę wyjścia. Do świtu zostało niewiele ponad trzy godziny, a ona wciąż miała sporo pracy.


Jeden zdobyty telefon i roztrzaskaną głowę później, panna MacRae stała w zaułku, rzucając beznamiętne spojrzenie w stronę sklepu po drugiej stronie ulicy. Powoli i bez większego przekonania cisnęła pokiereszowane ciało do kontenera na śmieci. Następnie zatrzasnęła pokrywę na głucho. Tyle jeśli chodziło o jej wersję „maskarady”. Wyświetlacz zapewniał skąpą ilość światła. Zakrwawiony kciuk wprowadził numer.
- To ja. Nie mogłam przyjść, coś mi wypadło. Teraz zamknij się i słuchaj mnie uważnie. Mamy robotę. Skąd? Heh. Z kurortu plażowego.
Z urządzenia wydobyła się istna salwa narzekań zakrapianych wulgaryzmami.
- Jaśniej? Więcej informacji? Kochanie, na pewno nie przez komórkę. Jedyne co cię interesuje to fakt, że jutro masz przyjechać po mnie w stroju wieczorowym.
Kolejna kanonada niecenzuralnych słów. Westchnienie.
- Mhm. Tak, ja ciebie też. Tylko pamiętaj, bądź punktualnie o 20:00. Pa!
Mimo, że kwiecisty wywód wciąż trwał, ona się rozłączyła. Energicznie cisnęła telefon za siebie. Ten uderzył o pomazaną graffiti ścianę i rozpadł się na części pierwsze.
- Do dzieła więc. Muszę jeszcze przecież znaleźć odpowiednią sukienkę…
Kiedy ubranie zaczęło zlewać się z jej ciałem, ślepia błysnęły kolorem złota.
 
Highlander jest offline