Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2009, 19:08   #34
Ghoster
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
- Конечно! В следующий раз просто не напугать нас так, ладно, приятель? (Ros. Pewnie! Następnym razem tylko nas tak nie strasz, dobra, stary?) - Krzyknął żołnierz, patrząc się na drugiego, by ten opuścił karabin. - Войдите. (Ros. Wchodź.) - Powiedział, otwierając drzwi.
Korytarz jak korytarz, długi i ciemny, a gasząca się co chwila lampa tylko przyczerniała pomieszczenie, dodając mu grozy. Z końca słychać było jakieś ciche rozmowy czy wrzaski, czy jak to tam nazwać. Mocny, niski głos, to na pewno.
- Я не знаю, холодные... Я бы ждал там, этот парень еще не так опасно. (Ros. Nie wiem, Zimny... Ja bym tam jeszcze poczekał, ten gość nie jest jeszcze taki groźny.) - Głosy dochodziły na pewno z korytarza, ale czy z końca? Zdawało się dobiegać jakby... Ze ściany. Z połowy przejścia. Jak gdyby ściana była naprawdę wątła, a za nią coś się kryło...
- Подождать? Мол, шлюха, то какие? Чешская геев не подходит нам, просто! Подождите день или два, а затем посмотреть, как вы мешанина Чернобыля. (Ros. Czekać? Niby, kurwa, na co? Ten czeski gej nam nie pasuje, po prostu! Poczekamy dzień czy dwa, to zobaczysz, jaki bigos ci zrobi w Czarnobylu.) - O tak, ten dźwięk już nie brzmiał jak głos człowieka. Już prędzej warkot maszyny. Głos boga, albo szatana, w tych czasach to właściwie jeden chuj.

Wróbel biegła w kierunku, z którego przyszła. Strzały uśmierciły może szczura, ale krzyki, jakie słyszała z drugiego końca galerii, były... Conajmniej straszne. To już nie brzmiało tak łagodnie.
- Andrew? Andrew! Kurvo, ty potnie o kus Chalickij a zabit! (Cz. Andrzej? Andrzej! Kurwa, Chalickij cię potnie na kawałk i zabije!)
- To neni Andrew, blbec! Spustit tam, sakra! (Cz. To nie Andrzej, kretynie! Biegnij tam, cholera!) - Wrzask, jeden za drugim, świadczące o niezbyt przyjemnych rzeczach.
Czesi na pewną za nią biegli, i to dość szybko, o wiele szybciej, niż ona. Świadczyły o tym chociażby odgłosy butów, stąpających po syfie sklepów z nieprzeciętną prędkością.
Wyszła z galerii, było ciemno, naprawdę ciemno. Jedynie co widziała to jakieś ledwie oświetlone uliczki przez światło księżyca. Las był czarny, a gdzieś w oddali dało się ujrzeć dwa palące się ogniska. Tak daleko, że raczej nikt nie chciałby iść tam sam.

Godzina dwudziesta druga, bądź coś koło tego. Mutanty się budzą, wiedząc, iż ludzie w ciemnościach nie widzą. Z oddali dochodziły skowyty zarzynanych pijaków, którzy się dali podejść mutantom, wychodząc poza bezpieczne tereny. W Warsztacie Saszy, położonym chyba najbliżej metropolii, musieli się teraz kulić w strachu, siedząc z kałaszami wycelowanymi w ulicę, po której biegały wilkoszczury, psy czy inne, postnuklearne ścierwa. Połowa na warcie, połowa śpi w bunkrach pod stacją naprawczą. Ale czy takie zamknięcie oka w obawie przed śmiercią...

Można nazwać snem?
 
Ghoster jest offline