Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2009, 11:40   #2
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Niesforne jasne loki opadały na czoło uśmiechniętego halflinga. Podróż przebiegała spokojnie, znacznie spokojniej niż mógłby tego oczekiwać. Może była to sprawka karocy, której wnętrze było wygodne i czyste, a może to cztery koła zamiast czterech kopyt sprawiały, że jechało się gładziej a więc i przyjemniej. Tupik dawno już nie podróżował karocą, tak więc z typową dla siebie satysfakcją chłonął każdy najdrobniejszy nawet element podróży.

Okryty był ciepłym kożuchem, na głowie zaś zakładał czapę z królika gdy było wyjątkowo zimno, ciepłe skórzane rękawice dopełniały ochrony przed zimnem. Ciepłe ubrania kupił na miejscu, nieco zaskoczony zimną pogodą, nijak poprzednie ubrania z Bretonii nie nadawały się do tego klimatu. Po prawdzie nie miał jednak zbyt wielu zapasowych ubrań, stąd gdy tylko zdejmuje kożuch ukazuje już nieco bardziej zbliżony do siebie gust - w postaci, ładnie uszytych, niemal kupieckich ubrań podążających za ostatnim krzykiem mody oraz wygodą. Dużo fikuśnych i kolorowych dodatków, falbanki, chusteczki, nawet kilka kolorowych wstążek przywiązanych na wzór mody w Kislevie. Na salonach, czapa z królika musiała ustąpić miejsca modnemu ostatnio w Bretonii wełnianemu berecikowi, przy tej pogodzie berecik nie sprawdzał się jednak wcale.

Rozmiar brzucha halflinga w przyrównaniu do innych członków jego rasy budził wręcz skojarzenia z anoreksją. Tupik nie był chudy, ale o dziwo gruby także nie był. Przy boku miał przywieszoną podręczną torbę z ziołami, których aromat dość szybko ogarnął karocę, był to jednak miły zapach w większości zdominowany przez miętę i ziele halflińskie, przy pasku zawieszoną miał procę, wraz z sakiewką ołowianych kulek i krótki miecz.

Jego nieodłącznym towarzyszem podróży był kuc zwany "Skałą". Przy każdym postoju Tupik podchodził do niego troskliwie się nim zajmując. Podróżował już z nim szmat drogi, właściwie to miał go jeszcze przed wyprawą do Bretonii. Kuc miał kilka wyrobionych już cech charakteru za co Tupik go kochał. "Skała" reagowała na gwizd i zawołanie Tupika, nic dziwnego skoro był jej dobroczyńcą, karmicielem a nawet przyjacielem. Kuc nie bał się ( został przyzwyczajony ) podziemnych mroków, jaskiń czy kopalń, halfling bowiem zwiedzał podziemia tak często jak się dało. Poza tym był dość posłuszny, przekonanie obcego kuca czy muła do zrobienia czegoś nie po myśli zwierzęcia było wyjątkowo trudne, natomiast "Skała" dawała się już namówić, w wyjątkowych sytuacjach dawała się też przekupić...jabłuszkiem, których zawsze miał pewien zapas.

Wśród towarzyszy podróży niewątpliwie uwagę Tupika przyciągnęła Mealisandre, był niemal pewny, iż już gdzieś ją widział, może nie tyle spotkał się z nią i rozmawiał, ale słyszał jej głos...czy to możliwe? Zastanawiał się w duchu. Halfling nie należał jednak do osób nieśmiałych, zamierzał wypytać się delikatnie o całkiem możliwe spotkanie w Bretonii. Wcześniej halfling nie bywał na salonach, a po wizycie w Bretoni już tym bardziej. Mealisandre nie wyglądała jednak na osobę którą mógłby spotkać w jakieś karczmie, czy choćby na ulicy...gdyby poznał ją w takich warunkach to jako osobę niezwykle piękną i indywidualną na pewno by zapamiętał. Natomiast przyjęcia organizowane w Bretonii mogły już być miejscem w którym halfilng zwrócił na nią uwagę ale i przytłoczony masą innych ciekawych rzeczy nie poświęcił jej wystarczająco dużo uwagi. Teraz sam kołatał się z myślami, pragnąc zaspokoić swoją ciekawość ale i bez narażania się na wykrycie, "Może i ją posłał za mną książe ?" zastanawiał się w duchu, wiedząc, że jeśli zaryzykuje i przegra, może go czekać ciężka niewolnicza podróż do Bretonii...a tam śmierć, w najlepszym razie szybka.

