Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2009, 23:05   #6
Toffis
 
Toffis's Avatar
 
Reputacja: 1 Toffis nie jest za bardzo znany
Alessa siedziała w fotelu jeszcze przez jakieś pół godziny. Prądu nadal nie było. Westchnęła i wyjrzała za okno. Okna budynku na przeciwko były rozświetlone. Czyli jednak coś tutaj jest nie tak. Ubrała się do wyjścia. Musiała się przejść oczyścić umysł od krążących myśli, po drodze załatwi sprawę korków. Wyszła z mieszkania, zamknęła drzwi. Na końcu korytarza otworzyła metalową skrzyneczkę i pstryknęła wszystkie przełączniki mając nadzieję, że to wystarczy. Elektrycy słono sobie liczą za wizyty nocne. Po wyjściu z budynku skierowała swoje kroki do najbliższego parku. Pokręciła się po nim przez jakiś czas ale to nie pomagało więc wróciła po samochód, laptop i pojechała do szpitala. Nie miała dziś dyżuru ale zawsze mogła się tam dobrze pobawić. Może trafi się jakiś biedny student odrabiający nieobecność i go postraszy mrugającymi zwłokami. Tak ich reakcje zawsze są zabawne. Niestety nie miała szczęścia. Zero studentów i zero klientów. Zawsze to trochę czasu by nadrobić zaległości w najnowszych artykułach w prasie fachowej, której to tony dostawała na skrzynkę internetową. Włączyła laptop w swoim niby gabinecie i skończyła czytać "Zastosowanie beta-mimetyków w nadciśnieniu tętniczym". Nie dowiedziała się z artykułu nic nowego. Nie mając ochoty wracać do mieszkania położyła się w jednej z lodówko-szuflad, której nikt nigdy nie ruszał i zasnęła w oczekiwaniu na następną noc.
- Śpiąca królewno nie zamierzam nawet udawać księcia więc musisz się sama obudzić - Alessa usłyszała zaraz po przebudzeniu znany już sobie głos z charakterystycznym hiszpańskim akcentem. Carmen siedziała na krześle w rogu kostnicy i czytała akta zmarłych jakby od niechcenia. Była ubrana w długą czarną suknie wieczorową, która odsłaniała plecy aż do pasa. Kruczoczarne włosy były ułożone w wymyślny kok a mocny - aczkolwiek pasujący bardzo do niej - makijaż dawał do zrozumienia, że wampirzyca wystroiła się na jakieś przyjęcie.
- No spójrz na siebie. Ja rozumiem, że Giovanni mają słabość do trupów, ale żeby z nimi spać? Obrzydliwe. - wstała i zaczęła powoli kroczyć w kierunku dziewczyny -Mam nadzieję, że masz w domu jakić strój wyjściowy. Idziemy na przyjęcie moja droga a Ty będziesz moją osobą towarzyszącą. - Sądząc po pewności wyczuwalnej w głosie to było stwierdzenie, które nie podlegało dyskusji.
- Przynajmniej nie nalegają na przytulanie po. Alessa uśmiechnęła się dwuznacznie i przeciągnęła się jak kocica.
- Rozumiem żyjemy w czasach tolerancji ale naprawdę nie lepiej byłoby ci wyrwać jakiegoś pierwszego lepszego w barze? Nie przepadam za wielkimi bankietami a sądząc po twoim ubiorze taki się zapowiada.
- Moja droga wyraziłam się chyba wczoraj dość jasno. Jesteś teraz członkinią Camarilli i jesteś pod moim patronatem. Jak mówię, że masz skoczyć ty tylko się masz pytać “jak wysoko proszę pani?”. Co do bankietu to mam swoje powody by Cię zabrać. Będę czekać za dwie godziny w Twoim schronieniu. Lepiej przyjdź o czasie i to gotowa… królewno. - Tremerka pstryknęła palcami uśmiechając się złośliwie po czym odwróciła się z gracją i wyszła z pokoju.
-Ależ oczywiście jaśnie pani. Uśmiechnęła się i wykonała przesadny ukłon za oddalającą się wampirzycą. Westchnęła i pokierowała swe kroki do gabinetu dyrektora. Pięć minut i małą persfazję później miała tygodniowe zwolnienie z pracy z powodu upartej anginy. Wróciła do schronienia. Po szybkim prysznicu otworzyła szafę i zaczęła przeglądać sukienki. Najgorsza część wieczoru czyli etap "w co ja mam się teraz ubrać" rozpoczęty. Przez moment miała ochotę założyć jedną z najbardziej seksowno-podrywająco-o-mój-boże-jesteś-gorąca sukienek ale po chwili namysłu odwiesiła ją z powrotem. Najpierw lepiej wybadać grunt a później irytować. Nigdy na odwrót. Po krótkiej wyliczance wybór padł na nową sukienkę, którą dostała od znajomego reportera gdy miała być jego towarzyszką na jakiejś redakcyjnej imprezie z okazji iluśtam lecia oddziału.


