Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2009, 22:23   #5
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Camarilla, Sabbat, Anarchiści i członkowie klanów niezależnych. Wyglądało na to, że Souriau sprosił co ważniejsze lub ciekawsze osobistości z całego Los Angeles i okolic bez zważania na wszelakie przynależności polityczne zebranych. Czyżby chciał wywołać krwawą łaźnię we własnym domu? Możliwe aczkolwiek każdy kto znał choć trochę Toreadora wiedział że to bardzo mało prawdopodobne. Przekraczając próg jego domostwa należało zostawić za sobą wszelkie niechęci, kłótnie i nienawiści do poszczególnych stowarzyszeń. Nikt nie chciał rozgniewać gospodarza - nawet Wesoły Nick - miejscowy przywódca anarchistów założył garnitur i dyskutował właśnie na jakiś temat z biskupem Milbergiem na temat łowców wampirów. Czegoś takiego nie widzi się co noc. Zresztą takiego wystroju też nie. To zaskakujące, że dom który wydawał się być w miarę normalnych rozmiarach mieścił tak ogromne pomieszczenie przypominające wielką sale balową. Pod bladożółtymi ścianami stały liczne prace Souriau - przedstawiały głównie wizję kainity w ludzkim społeczeństwie. Istotę wyższą chowającą się wśród bydła. Poza tym brakowało mebli i stołów z jedzeniem bo… cóż wampir mógłby jeść? Zamiast tego między gośćmi wędrowali kelnerzy rozdający zebranym kieliszki z odżywczą vitae. Przyjęcie jeszcze nie zdążyło się na dobre rozpocząć bo… z każdą chwilą przybywali nowi goście.

Sheryl nie przepadała za tego typu atrakcjami. Osoby, które normalnie się nienawidzą, obecnie uśmiechały się do siebie jakby nic. Goście wymieniali poglądy na temat różnych spraw, zarówno tych całkowicie trywialnych, jak i bardziej ważnych. Zabawne, że tej najważniejszej, czyli kontroli nad miastem, nikt nie śmiał nawet poruszyć, w obawie przed rozbudzeniem całego ulu. Ech, te dyplomatyczne gierki. Stanęła na uboczu wraz ze swoim przyjacielem. Ich spojrzenia spotkały dosłownie się na krótką chwilę.

- Chcę mieć świadomość wszystkiego, co będzie miało tu miejsce. Kto zrobił sobie przekąskę z kogoś innego. Kto przybrał czyjąś twarz. Aury. Ich kolor, nasycenie. Wszystko co jesteś w stanie mi przekazać. Teraz bierzmy się do pracy…

Nie przybyła tu dobrze się bawić, och nie.


Maxwell choć niechętnie wykonał polecenie. Ogólnie wszystko wyglądało w porządku poza…. faktem, że na sali był ktoś niewidzialny. Osobnik przechodził spokojnym krokiem od obrazu do obrazu oglądając go z każdej strony - nawet od tyłu. Był ubrany w modny garnitur na który zarzucono płaszcz. Włosy jasne i krótko ścięte idealnie pasujące na modłę współczesnego biznesmenna. Nikt zdawał się go nie zauważać lub zwyczajnie go ignorowano. Dwoje przedstawicieli Sabatu zbliżylo się do miłośnika sztuki.

- To dość dziwna forma rekreacji. Podziwianie dzieł sztuki będąc niewidzialnym.

Powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem, wpatrując się w wyznaczony przez swojego sojusznika punkt. Mentalne obrazy jak zawsze były bardzo pomocne.

Maxwell choć niechętnie wykonał polecenie. Ogólnie wszystko wyglądało w porządku poza…. faktem, że na sali był ktoś niewidzialny. Osobnik przechodził spokojnym krokiem od obrazu do obrazu oglądając go z każdej strony - nawet od tyłu. Był ubrany w modny garnitur na który zarzucono płaszcz. Włosy jasne i krótko ścięte idealnie pasujące na modłę współczesnego biznesmenna. Nikt zdawał się go nie zauważać lub zwyczajnie go ignorowano. Dwoje przedstawicieli Sabatu zbliżyło się do miłośnika sztuki.

- To dość dziwna forma rekreacji. Podziwianie dzieł sztuki będąc niewidzialnym.

Powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem, wpatrując się w wyznaczony przez swojego sojusznika punkt. Mentalne obrazy jak zawsze były bardzo pomocne.

