Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2009, 18:14   #8
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Galopowali przed siebie piaszczystym traktem otoczonym z obu stron gęstym, sosnowym lasem. Księżniczka nie wyglądała na zadowoloną i raz po raz wypominała Siegg’owi pocałunek, którym obdarował ją niedawno.
- Cóż to miało być, mości rycerzu! Jam jest panną szlachetnej krwi, oddaną już komu innemu! – warczała na niego marszcząc brwi. Stworek trzymający się jej sukni w pasie zerkał jedynie od czasu do czasu na opancerzonego wojownika i wykrzykiwał coś piskliwym głosikiem w swojej mowie. Najwyraźniej również bronił honoru swej ‘mamy’.
- Wybacz, pani, nie wiem, co mi na rozum padło, by cię całować. – Siegg skinął jej głowę. – Błagam cię o wybaczenie, to się już więcej nie powtórzy. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, bo inaczej będziemy musieli się rozstać wcześniej, niż tego zapewne chcesz. – Księżniczka uniosła podbródek w górę. – Nie mam zamiaru przeżyć tego po raz drugi.
- I nie przeżyjesz, pani, obiecuję. – rzucił Siegg i klepnął pięścią o swój napierśnik.

Thori jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań między młodymi i podśmiewał cicho, gdy rycerz tłumaczył się Księżniczce. Jechali tak z dobry kwadrans, mijając starą krasnoludzką drogę i jakąś zrujnowaną drewnianą chałupę stojącą na polanie w lesie. Przejechawszy zakręt i wypadając na kolejną prostą, zatrzymali swe konie, widząc przewalone w poprzek drogi drzewa. Krasnolud zeskoczył z kuca, podszedł do zatoru na szlaku i wprawnym okiem przyjrzał się otoczeniu. Odchrząknął po chwili i odwrócił się w kierunku Siegg’a i Księżniczki.

- Tędy nie przejedziemy, nie ma szans. – zmarszczył brwi. – Trza jechać starą drogą.
- Nadłożymy sporo trasy, Thori. – rzucił Siegg studiując mapę, którą chwilę wcześniej wyjął z tuby przytroczonej do siodła. – Przed zmierzchem zamierzałem być w swojej twierdzy.
- No to musisz zmienić plany, Siegg. – mruknął długobrody dosiadając swego kuca. – Chyba że do wieczora chcesz się zmagać z tymi poprzewracanymi drzewami. Ja nie chcę. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja też nie zamierzam tutaj zostawać. – powiedziała Księżniczka. – Zróbmy jak mówi twój towarzysz, rycerzu. – jakby rozumiał, co mówi dziewczyna, jej futrzany podopieczny również potaknął główką.
- Echhh… - rycerz westchnął odgarniając włosy. – Niech i tak będzie. Zatrzymamy się najwyżej na noc w jakiejś karczmie. Jeden dzień drogi nie robi różnicy.
- I takiego cię lubię, człeczyno. – krasnolud zarechotał i klepnął wielką jak bochen chleba łapą ramię Siegg’a. - Może przy okazji coś się zacznie dziać, bo już nudno się robi.

Rycerz jedynie uniósł prawą brew w górę i wraz z pozostałymi wycofał swego konia. Po chwili powrócili do starej, krasnoludzkiej drogi i pogalopowali piaszczystym traktem pośród wysokich sosen. Niewiele czasu później niebo zasnuły ciemne chmury i spadł rzęsisty deszcz przesłaniając drogę podróżnikom, którzy intuicyjnie wybierali kolejne wąskie ścieżki podróży i lawirowali między drzewami. Las wszędzie wydawał się taki sam - skąpany we łzach bogów, którzy akurat dziś postanowili utrudnić im podróż. Księżniczka co jakiś czas prychała gniewnie na pogodę, skrywając się pod grubym płaszczem, podarowanym jej na tę okazję od Siegga. Rycerz i krasnolud natomiast trzymali się w siodłach prosto, bez żadnej osłony przed grubymi kroplami, które smagały ich twarze i pancerze.