Wspomnienie Bretonii przywołało przeróżne wizję, halfling sporo przeżył w tym dziwnym księstwie, w którym przepych i bogactwo graniczą z niewyobrażalną nędzą. Gdzie książe rzuca psom jedynie nadgryzione z mięsa kości, podczas gdy na zewnątrz umiera właśnie z głodu jakaś matka z dzieckiem. Tupik miał nadzieję już nigdy tam nie wrócić, a przynajmniej nie wcześniej niż cokolwiek się tam zmieni. Wspomnienia miał też dobre, głównie tyczące się poznanych tam towarzyszy, oraz spotkania z samą służebnicą Pani Jeziora, do tej pory ciepło rozchodziło się po całym ciele halflinga na samo wspomnienie tamtych wydarzeń.

BRETONIA czasy wcześniejsze

"Tupik cały czas czuwał przy towarzyszach, obawiając się, że mogą oni stracić życie nie tylko z powodu otrzymanych już ran. Przyglądał się ranom i zastanawiał się ile tygodni upłynie nim wrócą w pełni do zdrowia.

Tupik przyglądał się uważnie pracy medyka, sam chciałby mieć takie umiejętności jak on. Patrzył jak chwyta się ranę – by końce zbliżyć do siebie, jak nakłuwa się skórę i szyje. Igła która posługiwał się medyk była nieco wygięta na końcu – co wyraźnie ułatwiało zszywanie rany. Tupik sam również mógłby pozszywać rany – wolał jednak tym razem zostawić to specjaliście. W nocy gdy już sam czuwał przy rycerzu wydarzyło się coś niezwykłego.

Piękna podobna do elfki kobieta która weszła, wywołała u Tupika wewnętrzny szok. Zupełnie nie wiedział jak się zachować. Jej pojawienie się było niezwykle tajemnicze i urokliwe, powietrze natychmiast zmieniło zapach, wydawało się, że po pomieszczeniu roznosi się woń róży i innych kwiatów. Sama postać bardziej sunęła niż szła w stronę rycerza.Słowa utknęły w krtani halflinga, gdy jednak zobaczył jak rycerz zostaje cudownie uleczony omal nie zemdlał z wrażenia. Był pewien, ze sama Pani Jeziora o której tyle już słyszał, przybyła aby uzdrowić rannego rycerza.

Halfling padł na kolana składając niewieście głęboki pokłon.

- O Pani, nie jestem godzien abyś przyszła do mnie, ale powiedz tylko słowo a będzie błogosławione ciało moje. Wyruszam wraz z tym oto rycerzem do Mounsilion – do najtrudniejszego obszaru jaki jest pod Twym władaniem. Proszę o błogosławieństwo, aby trudy podróży i napotkane tam niebezpieczeństwa nie przeszkodziły mi pomagać Twemu ludowi. Już sam Twój gest Pani, niezależnie od efektu, będzie dla mnie najwyższym zaszczytem, jakiego nawet nie mogłem się spodziewać.

Halfling trwał w głębokim ukłonie, wciąż klęcząc na podłodze. Modlitwy do bogini domowego ogniska – w takiej wyprawie co najwyżej ściągnęły by go z powrotem do domu. Jedyne na co mógł liczyć, to pomoc którą uda mu się pozyskać w drodze. Był w końcu tylko halflingiem, tempo podróży już mu pokazało, jak bardzo odbiega od reszty drużyny.

Po chwili namysłu, zaaferowany spostrzegł, że prosi o błogosławieństwo a nie ma przygotowanego podarku. Nie wiedział nawet jaką ofiarę można złożyć Pani Jeziora, więc zaoferował to co sam cenił. Podejrzewał też, że w Bretonii może nie rosnąć halflińskie ziele, więc podarek mógł być tym bardziej cenny. Wyciągnął z kieszonki podręczny pakunek z zawartością halflińskiego ziela i położył go przed siebie.

- Przyjmij o Pani ten skromny dar – który to można spalić niczym tytoń, lub sporządzić z niego przepyszną herbatkę.

Nie było czasu na szukanie czegoś w torbie, nie wiedział jak długo będzie przebywać ta boska istota, zazwyczaj chyba robili to po co przyszli i odchodzili… Mały halfling aż lekko dygotał z powodu wewnętrznych przeżyć jakie obecnie doświadczał. Już sam kontakt z tą nieziemską istotą napełniał go otuchą i ogrzewał. Emocje jednak były tak silne, że przy wyciąganiu podarunku spostrzegł jak bardzo spocone ma łapki. Był jednak przedstawicielem prostego, spokojnego i dobrotliwego ludu, nie spodziewał się niczego złego, sam też był przekonany, że również nie zrobił nic co zasługiwało by na jakąś karę boską. Stąd ośmielenie halflinga pozwalające na odezwanie się do Pani Jeziora – za którą brał przybyłą kobietę.

