Tak, to prawda. Czytałem o tym na Codziennej Gazecie Muzycznej. W sumie Jerry nigdy nie ogłosił oficjalnie rozpadu grupy, nawet po śmierci Layne'a. Co prawda, dla mnie Alicja bez Staleya to jak Nirvana bez Kurta (gdyby dalej "istniała" oczywiście), ale zawsze można choć namiastkę zobaczyć na żywo. I uprzedzam - słowa "namiastka" nie użyłem w sensie negatywnym.
A ty Marvie już drugi raz w krótkim czasie poruszyłeś we mnie pewną strunę...
Pozdrawiam wszystkich roosterów (wiedzą o czym mówię)
Layne Staley 1967-2002
(sorry za offtopa)