Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2009, 23:41   #14
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Jerik szybko wyszukał wyglądającego na przywódcę typka. Był to ten sam człowiek, który kazał najemnikom się poddać. Cisnął swoim mniejszym mieczem w owego osobnika. Niestety, "pocisk" nie trafił, przelatując koło ucha celu i upadając z głośnym brzękiem na opaskudzone kamienie kilka metrów dalej. Ale zbóje odwrócili się zaskoczeni, co było zamiarem weterana. Nie widział rezultatów działań swojego towarzysza, ale usłyszał brzęk cięciwy, a następnie krzyk i odgłos, jaki wydaje ciało padające na bruk. Nie miał jednak czasu kontemplować tych dźwięków, jako że łotr stojący u boku przywódcy bandy ruszył ostrożnym, ale zdecydowanym krokiem w kierunku weterana, lekko kołysząc trzymanym w ręce mieczem. Spojrzał na broń swojego przeciwnika, po czym dokonał niespodziewanego wypadu. Były żołnierz nie musiał nawet specjalnie unikać ciosu, który chybił o spory kawałek. Ten sprawił, że opryszek nie miał jak zablokować ciosu dwuręcznego miecza, który spadł na jego kark, rozrywając mięśnie i gruchocząc kości. Łotr bezgłośnie osunął się na ziemię. Jego szef nerwowo oblizał wargi, jednak nie cofał się, czekając na ruch weterana.

Mały, zasmarkany chłopiec uspokoił się po niedługiej chwili, być może zaskoczony tym, że niedoszła ofiara kradzieży nie zdecydowała się wymierzyć mu nawet solidnego kopniaka, a być może zaciekawiony perspektywą łatwego, przyjemnego zarobienia pieniędzy. Szybkim krokiem wiódł czarodziejkę poprzez tłum, a po chwili doprowadził ją do oddalonych nieco od hałaśliwego centrum rynku. Rzeczywiście, na drzwiach widniała mosiężna tabliczka z napisem

Winfred Loepthaus
licencjonowany astrolog i wróżbiarz.

Shandra, zgodnie z obietnicą, wręczyło małemu przewodnikowi złotą monetę. Ten zaś wycofał się, cały czas wykonując coś, co w jego mniemaniu miało być ukłonem, jednocześnie starannie chowając monetę za pazuchę. Czarodziejka zlokalizowała na drzwiach pozłacaną kołatkę, którą zapukała. Po niecałej minucie drzwi otworzył jej wysoki, choć, zgarbiony, młodzieniec o jasnych włosach. Spojrzał na gościa, po czym gestem zaprosił do holu, samemu odchodząc w głąb domu. Niedługo potem wrócił i powiedział:
- Mistrz Winfred na panią czeka.
Shandra weszła do sporego, ale skromnie urządzonego pomieszczenia. Jego centrum zajmował wysoki stół, po którego obu stronach stały niebieskie fotele. Jeden z nich zajmował siwobrody starzec, który skinieniem głowy kazał czarodziejce zająć miejsce naprzeciw niego. Zmierzył gościa przenikliwym, nie przytępionym wiekiem spojrzeniem, uśmiechnął się lekko, po czym zagadnął:
- Witam w moim skromnym domostwie! Życzy sobie pani czegoś do picia? Po chwili pauzy kontynuował. Cóż panią sprowadza do mnie? Muszę z góry ostrzec, że moje wróżby są niezwykle precyzyjne, a więc drogie i czasochłonne. Ale tego pani się już pewnie domyśliła.

Donatien nieźle się bawił w naturalnym dla niego środowisku. Czas szybko mu upływał na rozmowach z ludźmi podobnymi sobie, przynajmniej jeśli chodzi o status i wykształcenie. Pytał głównie o bieżące sprawy w mieście. Dowiedział się, że Krefelheim nie padło co prawda ofiarą bezpośredniego ataku armii Chaosu, ale rozbestwieni zwierzoludzie z pobliskich lasów wyruszają co i raz nękają pobliskie wsie, co sprawia mnóstwo kłopotów straży i ochotniczemu wojsku i wymusza ogromną mobilizację tychże sił. Wartym uwagi wydawało się też to, że nad miastem sprawowała władzę specjalna rada, zwołana na czas kryzysu. Jedynym, co szlachcice mówili na jej temat, było to, że zachłanne mieszczaństwo ma tam zdecydowanie za duży wpływ. Poza tym, narzekano na rosnące ceny towarów, dyskutowano o tym, czy zdecyduje się na wprowadzenie godziny policyjnej w mieście i o rosnącym przemycie i złodziejstwie. Do tego, naturalne, wszyscy szlachcice martwili się zdewastowaniem swoich ziem i zmniejszeniem dochodów. Jeden z rozmówców pana Von Litza, który niestety się nie przedstawił, usłyszał widocznie o celu wizyty rajtara i zaoferował usługi wykwalifikowanego przewodnika. Donatien zastanowił się nad ofertą. Musiałby jeszcze zastanowić się nad szczegółami tej propozycji, ale zostało mu co najmniej pół godziny do upływu wyznaczonego czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Storm Vermin : 13-12-2009 o 21:06.
Storm Vermin jest offline