Travis przełknął alkohol i beknął donośnie, po czym odkaszlnął, gdy żołądek przesłał mu radosny feedback. Detektyw zmarszczył brwi i zastanawiał się, kiedy to kurestwo wreszcie zacznie działać. Ostatnio przyznawał sam przed sobą, że stał się mało ekonomiczny, a alkohol który musiał w siebie wlać by poczuć cokolwiek, pochłaniał masę ciężko zarobionych pieniędzy. Z drugiej strony, po to przecież pracował – sąd odebrał mu żonę i dziecko, do których mógł wracać po pracy, więc przynajmniej pozostawał Smirnoff, z którym od dłuższego czasu żyli w głębokiej przyjaźni.
Gdy odstawiał butelkę na biurko, rozległo się stanowcze pukanie, na które Travis zareagował dość szybko. Zanim odpowiedział, chwycił za wysłużonego Benelli’ego i położył go sobie na kolanach z prawą ręką opartą na rękojeści i czułym spuście broni. Niejeden świr już wpadał do niego z niespodzianką, więc detektyw wolał być ostrożny. Chwilę później zawołał "Otwarte!" i czekał w gotowości. W przytłumionych mrokiem drzwiach pojawiła się sylwetka mężczyzny, a łuna światła zdradziła po chwili, że to Lance. Myślał, że ten szczeniak przyjedzie wcześniej i... eee... i że będzie sam. Detektyw zlustrował dokładnie wzrokiem dystyngowaną kobietę, która pojawiła się za plecami młodego biznesmena, nim zamknęła za sobą drzwi.
Travis odłożył shotguna na biurko i rzucił do Lance'a:
- Co jest, chłopie? Miałeś być sam, a przyjechałeś z obstawą? W dodatku jakiegoś korpa bez jaj? - prychnął pogardliwie.
- Melisso, poznaj Travisa Grady'ego – Lance wskazał na detektywa. - Travisie, to Melissa Wade – przeniósł wzrok na blondynkę.
- Miło mi... NIE BARDZO. - mruknął zimno Travis, akcentując wyraźniej ostatnie dwa słowa.
Melissa udała, że nie słyszy uwagi Grady'ego, podeszła do biurka i wyciągnęła dłoń w kierunku detektywa, który leniwie pochylił się do przodu i uścisnął ją dość mocno. Kobieta usiadła w fotelu naprzeciw Travisa i z grobową miną spojrzała na niego.
- Jednak to co piszą o panu w aktach, to prawda...
- A co piszą?
- Że jest pan nieokrzesanym gburem, panie Grady.
- Mi też miło panią poznać. - wyglądało na to, że Travis nic sobie nie robi z tej rozmowy. Nawet na nią nie patrzył, zgłębiając etykietkę Smirnoffa. – Poza tym, pewnie coś w tym jest. Widzę, że już sobie pani przestudiowała dokładnie moje papierki, więc co panią do mnie sprowadza, miss Wade? Bo chyba nie wpadła pani na piwo, albo na seks? – rzucił szyderczo Grady i pociągnął z butelki.
- Istotnie, nie wpadłam tutaj w tym celu. - Melissa zastanawiała się, jak Ann mogła pomyśleć o tym, żeby wynająć takiego prostaka. - Pani Prezydent wysłała mnie tutaj, gdyż chodzi o pewną sprawę nie cierpiącą zwłoki i pan pomoże nam w jej rozwiązaniu.
- Pomoże? Czyli już ktoś podjął decyzję za mnie, tak? - na twarzy detektywa wykwitł ironiczny uśmieszek, gdy spojrzał na nią z ukosa.
- Chyba wie pan, że Pani Ann się nie odmawia...
- ...bo kończy się w betonowych butach na dnie Santa Lake... – przerwał jej Travis. - To chciała pani powiedzieć?
- Pan to powiedział. - Melissa starała się nie zdradzać żadnych emocji, ale ten człowiek chyba dobrze wiedział jak działała Ann. - W każdym razie chodzi o odnalezienie dwójki ludzi, którzy pojawili się dzisiaj w Old Chicago. Wspominałam już o wysokim honorarium?
- Jeszcze nie była pani tak miła. – Travis uśmiechnął się krzywo i założył dłonie na piersi.
- Siedem tysięcy eurodolarów – trzy i pół przelewem teraz, reszta po wykonaniu zlecenia. Zależy nam na szybkości, więc im szybciej ich pan znajdzie, tym dostanie pan dodatkowy bonus do pieniędzy które zaoferowałam.