Zaskoczona wystąpieniem Tupika kobieta podeszła do niego.

- Zabawny jesteś niziołku, nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz, jestem jej służebnicą, Panną Graala. Owszem nie odmówię ci błogosławieństwa Pani, jeśli tylko będziesz wypełniał jej zalecenia tak jak do tej pory. Służąc szlachcie służysz Pani Jeziora, więc przyjmij moje błogosławieństwo.

Kobieta pochyliła się, zmierzwiła włosy Tupika, następnie poczuł on, iż z rąk Panny promieniuje ciepło."


IMPERIUM, PROWINCJA HOCHLAND, knieje DRAKWALDU
trzy dzwony przed zapadnięciem zmroku


Ponury nastrój jaki roztaczała pogoda nie napawał Tupika optymizmem, a jak zwykle w czasie obniżonego poziomu szczęścia, halfling ratował się przed niehumorem jedzeniem i fajką. Ilość posiłków jaką halfling spożywał w ciągu dnia, mogła wydawać się niepokojąca dla innych ras, szczególnie wśród osób mających fobię dotyczącą otyłości. Każdy normalny posiłek człowieka u halflinga był poprzedzony przedposiłkiem i poposiłkiem, w ten sposób w halflińskim słowniku istniało określenie na przedśniadanie, pośniadanie, przedobiad itd. Do tego dochodził jeszcze drugi obiad - także poprzedzony i poprawiony małą dokładką. Tupik wyjątkowo rezygnował z przedpodwieczorku i popodwieczorku, zadowalając się samym podwieczorkiem - dbał w końcu o kondycję potrzebną do zwiedzania jaskiń. Gdyby był za gruby nie mógłby sobie pozwolić na przeciskanie się przez szczeliny, na szczęście dla zamiłowań Tupika ( normalnie jest to przekleństwem wśród halflingów) miał bardzo szybki i sprawny metabolizm, dzięki czemu wśród halflingów wyglądał na chuderlaka, mimo iż jadł prawie tyle co oni. Prawie - dla podróżującego halflinga oznaczało dużą różnicę, w podróży posiłek szybciej się spalał, a i mniej było okazji do jego sporządzania i mniej czasu na spożycie.

Halfling wyciągnął drewnianą fajkę której rzeźbienia stylizowały jej zakończenie na głowę smoka. Nabił ją halflińskim zielem po czym zwrócił się do towarzystwa siedzącego w karocy.

- Ma ktoś ochotę na halflińskie ziele? Zapytał rozweselony, jakby cała ponurość świata zewnętrznego nagle już go nie dotyczyła. - A może komuś będzie to przeszkadzać? Mogę wychylić się przez okno... - dodał wyraźnie niepocieszony, jakby już oczekując stanowczego "NIE" , wydawało się jakby cały humor z niego wyparował już przez samo postawienie ostatniego pytania. Tak całkowicie zabronić, nikt mu w sumie nie mógł, zawsze mógł powołać się na swoje prawa religijne i wolność wyznania, jednak po prawdzie sam nie był pewien czy ten argument znajdzie swoich zwolenników, choć przynajmniej jedna osoba w tym powozie robiła wrażenie fanatyczki religijnej. Marietta - halfling jeszcze chyba nigdy tak szybko nie poznał wyznania osoby obcej, nie tyczyło się to oczywiście kapłanów, którzy ze swym wyznaniem wprost się odnosili. Ta Sigmarytka napawała halflinga pewnym lękiem, nigdy nie wiedział czego można się spodziewać po fanatykach, owszem dużo słyszał, ale to co słyszał nie napawało go optymizmem. " Ci ludzcy bogowie ciągle muszą z kimś wojować, te ciągłe wyzwania, walki, spory, phi, my to mamy dobrze..." całkiem świadomie jego rączka powędrowała za pazuchę, by móc pogłaskać wisiorek z wyrzeźbioną fajką - symbolem Phineasa, na znak szczęścia i oddania. Czekał na reakcję towarzyszy, nie wiedząc czy może odpalać fajkę wewnątrz karocy , czy poza nią. W międzyczasie wszyscy poczuli dość ostrą ale przyjemną woń halflińskiego ziela.

Wiedział, że wkrótce i tak zatrzymają się na postój, prawdopodobnie czeka ich sporządzenie małego obozu i rozbicie wart. Przyrządzenie posiłku... Była to ostania chwila przed obozowaniem na oddanie się chwili zapomnienia i rozpusty. Poza tym palenie w karocy podczas jazdy, stanowiło dodatkową przyjemność, wzbogacało bowiem i palenie i jazdę.
 
Eliasz jest offline