Szybki i lekki makijaż oraz panikę "jakie to ja buty teraz założę" oraz "jaką biżuterię do tego dobrać" później była gotowa. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze chwilkę. Wyciągnęła worek ARh+ z lodówki nalała szklankę, dodała odrobinę wódki, po czym wypiła owy koktajl duszkiem. Usiadła na fotelu i czekała.
Odgłos silnika zbliżający się do domu przerwał czas oczekiwania. Długa czarna limuzyna podjechała pod samo wejście do bloku. Taki typ pojazdów w takiej dzielnicy wyglądał co najmniej… dziwnie, ale jak to mówią… jak szaleć to na całego. Kierowca uderzył w klakson dwa razy po czym tylnie drzwi się otworzyły. Carmen pomachała ręką w stronę okna Salato zapraszając ją gestem ręki do pojazdu.
Alessa wyjrzała przez okno. No, no ładny pojazd. Chwyciła klucze ze stolika i przeszła do etapu "nie mam torebki". Wyciągnęła z szafy pierwszą lepszą czarną kopertówkę. Wrzuciła do niej telefon i zeszła na parking.
- Taki samochód w tej dzielnicy. Co sobie sąsiedzi o mnie pomyślą? Machnęła ręką w stronę budynku i kątem oka zauważyła jak staruszka cofa się za firankę.


Kierowcą limuzyny i osobą, która siedziała obok niego okazali się dwaj barczyści panowie. Sądząc bo bujnych długich włosach i ostrych a wręcz dzikich rysach twarzy można by się pokusić o stwierdzenie, że było to dwóch Gangreli robiących za ochronę. Tył limuzyny był praktycznie całkowicie obity białą skórą i wyposażony w różne gadżety - w tym oczywiście lodówkę z butelkami schłodzonego vitae. Carmen wyjęła dwa kieliszki, napełniła je szkarłatną cieczą i podała jeden Giovanni.
-Udajemy się na przyjęcie które wystawia Sourieu. Jestem pewna, że o nim słyszałaś. Wystawia on swoje prace malarskie i właśnie jedna z nich szczególnie interesuje księcia. Nasze zadanie jest proste. Mamy wykraść obraz tak by się nikt nie zorientował. Jeśli masz jakieś pytania to pytaj teraz. - zielonooka wypiła trochę zawartości kieliszka.
-Jestem pewna, że księcia stać na ten obraz czemu go sobie po prostu nie kupi? Właściwie też dlaczego ja... my mamy go zwinąć? Nie lepiej wysłać jakiegoś Ravnosa, który ma wprawę w takich akcjach? Zapytała Alessa patrząc na kołyszącą się czerwoną ciecz w kieliszku.
-Może dlatego, że Souriau i książę żyją w niezbyt miłej relacji międzyosobowej? Poza tym ten Toreador ma świra na punkcie swoich prac i wątpię czy dobrowolnie oddałby choć jedno ze swoich dzieł bez względu na cenę. Poza tym moja droga nie zrozum mnie źle, ale Ty tam idziesz tylko po to by się pokazać. Jesteś pierwszą Giovanni, która do nas dołączyła i jedną z pierwszą niezależnych. Co nocy rekrutujemy nowych oczywiście, ale TY jesteś jedną z pierwszych. Idziesz tam by pokazać się jako symbol nowej polityki Camarilli. A skoro tam już i tak będziesz to możesz ruszyć swoje zgrabne cztery litery i pomóc nam w naszej pracy prawda? - Carmen uśmiechnęła się. Na jej twarzy było prawie że wymalowane, że ta kobieta lubi mieć wszystko - i wszystkich - pod kontrolą. Fragment w którym uświadamiała rozmówczyni gdzie jest jej miejsce zdawał się dawać jej satysfakcję.
-Nie jestem jakimś Yorkiem, którego możecie sobie prowadzać na wystawy. Chyba właśnie zrozumiałam aluzję ze skakaniem. Możesz sobie jednak wybić z głowy, że będę szczekać jak to jest cudownie. Zrobię trzy rundki na około wybiegu i się zmywam. Nie wiem jak pani ale ja mam pracę i zobowiązania i nie mam zamiaru tracić czasu na kręceniu tyłkiem przed tłumem nieznajomych. Jeszcze jedno pytanie jak ma wyglądać ta pomoc bo wątpię, że zmieszczę obraz do torebki?
-Nie każę Ci szczekać ani być bezmyślnie posłuszną. Masz tam jednak chodzić i będziesz kręcić swoim tyłkiem przed bandą nieznajomych, albo nasza znajomość skończy się nagle i bardzo przykro dla Ciebie. Uwierz mi, że świt przy tym co może Cię czekać to milutki dla skóry blask księżyca. Kradzież obrazu to moja praca i mojego zespołu, ale jeśli przyłożyłabyś pomocną dłoń Twoja ranga w hierarchii mogłaby wzrosnąć z pudelka do owczarka francuskiego. Wtedy takie wypady jak ten byłyby rzadkością bo początkowo książę kazał mi Ciebie ze sobą ciągać po wszystkich ważniejszych spotkaniach Kainitów w naszym mieście. Tobie to chyba nie pasuje. Mi szczerze mówiąc też nie. Szkoda mi wydawać pieniądze na nową smycz. Sama znasz swoje talenty najlepiej więc rusz tą swoją ładną główką i pomyśl czy… i jak możesz nam pomóc. - Carmen opróżniła cały kieliszek z odżywczego osocza i odstawiła go do pojemnika. Założyła nogę na nogę i patrzyła wyczekująco na rozmówczynie.
Woof! Wampirzyca zasalutowała kieliszkiem i opróżniła go do dna patrząc rozmówczyni prosto w oczy.

