Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2009, 18:23   #5
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Drzwi do karczmy otworzyły się w hukiem, do środka wpadło kilka osób klnąc przy okazji w języku jakiego Księżniczka nie znała.

Dopiero po chwili dostrzegła, że są całkiem niscy, jak siedzący obok niej Thori…
Tak, to też były krasnoludy – czarny brody, szramy na twarzach, obwieszeni różnorakimi brońmy. A było ich dokładnie trzech.


Podeszli do lady, gdzie stał karczmarz oddający się swojemu ulubionemu zajęciu czyszczenia brudnej szklany brudną szmatą tak, aby naczynie było jeszcze mniej czyste.
Zaczepili go już w języku, który Księżniczka znała. A gadali tak głośno, że głuchym trzeba było być, żeby nie usłyszeć.

Szukali jej. Ale czemu? Co oni od niej chcieli? Jej narzeczony ich nasłał? Ale przecież miał być na wojnie…

Thori i Siegg również to usłyszeli – wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wstali polecając jej, by się nie ruszała.
W tym samym momencie jeden z trójki krasnali szturchnął pozostałych wskazując im stolik przy którym siedziała Księżniczka.
- Hohoho. – powiedział jeden z tamtych do stojących im teraz na drodze Thoriego i Siegga. – Powiedz mi Thori, czemu wszędzie cię tak dużo niby gówna? Hę? Kto tym razem cię wysrał?

Pozostałe dwa krasnoludy ryknęły śmiechem słysząc „przedni” dowcip towarzysza. Dopiero wtedy Księżniczka dostrzegła że broń, którą wcześniej mieli na plecach lub przy pasach, teraz mają w rękach.
Na szczęście, a może nieszczęście, Thori i Siegg też byli uzbrojeni.
- Się tak nie rechotaj. – odparł mu Thori plując na podłogę. – Jak tam ząbki po ostatnim spotkanku? Pozbierałeś je aby wszystkie?

Spojrzawszy na krasnoluda Księżniczka dostrzegła, że faktycznie miał spore „ubytki”. Tak duże, że można by spróbować wrzucić mu do ust orzeszka tak, żeby wypełnił dziurę między brakującymi zębami.

- Chciałbyś! – krzyknął tamten, po czym zrobił krzywą minę orientując się jak niefortunnie odpowiedział na pytanie. – Zara was przerobimy na jaki gulasz! A kobita pójdzie z nami! Żywo!

I zaczęło się, mimo ginących we wrzawie błagań karczmarza, żeby wyszli na zewnątrz bo mu lokal zdemolują.
Stary gospodarz chciał nawet ich rozdzielić, jednak przypadkiem dostał łokciem w nos i padł na ziemię nieprzytomny.

Księżniczka krzyczała. Wrzeszczała w niebogłosy by przestali, bo tak nie można, tak się nie godzi.
Lecz ze ściśniętego ze strachu gardła nie dochodził żaden dźwięk.
Przytulając małe, futrzane stworzonko otworzyła oczy i spojrzała na nie. Ono też się bało, widziała to w jego ślepkach.

Nie widziała jak się toczy bójka. Była zbyt przerażona, by spojrzeć. Tylko słyszała – ktoś przeklął, ktoś krzyknął, ktoś upadł…

I zbierała się w niej złość. W wieży była bezsilna, lecz dała sobie radę. A teraz… co mogła teraz zrobić? Przecież była Księżniczką! A Księżniczki nie walczą! Co najwyżej przyglądają się, jak zacni rycerze w świecących zbrojach zmagają się między sobą w honorowych pojedynkach o ich względy.

Jednak ta walka nie miała w sobie nic honorowego. I nie walczyli o jej względy, przecież miała już potencjalnego narzeczonego… I to ją denerwowało.

Spojrzała na małe stworzonko w jej ramionach raz jeszcze. Już nie wyglądało na przestraszone. Teraz się… uśmiechało. I pokiwało małą główką odpowiadając na niezadane przez nikogo pytanie.

Nie chciała siedzieć bezczynnie. Bezczynność dobra była dla ludzi słabych. Nie była słaba… zaraz im pokaże… zaraz wszyscy zobaczą… nie potrzebuje ich… sama sobie da radę z tym bezzębnym… i pozostałą dwójką…

Gniew w niej wzbierał. Nie trzymała już włochatego zwierzątka w ramionach, więc wskoczyło na stół przed nią.

Złość nią zawładnęła. Nic nie widziała, ani nie słyszała.
Nie mogła zatem wiedzieć, że Thori i Siegg właśnie upadli na podłogę i są przytrzymywani przez dwójkę krasnoludów, zaś trzeci idzie powoli w jej kierunku.

Nagle wiedziała. Złożyła delikatne dłonie w pięści i zamykając oczy wyrzuciła ręce do przodu jakby coś rzucała.
Nie widziała co się stało, jednak nagle cała złość z niej uszła. Gdy zaś po dłuższej chwili otworzyła oczy, zobaczyła że trójka krasnoludów, którzy chcieli ją stąd zabrać, leżała na ziemi. I… dymiła.

Nie wiedziała kiedy Siegg chwycił ją pod ramię i wyprowadził z karczmy. Nie wiedziała kiedy Thori dołączył do nich trzymając z rękach małe, włochate stworzonko.

Nagle jakby odzyskała świadomość słysząc głos Siegga – chłodny, nieprzyjacielski i oskarżający.
- Planowałaś nam powiedzieć, że znasz się na czarach, czy czekałaś na specjalną okazję?
- Eee… no… A to co było?- wtrącił się Thori nieco zdziwionym głosem, lecz piorunujące spojrzenie rycerza sprawiło że machnął ręką i odwrócił się.
- Poza tym – kontynuował Siegg nieco cieplejszym głosem. – mogłaś i nas usmażyć tą błyskawicą. Nie przyszło ci to do głowy?

Księżniczka wytrzeszczyła oczy na to stwierdzenie.
Błyskawica? Ja? Że… co? Nie… to musi być jakiś żart. Tak, to z pewnością… sen. Zaraz się obudzę… już zaraz…

Lecz się nie obudziła. Na dodatek nie był to koniec atrakcji tamtego dnia, bowiem…
 
Gettor jest offline