Mężczyzna spojrzał zdziwiony najpierw w lewo, potem w prawo a w końcu na źródle głosu. Wydawał się być lekko zaskoczony obrotem spraw i szybko się zmaterializował.
-Równie dobra co zdradzanie obecności osób, które najwyraźniej chcą być ukryte.
Odparł krótko i szorstko pacząc na parę z niechęcią. Jednakże kiedy zaczął przyglądać się sabatnicy przez chwilę - uśmiechnął się po czym ujął w ręce dłoń Sheryl i ucałował ją.
-Eitan Erez do Twoich usług.

Aura, a raczej wybitna rządza mordu, wykazała, że osobnik raczej nie radził sobie dobrze z presją sytuacji. Lub po prostu chciał zabić wszystkich wokół. Rozrywka jak każda inna.

- Sheryl. Bardzo mi miło panie Eitan.

Zabawne, że wszystkie wampiry które spotykała w czasie ostatnich nocy miały imiona niczym nieślubne, niezwykle oryginalne dzieci Vlada Palownika. Ten nie był wyjątkiem.

- Wnioskuję więc, że sztuka jest dla pana zdecydowanie ciekawsza niż socjalne interakcje. Nie powiem, żebym miała problemy ze zrozumieniem takiego nastawienia.

Dziewczyna przewróciła oczyma, wzdychając i ukazując spore znużenie otoczeniem. Max milczał jak zaklęty. Słuchał konwersacji, przywodząc na myśl męża-pantoflarza, nie odzywającego się bez pozwolenia żony.



-Właściwie to szukałem konkretnego obrazu, ale nasz gospodarz chyba postanowił zachować najlepsze na sam koniec. - Eitan wydawał się być lekko rozczarowany. Westchnął skupiając całą swoją uwagę na nowych znajomych. Patrzył na nich przez chwilę coraz bardziej się uśmiechając jakby właśnie dostał wcześniejszy prezent pod choinkę albo poznał jakiś bardzo ważny sekret.
-Mogę spytać co sprowadza was na to jakże wykwintne przyjęcie? Poza podzianiem prac Souriau oczywiście.

- Och, standard. Obrazy, ciekawe osobistości, plany brutalnego zabójstwa. Zwyczajne elementy społeczeństwa spokrewnionych. Ale panu nie muszę tego tłumaczyć.


Całość, mimo, że wypowiedziana żartem, zawierała w sobie pierwotną prawdę. Wampirzyca delikatnie przytaknęła, po czym mrugnęła porozumiewawczo do swojego rozmówcy.

-Oczywiście. Szczerze mówiąc mam dość podobne plany na wieczór. - krótki cichy śmiech mający rozładować napięcie pasował idealnie to kontekstu rozmowy. Wampir wyciągnął dłoń w kierunku Sheryl w zapraszającym geście.
-Póki przyjęcie się jeszcze na dobre nie zaczęło… Czy zechce mi Pani towarzyszyć w spacerze po lesie? Chcę rozładować trochę napięcie zanim przypędzą wszyscy goście… i miło spędzić czas przy tym naturalnie.

- Ależ oczywiście, z wielką chęcią. Maxwell, mój drogi… wiesz, że czekam na moją dobrą przyjaciółkę, prawda? Proszę, daj mi znać kiedy tylko się pojawi.

Wszystko było ciekawsze niż spędzenie tu kolejnej chwili. Eitan był jak chodząca bomba. Wystarczyło znaleźć zapalnik i umiejętnie cisnąć nim w odpowiednią stronę.


Kiedy wychodzili Erez zatrzymał się na chwilę rozglądając się po sali. Po chwili zatrzymał swój wzrok na jednym z gości. Był nim sam Beckett, który odwzajemnił spojrzenie. Gagrel miał dość nieciekawy wyraz twarzy… jakby był… zaniepokojony czymś w przeciwieństwie do Ereza który pałał aż entuzjazmem. Panowie przyglądali się sobie krótką chwilę po czym każdy poszedł w swoją stronę. Noc była bez chmurna i księżyc rzucał dużo światła na wydeptaną leśną ścieżkę.
-Powiedz mi moja droga czy ta zbieranina… osobliwości na południe stąd ma z tobą jakikolwiek związek?

Szła powoli, patrząc przed siebie. Wyraźnie wolała być tutaj niż wpatrywać się w durne malowidła. Kiedy zadał pytanie, nie okazała jakiejkolwiek formy zdziwienia.

- Och to moi znajomi ze szkoły średniej. Pewnie wpadli zapytać co u mnie słychać.

W bagatelizujący sposób machnęła dłonią. Porzuciła wizerunek wytwornej damy.

- Dajmy spokój z szaradami. Wiesz w jakim celu tu jestem. Co więcej, masz teraz nade mną przewagę. Czytasz mój umysł jak jakąś kiepską powieść.