***

Kiedy dojechały na miejsce Carmen rzekła coś na ucho swoim “gorylom”, którzy pojechali samochodem kawałek dalej prawdopodobnie w celu jego zaparkowania. W tym czasie obie damy weszły na salony. Spojrzenia gości zwróciły się w ich stronę a w szczególności w stronę Giovanni. Jedni patrzyli na nią życzliwie a inni z pogardą a wręcz nienawiścią. Sabatnicy mieli wyraźną uciechę obserwując reakcje i narastające napięcie między Camarillą a niezależnymi. Możliwe, że przybycie ów pary mogło być iskrą mogącą rozpocząć krwawą rzeź, ale nagle wielkie drzwi u szczytu schodów otworzyły się z hukiem. Przeszedł przez nie przystojny mężczyzna, który roztaczał wokół siebie tak silną aurę nadnaturalności, że wszyscy spojrzeli w jego stronę. Beznamiętny wyraz twarzy w połączeniu z urodą i magnetyzmem, który zdawał się przyciągać uwagę i serca wszystkich sprawiał wrażenie jakby właśnie jakiś anioł stąpił z nieba do niegodnych jego obecności przeklętych stworzeń.


Ubrany był w bardzo drogi czarny niczym sama noc garnitur. Efektu dopełniała gromadka identycznie ubranych pań idących tuż za nim. Było ich co najmniej piętnaście i wszystkie miały spuszczone głowy jakby nie czuły się godne by patrzeć na swojego mistrza.
-Dziękuję za przybycie wszystkim zebranym. Jestem wdzięczny, że udało się wam choć na ten jeden wieczór wznieść poza politykę, sekty i własne waśnie by spędzić miły wieczór w moim domu. Naprawdę doceniam to i jak na was patrzę moje martwe serce przepełnia duma z rodu Kaina. Mam nadzieję, że moje dzieła się wam spodobały choć najlepsze zostawiłem na koniec. Mój ostatni obraz jest… wyjątkowy… pod wieloma względami. Zaprezentuje go za jakiś czas, a do tego momentu proszę pijcie i bawcie się. Pamiętajcie, że każde z was jest zawsze mile widzianym gościem w moim domu. - jego głos choć delikatny rozbiegał się silnym echem po całym pomieszczeniu. Większość gości była po prostu wpatrzona w niego jak w obrazek. Było jednak kilka spokrewnionych, którym udało się odeprzeć wpływ wampira. Ci patrzyli mało przychylnie i uśmiechali się jakby z przymusu sytuacji. Pan domu wraz z córkami zaczął schodzić po schodach w kierunku gości.
Alessa postanowiła robić dobrą minę do złej gry. Wchodząc do domu ba posiadłości przykleiła do twarzy swój najładniejszy uśmiech. Nie spodziewała się, że jej wejście zrobi taką furorę. Na szczęście za moment wszedł pan i władca włości i cała uwaga spoczęła na nim. Trzeba przyznać miał w sobie to coś. Na widok kilkunastu adoratorek w jednakowych sukienkach nie mogła się oprzeć i mruknęła do towarzyszki
A ja myślałam, że kilkanaście kobiet ubierze się w to samo jedynie gdy są w drużynie piłkarskiej. uśmiechnęła się do swojego dowcipu i zwróciła uwagę ponownie na Souriau.

Sheryl odczytała wiadomość tekstową i schowała telefon do torebki. Wróciła na salę zaraz po przejaskrawionym wejściu Toreadora. Dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nikt nie zwrócił uwagi na szarą myszkę Sabatu. Wszyscy prócz niej byli wpatrzeni w Souriau jak w święty obrazek, przysłuchując się jego przemowie. Nie powinno to dziwić. Mimo, że morderczyni nie zaszczyciła go wzrokiem, była przeświadczona, że wręcz ział siłą Prezencji, zalewając nią zebranych krwiopijców. Ona jednak miała obecnie inne problemy na głowie. Żonglowała mentalnymi komunikatami. Otrzymywanymi i nadawanymi. Bez słowa wymieniła porozumiewawcze spojrzenia ze swoim podkomendnym, jak i przełożonym. Miała nadzieję, że ten ostatni założył dzisiejszej nocy obuwie sportowe.
 
__________________
"Okay, you two grab some scalpels and settle this like doctors."

Ostatnio edytowane przez Toffis : 14-12-2009 o 00:59.
Toffis jest offline