Gdy po trzech klepsydrach drzewa rozstąpiły się ukazując drewnianą palisadę jakiejś małej wioski, zerwał się niewielki wiatr strząsając z gałęzi srebrzyste krople. Deszcz niemal ustał w momencie, gdy trójka podróżnych przekraczała bramę niewielkiej osady. Ludzie dziwnie na nich patrzyli, jakby ze strachem w oczach, ale Księżniczka stwierdziła, że nie było to nic nowego wśród wieśniaków, którzy widzą szlachetnie urodzonych.
- Mam nadzieję, że mają tu jakąś gospodę. – rzucił Thori. – Mój żołądek daje mi wyraźne znaki, że coś by przekąsił. Poza tym przyda się odpoczynek.
- Zgadzam się. – wtrąciła Księżniczka. – Moje maleństwo też chyba chciałoby rozprostować swoje małe nóżki. – podrapała stworka za uszkiem, na co ten odpowiedział radosnym mruczeniem.
- Dobrze, zostaniemy tutaj na noc. – powiedział Siegg. – Thori, miej uszy i oczy otwarte, coś mi się tu nie podoba.
- Pieprzysz, człeczyno, dawno żeś w świecie chyba nie bywał i teraz wszystko wydaje ci się podejrzane. – zarechotał krasnolud. – Lepiej poszukajmy tej karczmy.


Długo szukać nie musieli. Topielec był jedną z najbardziej zniechęcających gospód, jakie Siegg i Księżniczka do tej pory odwiedzili. W palenisku pełgał słaby, smutny ogień. Izba śmierdziała wilgocią. Parszywe psy ogryzały kości, które wyglądały jakby od pokoleń leżały zaginione pośród dywanu brudnej słomy. Wyglądający na oprycha karczmarz miał twarz pokrytą starymi bliznami, a z kikuta jego lewej dłoni wystawał potężny hak. Pomocnikiem był zezowaty garbus o paskudnym zwyczaju ślinienia się ilekroć spojrzał na młodą damę. Siegg wiedział, że gdyby nie miecz przy boku i topór Thori’ego za jego pasem, niektórzy z klientów z pewnością postaraliby się, by Księżniczka zostawiła tutaj swą cnotę. Miejscowi wyglądali na takich, co by wepchnęli rycerzowi sztylet między żebra gdyby tylko nadarzyła się okazja, a Księżniczkę zabrali na górę by się z nią zabawić.

Siegg musiał przyznać, że karczma godna była wioski, w której się znajdowała. Anholm, jak głosił napis przed palisadą, stanowił najbardziej ponure miejsce, jakie kiedykolwiek widział. Gliniane chaty wyglądały na zaniedbane i chyliły się ku upadkowi. Ulice były dziwnie opustoszałe i złowrogie. Kiedy wreszcie przekonali pijanego strażnika, by wpuścił ich za bramę, zza każdych drzwi obserwowały ich zapłakane staruchy. Wyglądało na to, jakby całe to miejsce opanowane zostało przez smutek i zniechęcenie.

Nawet zamek wznoszący się na stromej skale ponad wioską, wydawał się zaniedbany i opuszczony. Jego ściany rozpadały się w oczach. Thori pociągnął następny łyk ale. To było najgorsze piwo, jakiego kiedykolwiek próbował, najbardziej obrzydliwy wywar jaki przeszedł przez jego usta. Księżniczka chyba nie miała lepiej – zamówiony dla niej przez rycerza sok z wiśni nie był chyba pierwszej klasy, co potwierdzały kwaśne miny szlachcianki po każdym łyku napoju. Siegg bacznie lustrował salę; goście zebrani w środku unikali jego wzroku. Gapili się w piwo, jakby wierzyli że odnajdą tam przepis przemiany ołowiu w złoto, jeśli będą się wpatrywać wystarczająco długo.

- Skąd tyle nieszczęśliwych twarzy? – zapytała Księżniczka podając swemu futrzanemu pupilowi kawałek kurzego udka. Siegg mógł się tego spodziewać. Łyknął piwa i przysunął się bliżej młodej kobiety, czekając na odzew kogokolwiek. Lewą dłoń zawiesił ostentacyjnie na rękojeści miecza.

- To przez czarnoksiężnika, panienko. - odezwał się nagle karczmarz. - To podła sprawa. Nic już nie było po staremu od kiedy przejął stary zamek na wzgórzu, Od tego czasu mamy tylko z nim zmartwienia. Handel umarł. Nikt już tutaj nie przyjeżdża. Nikt nie śpi spokojnie nocą w swoim łóżku. A wy skąd przybywacie, drodzy państwo?

- Z... - zaczęła Księżniczka.
- Z daleka, człeczyno. – rzucił szorstko Thori wchodząc jej natychmiast w słowo, po czym skupił się na swojej części posiłku.
- Czarnoksiężnik, powiadasz, gospodarzu? - zagaił Siegg.
- Tak, panie, właśnie tak – podły, nikczemny czarownik .

Rycerz zauważył, że wszyscy goście gapili się dziwnie na gospodarza, jakby mówił coś bez sensu, albo powiedział coś, czego się nie spodziewali usłyszeć z jego ust. Może byli po prostu przestraszeni.
- No, to trzeba się stąd jak najszybciej wynieść - skwitowała wieści o czarowniku Księżniczka. - Ale najpierw muszę się wykąpać, wyspać, wyprać ubrania, pójść do fryzjera i zaczerpnąć nieco relaksu u masażysty. - zaczęła wymieniać w zamyśleniu. Spojrzała na rycerza i po raz pierwszy ucieszyła się, że z nią jest i że będzie spał w tym samym pokoju co ona. Ta okolica i ludzie jej się wyjątkowo nie podobali.

- Nasze pokoje czekają na tak wspaniałą osobistość, pani. – rzucił karczmarz odsłaniając poczerniałe pieńki zębów. - Jeszcze gdyby nie ten czarownik... - gospodarz westchnął. - Jest nikczemny jak smok z bolącym zębem, prawda Arne?
Wieśniak do którego skierował pytanie oberżysta, zamarł na miejscu, niczym szczur sparaliżowany wzrokiem węża.
- Prawda, Arne? - powtórzył pytanie karczmarz.
- Czarownik jak czarownik, bywają gorsi. – burknął wieśniak.
- Dlaczego po prostu nie przypuścicie ataku na zamek? - zapytał Siegg. Czuł jak Księżniczka wtula się w jego bok i objął ją ręką tuląc do siebie, by poczuła się bezpieczniej.

- Tam jest potwór, panie. - powiedział wieśniak, szurając nogami i gapiąc się w podłogę.
- Potwór? – zapytał nagle Thori odrywając się od pałaszowania miski pełnej kurzych udek i ziemniaków. Wyglądało na to, że to słowo działa na krasnoluda jak wabik na ryby.
- Ogromny, panie krasnoludzie. Dwa razy wyższy od człowieka i cały pokryty łuskami.
- Łuskami? – rzucił Siegg.
- Tak, panie,, właśnie tymi rzeczami. – mruknął karczmarz, wpatrując się natrętnie w Księżniczkę i jej małego futrzanego przyjaciela.

Młoda dama przylgnęła do rycerza i na chwilę wstrzymała oddech, jakby oczekując, że karczmarz zaraz się na nią rzuci w celach dość gwałtownych. Choć była potargana i przybrudzona na twarzy, nadal było widać, że śliczna z niej istotka.
- Chyba nie jestem głodna i pójdę od razu spać. - powiedziała cicho, na tyle by to usłyszał tylko towarzyszący jej mężczyzna. – Chodź, Bowli, chyba pora na nas. – pogłaskała futrzaka po główce i wzięła na ręce.
- Bowli?? – zapytali niemal w tym samym momencie Siegg i Thori.
- Czemu się dziwicie? Musi mieć jakieś imię… a to jest takie ładne. Wymyśliłam podczas drogi. – uśmiechnęła się Księżniczka.
Rycerz i krasnolud wymienili ironiczne spojrzenia, po czym powrócili do posiłków. Chwilę później opancerzony mężczyzna dostrzegł, że oczy Księżniczki szklą się, a ona dostała wyraźnych kolorków na twarzy.

- Karczmarzu, na pewno to był sok? To, co podałeś mojej towarzyszce? - warknął.
- Tak, panie, sok z wiśni – z ostatniego rzutu – powiedział spokojnie oberżysta.
- Więc co z tym czarownikiem? – przerwał im Thori, najwyraźniej spragniony wrażeń.
- Widzicie... tak się składa, że nie możemy nic zrobić, bo on... ukrywa nasze dzieci. Trzyma je jako zakładników!
- Wasze dzieci? - mruknęła cicho Księżniczka.
- Tak, panienko, co do jednego. Przyszedł tu ze swoim potworem i wyłapał je wszystkie. Nie stawialiśmy żadnego oporu. Kiedy Duży Snorri próbował ich zatrzymać, stwór wyrwał jego serce i zmusił go, by je zjadł. To było okropne.
- Z pewnością możecie uwolnić wasze dziec.i – mruknął Siegg. – Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Tak, ale nie chcemy, by zostały zabite. Czarodziej nakarmi nimi swego stwora, jeśli tylko damy mu ku temu jakiś powód.

Siegg przełknął ostatni łyk piwa, który smakował jeszcze gorzej niż wcześniejsze. Nie był zupełnie pewien, czy wyczuwa w nim chemiczny posmak. Cokolwiek to było, sprawiło że poczuł się słabo i zaczęło kręcić mu się w głowie. Spojrzał na Księżniczkę - była prawie nieprzytomna, gdy rycerz zrozumiał co się stało. Czuł nogi jak z ołowiu. Wirowało mu w głowie i opadał z sił. