Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2009, 02:39   #10
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Do wieczora... Jasne... Dlaczego nie dało się od razu? Mnich gówno mógł. Z celi śmierci w Middenheim nie wychodzi się dla czyjegoś kaprysu przeszukiwania grobów. Częściej za to się trafia. Śmieszne... A jednak atmosfera zrobiła się dziwnie napięta. Wszy zaczęły uwierać bardziej niż wcześniej, perspektywa tyfusu skłaniać do refleksji, posmak rzygowin w ustach odstręczać, a każdy powiew zimniejszego powietrza towarzyszący otwieranym przez strażnikom drzwiom do korytarza więziennego, budzić z odrętwienia z nadzieją, że może kurwa jednak?
Do monologu Markusa dołączyła Fay. Już godzinę temu zaczęła łazić w te i we wte i wydymać te ponętne, popękane usteczka. W dodatku jakby tego było mało, zaczęła posapywać i zerkać na niego i pozostałych. Jeszcze wczoraj po czymś takim sam by zaproponował zbiorowy gwałt na niej... No dobra. Pewnie by nie zaproponował. Raczej by podszedł i ogłuszył nim Markus, lub Sigismund, by wpadli na to by ją wygrzmocić. Nie z litości. Bardziej z zazdrości, że on sam miałby przed tym mimo wszystko opory.
- A coś ty taka ciekawska Fay? - spytał i podrapawszy się po brodzie, wydłubał z niej jedną z lokatorek. Mały łeb, który w powiększeniu mógłby być źródłem najgorszych koszmarów, wykrzywił się na bok, a Veller mógłby przysiąc, że wesz spojrzała na niego z wyrazem dogłębnego żalu. Zmiął ją w palcach i uformowawszy zgrabną, krwawą kulkę, pstryknął nią w dziewczynę uśmiechając się szeroko jak mały chłopiec ciągnący za warkocz koleżankę. Biorąc pod uwagę to, że to była głównie jego krew uznał to za oryginalnie romantyczne - Nie słyszałaś co mówił łysy? Ciekawscy w tych stronach dostają nóż pod żebra... młokosie. - ostatniemu słowu nadał taki sam ton z jakim wypowiadał je wcześniej mnich.
Parsknął zrezygnowanym śmiechem.
- Jestem zwykłym mieczem do wynajęcia, który nie lubi wszy. No i jak wszyscy w middenheimskim pierdlu, jestem niewinny – spojrzał jej zaczepnie w oczy – Chcesz mnie wynająć?
Nie bardzo miał ochotę o sobie gadać. Za to interesowało go co Markus powie. Bo choć całkiem dużo już wiedzieli o jego ciotce, domu i jej psach i kotach, to zupełnie nic o tym co takiego robi, że wpadł w ten syfny loch. Sigismunda nie trzeba było pytać. Z takimi łapskami nie trafia się na stryczek za herezje. Olbrzym zresztą i tak nie odpowiedział odwróciwszy się na drugi bok.
- A ty Fay? Czym się zajmujesz? Bo rozumiem, że nie dziergasz...

- Sprytnie... – kiwnął głową dziewczynie udając, że nie wodzi wzrokiem za jej dłonią, którą przejeżdżała po dekolcie. Skupił się na siniaku na czole. Wczoraj go nie było – pokaż – rzekł i dotknął dłonią jej prawie czystego policzka. Nie odsunęła się. Popatrzyła na niego tylko trochę inaczej. A on z ulgą, że nie musi patrzeć gdzie spływa woda, skupił się na siniaku. Obfite wybroczyny podskórne. Albo ktoś jej przywalił czymś twardym w głowę, albo sama to sobie zrobiła. Zważywszy na to, że nie wychodziła z celi, pozostawała ta druga opcja... Wyrwała głowę.
Puścił i przez chwilę patrzył w milczeniu.
- Szybko się zagoi – rzekł w końcu.
Umył tylko ręce.

***

A jednak mówił prawdę. Mieli być wolni. W zamian za wykonanie zadania, cena o wartości życia. Godziwa wymiana.
Więźniarka mimo wszystko budziła lepsze skojarzenia niż loch. Choćby cel, do którego prowadziła, jej przewiewność i czas jaki mieli w niej spędzić. Zbył milczeniem obu hycli i wsiadł do pojazdu. Jak widać i Fay nie widziała w tej odmianie żadnych negatywów, bo znów zażartowała.
- Zbyteczna uprzejmość. Jakby drzazga w dupcię wlazła, będę tuż za tobą, Pani.

***

Trzy Wrony były zwyczajną karczmą jakich wiele na gościńcach Imperium. Górujące ponad nią szczyty przypominały o tym, że wolność wcale jeszcze nie jest jeszcze pełna. Za to jak najbardziej prawdziwa. Fakt, w który cały czas ciężko było uwierzyć zdawał się być coraz bardziej realny. W każdym razie ostry zapach żywicy i odgłosy wiejskiego gospodarstwa pomocniczego, przy gospodzie były czymś o czym dwa dni temu już nawet nie śnił. Przeciągnął się i ziewnął donośnie rozprostowując kości. Zapowiadał się dobry dzień.

- Dacie nam jakąś mapę obszaru, na którą mamy nanieść położenie tych grobów? - spytał wydłubując jeszcze z zakamarków drewnianej misy, co cwańsze skwarki - czy mamy po prostu sprawdzić, czy te groby tam są i wam o tym powiedzieć?
Brak sprecyzowanego celu mocno poddawał w wątpliwość intencje ich mocodawców. Zwierzoludzie... Niezła bujda. Jakby w Middenheim nie było takich zuchów, co im zwierzoludzie niestraszni. Samobójcza misja, z której trzeba będzie czym prędzej dać nogę...
Skończyli posiłek i wysłuchali do końca odprawy. Potem pierwsza od baaardzo dawna kąpiel i przydział broni. I to nie byle jakiej. Porządna tobarańska stal. Wraz z wspomnieniem z dormitorium stanowiła ciekawe ukoronowanie początku wyprawy po groby.

- Chyba sobie kpisz - rzekł z powątpiewaniem gdy Fay wymownie spojrzała na drzwi wielkiej izby, by ją opuścił. Właśnie ostatnie wiadro wody kończyło się podgrzewać w wielkim kotle, a beczka była już niemal pełna. Suszone zielsko, którego użyczył im karczmarz wyczuwszy unoszącą się wokół nich woń, zdążyło już wypełnić dormitorium słodkawym zapachem pokrzywy. Dziewczyna nie zamierzała wychodzić.
- Dobra... - rzekł powoli nie spuszczając z niej zainteresowanego spojrzenia – Chcesz? Możemy się potargować. Możesz wejść pierwsza, ale potem wymasujesz mi kark. Umowa stoi?
Dogadali się. Umyła się pierwsza pod jego nieskrępowanym spojrzeniem. Pokaz, choć bardzo wymowny, był nie potrzebny. I tak miał na nią już wcześniej ochotę. Łatwo się o tym przekonała gdy przyszła jego kolej. Dłonie miała silne. Bardzo nawet silne. Idealne do tej pracy. Przymknął oczy bez ukrywania przyjemności. Zatrzymała się na krótki ułamek sekundy wyczuwszy głębokie blizny na szerokich plecach. Ślady po kańczugach używanych przez sigmarycką inkwizycję. Nie odpowiedział. Nie pytała. Wymknęła się tylko sięgającej do jej ramienia dłoni mężczyzny i już jej nie było. Potem zanurzył się w nadal ciepłej wodzie pozwalając zalać się całkowicie. Wszy uniosły się na powszechni tworząc cieniutki czarny kożuch ginącego w szarym mydle życia. O bogowie, jak dobrze było się w końcu wykąpać.

***

Dolny regiel nie był trudną drogą. Mimo iż trakt poprzerastany był korzeniami okolicznych świerków i dębów, był wystarczająco uczęszczany, by nawet wóz mógł po nim przejechać. Zwierząt również nie brakowało, czemu zawdzięczali fakt, że Matias prędko wrócił z upolowaną zdobyczą. Tylko to zmęczenie nie dawało spokoju. Płytki oddech, słabość mięśni... potu jednak brak, a zamiast niego zawroty głowy. Obaj przewodnicy bez większego zaskoczenia przyglądali się reakcjom skazańców. Kurara...? Pierdolone głąby. Jakby się ich kurwa nie dało otruć w lochu...
Jak się okazało, nie była to kurara. Coś w żarciu. Cwane gapy. Fay pierwsza chciała wyrównać porachunki. Szkoda, że chociaż jednego nie dorwała. Sigismund i Markus zażyli swoje tabletki. Veller przez chwilę obracał swoją w palcach. Smród zgniłego jaja i gorzkość mogły trochę pomoc. Jeśli udałoby mu się stwierdzić co to za szajs... Zażył swoje i oddał reszcie ich przydziały. Zostawianie ich jednej osobie nawet tak odpowiedzialnej, jak on, nie było najlepszym pomysłem. Niemniej wykalkulowanie ile dnia da im pozbycie jednego współtowarzysza nie było znów takie trudne. Miał tylko nadzieję, że nikomu innemu ten kretyński pomysł do głowy nie wpadnie. Bo jeśli ktoś mógł rozgryźć odtrutkę i się z tego bajzlu wydostać to właśnie Veller. Reszta sama będzie skazana na podążanie jak barany, tam gdzie wskażą im ludzie tacy jak Erich i Matias. Póki co jednak nie zamierzał dzielić się z nimi informacją o swoich umiejętnościach. Sam by sobie pod tym względem nie ufał. Przewodnicy odeszli.
- Dali nam diablo mocną stal. Puścili samych w góry. I pofatygowali się do tego by otruć, a następnie dawkować odtrutkę. Shalyianki gówno poradzą, bo je też na pewno przewidzieli... choć spróbować pewnie nie zawadzi.
Machnął dłonią za odchodzącymi i legł obok ogniska. Markus poszedł po opał, a Sigismund zaczął niszczyć jeden z ich namiotów. Przez chwilę patrzył na cel tego bezsensownego zachowania wielkoluda, ale po chwili dał za wygraną i wyjął jedną ze swoich tabletek. Potarł ostrożnie w palcach, by nie zniszczyć. Krzemionka. Nic specjalnego. Tylko co u licha ukrywała? Skupiając się na spraktykowanych już objawach sięgnął pamięcią do zdawać by się mogło odległych lat... Niknące płomienie wyrwały go z zadumy. Fay zaczęła gasić ognisko. Szybko do niej podszedł.
- Eh dziewczyno... A jeśli coś nas w nocy nawiedzi i trzeba będzie wiać, to co wtedy? Będziesz na nowo krzesać ogień? Zostaw ognisko. Może się przydać jeszcze.
Przynajmniej Markus potwierdził jego słowa... choć były one już trochę bez znaczenia zważywszy na powarkiwania dochodzące z ciemności. Pięć wilków wychynęło w krąg światła rzucany przez ognisko. Posklejana skrzepami sierść, błyszczące oczy i woń zgnilizny. Nieumarli. Veller widział już ghoula i utopca, ale ożywione zwierzę pierwszy raz. Założony na palec pierścień, nie zadgrał. Instynktownie sięgnął po jedną z żagwi. Nawet jeśli to już nie są wilki bojące się ognia, to nadal nieumarli stronią przecież od światła. Brzeszczot zgrzytnął w prawej dłoni. Powietrze zafurkotało gdy korbacz Fay zakręcił młyńca. A jednak umiała nim walczyć. Aż chciałoby się zagwizdać gdyby nie chęć dania drapaka jak najdalej od nieumarłych. Ale to byłoby najgorsze nocą. Uciekać przed drapieżnikiem. Wrzucił do ogniska jedną z świeższych świerkowych gałęzi przytaszczonych przez Markusa. Oleiste igły z sykiem rozbłysły płomieniem wzbijającym się na parę metrów w górę. Polana gwałtownie rozjaśniała gdy Veller z żagwią i obnażonym mieczem przygotowywał się na atak wilków. Pot nieprzyjemnie oblepił rękojeść.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 11-12-2009 o 22:43.
Marrrt jest offline