- Jestem pod wrażeniem. - rzucił spokojnie Grady. - Widzę, że to musi być ktoś bardzo ważny, skoro Pani Prezydent potrzebuje pomocy takiego nic nie znaczącego detektywa jak ja. I skoro wykłada tyle pieniędzy. – Travisa zaczynała bawić ta rozmowa. – Czyżby nasza prezydentowa nie mogła poradzić sobie bez swoich wpływów i układów?
- Gdyby Pani Ann uznała pana jedynie za pionka, z pewnością nie rozmawialibyśmy teraz… – odparła Melissa. – Sprawdziłam pańskie dziesięć spraw z ostatnich sześciu miesięcy – wszystkie rozwiązane. To chyba mówi samo za siebie, czyż nie? Pani Prezydent chce pana wynająć, gdyż w jej mniemaniu jest pan najlepszy do tego zadania.
- Szczegóły. – rzucił sucho Travis patrząc na nią. I tak nie miał wyjścia, a nie chciał przeciągać tego niemiłego wieczoru niepotrzebną grą słówek. – Kogo mam znaleźć, o której pojawił się w mieście i w jakim celu mógł się tutaj pojawić.
Melissa wyjęła z teczki mały projektor holograficzny i po chwili wyświetliła detektywowi zawartość dysku. Travis przyjrzał się twarzom dwójki azjatów – kobiety i mężczyzny. Na pierwszy rzut oka, wyglądali całkiem sympatycznie.
- Miroku i jego siostra, Midoriko. To cel pańskiego zadania. W mieście pojawili się wczesnym popołudniem, nie mamy pojęcia, gdzie mogą się teraz znajdować. Nasi ludzie zgubili ich na Page Avenue…Nieważne jak, ale musi ich pan znaleźć. – powtórzyła niemal to samo, co słyszała od Ann. - Nie muszę dodawać, że jak najszybciej, prawda?
- Kim oni są, czym się zajmują, dlaczego są tak ważni dla Pani A.? – Travis zbombardował Melissę serią pytań. Ta pozostawała niewzruszona; widać że Syntetyczna Ann dobrze wyćwiczyła swoją suczkę.
- Nie znam szczegółów. Po prostu ma ich pan znaleźć, w końcu za to panu płacimy. – Melissa uniosła dumnie głowę do góry i spojrzała pogardliwie na detektywa.
‘Nie znała szczegółów, bądź nie chciała ich zdradzić’, pomyślał Travis przyglądając się raz jeszcze kobiecie i mężczyźnie na holografie. Nieważne, detektyw z doświadczenia wiedział, że z czasem gówno i tak wypłynie na powierzchnię, więc nie zagłębiał się w detale. Pieniądze się przydadzą, a skoro ta dwójka pojawiła się dzisiaj w mieście, ich wytopienie nie powinno być trudne – z gorszymi sprawami Grady dawał sobie radę. Poza tym miał swoich ludzi, którzy mogli mu w tym pomóc.
- Pozwoli pani że się chwilę zastanowię… - mruknął szorstko pociągając kolejny łyk.
- Ma pan tupet… - blondynka zacisnęła zęby i pięści. – Każdy inteligentny człowiek wie, że Pani Prezydent się nie odma…
- Ja nie jestem każdy, miss Wade. – wtrącił Travis. – Poza tym nie odmówiłem, tylko muszę się zastanowić. A teraz proszę nas zostawić sam na sam z Lance’em, musimy porozmawiać w cztery oczy. Kolega zawoła panią, gdy skończymy. Drzwi są tam. – uśmiechnął się szyderczo i szyjką od butelki wskazał Melissie wyjście z biura.
Kobieta podniosła się z fotela, a w środku cała się gotowała. Miała ochotę wygarnąć temu burakowi wszystkie epitety, które przychodziły jej na myśl w tej chwili, ale musiała się powstrzymać. To był jakiś staroświecki typ - mógłby się obrazić i nie podjąć zadania, a Melissa wolała sobie nie wyobrażać w jaką furię wpadła by Ann, gdyby nie udało się zwerbować do tego zadania Grady’ego. Jak to ona określiła – to był priorytet. Poprawiła żakiet i niemal syknęła w stronę obu mężczyzn.
- Miłych obrad, panowie. Byle nie były zbyt długie…
- Miłego stania na klatce, miss Wade. – rzucił Travis, uśmiechając się głupawo.
Kobieta jedynie zamruczała coś pod nosem, a po chwili obaj mężczyźni usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami.