Ze zdenerwowania zaczęła się pocić.
Blin. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce będzie całkiem mokra. Dziewczyna nie odważyła się jednak rozpiąć skórzanej kurtki. Dźwięk suwaka mógłby rozbrzmieć w tym betonowym relikcie przeszłości Kijowa głośniej niż seria z karabinu. A na myśl o tym, że mogliby odkryć jej obecność, ciarki przebiegały wzdłuż jej kręgosłupa, wystającego jak równik pośrodku chudych pleców. Jeszcze chwila, a zacznie jej burczeć w brzuchu. Nawet mimo zimnej, stalowej dłoni lęku, która ścisnęła jej żołądek.
Czy poradziłaby sobie z nimi?
Widziała niewiele przez dziurkę od klucza, ale dość, by zauważyć, że stanowili dziwną parę, ale równie zdeterminowaną i paskudną, jak wszyscy kijowianie. Tego niskiego może zdołałaby powstrzymać, choć wyglądał na furiata. Gdyby nie miał broni... A ten wielki? W najlepszym razie walnąłby ją na odlew kolbą. Pewnie by ją zgwałcili, żeby potem mieć się czym podniecać w puste, samotne noce. Może by ją tak zostawili, ale nie chciało jej się w to wierzyć.
Irina może i nauczyła się, jak zachować żelazne nerwy w ekstremalnych sytuacjach – a które sytuacje nie były ekstremalne w tej nowej rzeczywistości – lecz ta chwila niepewności, strachu o własną skórę i ciążącego milczenia przedłużała się. Rozwlekała, jak przesadnie długie zdania kompletnie nudnego wykładu, poświęconego jakiemuś niebagatelnemu, ale absolutnie abstrakcyjnemu zagadnieniu z dziedziny astrofizyki albo mechaniki kwantowej, jakie można było znaleźć w stareńkich, prawie rozpadających się i przesiąkniętych zapachem kilkudziesięcioletniego kurzu książkach, które mieszkańcom bunkra udało się zabrać wraz z nikłym dobytkiem. Zwyczajnie miała dosyć i tego napięcia, i domysłów, czego te dwa
pacany tu chcą, czy Andrzej tu przyjdzie, a przede wszystkim – czy jest to jej Andrzej, jej przyjaciel, brat i wróg?
A przede wszystkim wzbierała w niej wściekłość, że marnuje bez sensu czas. Ile jeszcze będą tak siedzieć? A co, jeśli ściemni się, nim zdąży wrócić do swojego lokum? Zgroza, iść obok upiornego parku po zmroku. Przez chwilę nawet szukała jakiejś drogi ucieczki. Wymknięcia się niezauważenie. Przeważyła ciekawość – a jeśli to naprawdę JEST Andrzej, ten Andrzej? Może dowie się czegoś, co pomogłoby jej w zemście. Nie tutaj, nie teraz. Ale przecież była cierpliwa. Nauczyła się tej cierpliwości.
Zacisnęła usta i zmrużyła oczy, czując zalewający ją chłód. Tym razem zupełnie inne uczucia wywołały tę falę zimna w brzuchu. A miało być tak prosto. Zwyczajny wypad po żarcie. Omal nie westchnęła, ale w ostatniej chwili powstrzymała ten odruch. Cicho, cicho. Irracjonalnie przypomniał jej się wierszyk z dzieciństwa.
Тише, тише,
(ros. Ciszej, ciszej,)
Кот на крыше,
(Kot na strzesze,)
А котята eще выше.
(A kocięta jeszcze wyżej.)
Do diabła, pójdą wreszcie czy nie?!
--
blin - "cholera" po ros.
pacan - koleś, gostek po ros.