Jej ton nie był wrogi. Choć szczerość można było łatwo pomylić z wrogością.

- Oddaliliśmy się już nieco, a ty wciąż nie próbowałeś urwać mi głowy. To oznacza, że zdołałam choć trochę pobudzić twoją ciekawość. Wyjawisz mi więc co tu robisz?

Zatrzymała się. Skrzyżowała dłonie za plecami i rzuciła mu zaciekawione spojrzenie.

-Rzadko się spotyka w dzisiejszych czasach tak szczere osoby. Chyba mogę Ci powiedzieć… jakoby i tak nie ma to żadnego znaczenia. - zamyślił się na chwilę jakby próbował dobrać odpowiednia słowa i zwroty do danej sytuacji.
-Powiedzmy, że jeden z obrazów Souriau jest dość niezwykły. Zawiera w sobie ukryte informacje, które są mi bardzo potrzebne. Więc mówiąc prawdę przyszedłem tu by choć rzucić okiem na to dzieło sztuki. Niestety nie było mnie na liście gości bo… powiedzmy, że jestem w tym mieście przejazdem.

Obróciła się na pięcie wokół własnej osi. Niewielkie kamienie strzeliły z pod jej obuwia.

- Mhm… podejrzewam, że ktoś o tak agresywnej osobowości musi ciągle pozostawać w ruchu. Po waszej przyjacielskiej konwersacji sądzę, że Beckett jest tu tym samym celu? Nieważne. Jak wiesz, obraz nie stanowi dla mnie priorytetu, ale chętnie poznam bliżej jego naturę. Być może jesteśmy w stanie jakoś pomóc sobie nawzajem?

Oparła się o jedno z drzew, uważając aby nie pobrudzić sukienki.

- Wiesz co jest moim celem.

-Hm… mogę się zająć Twoim małym problemem na pewno lepiej niż ta Twoja zbieranina udająca jakąś jednostkę specjalną. Nie chcę się przechwalać, ale wątpię by w tym mieście był choć jeden wampir, który mógłby mi zagrozić. Za swoją pracę wymagam jednak zapłaty i nie mówię tu o pieniądzach. Papierowe pieniądze… nie przemawiają do mnie po prostu. Co możesz mi zaoferować moja droga?

- To już zależy od ciebie. Podaj swoją cenę.

Wampir zamyślił się na chwilę. Jego twarz nawiedził szczery serdeczny uśmiech.
-Chce obraz o którym mówiłem. Jeśli uda Ci się go zdobyć dla mnie, to możesz już uważać tą kobietę za martwą.

Jedno niedopowiedzenie a tak wiele zadowolenia.

- Heh. Nie chcę żeby była martwa. Zdecydowanie bardziej interesuje mnie osuszenie jej ze wszystkich, posiadanych wspomnień. A potem z duszy.

Przeszła samotnie kilka kroków. Przejechała palcami po korze jednego z przerośniętych badyli. Potem ponownie spojrzała na mężczyznę.

- To przyjęcie jest jak las w czasie suszy. Wystarczy jedna iskra żeby wszyscy zaczęli się nawzajem wyżynać. Jeśli owa iskra padnie… zobaczę co da się zrobić. Jeśli nie, trudno.

Miała więc rację, to była tylko kwestia czasu.

- Powiedz mi najpierw co się dzieje.

Szybko dodała dwa do dwóch. Najwyżej Souriau nie był zbyt dobrym dyplomatą.

- Hm. To futrzaki, prawda? Wilkołaki.

Twarz, zamiast ponurości, przedstawiała teraz demoniczny grymas.


-Dzieci Luny… całkiem ładne stadko muszę powiedzieć. Co zamierzasz zrobić moja droga? - mimo powagi sytuacji Erez był dość spokojny i… zrelaksowany. Spojrzał wymownie na towarzyszkę ciekawy reakcji. Nie trzeba było być telepatą by stwierdzić, że stara się stwierdzić do czego może być zdolna. Trzęsła się cała. Nie ze strachu. Czuła ogarniającą ją euforię.

- To nie problem… tylko nasza szansa. Chciałeś iskry Eitan? Właśnie dostałeś cholerny miotacz ognia. Z pełnym zbiornikiem. Zajmij ich zaledwie kilka minut. Ubij jednego, może dwóch i podsyć w reszcie furię. A potem podprowadź prosto pod chatkę pana Souriau. Wybuchnie zamieszanie, rzeź, chaos. Ruszymy za obrazem.

Złote oczy błysnęły.
 

Ostatnio edytowane przez Famir : 10-02-2010 o 16:40.
Famir jest offline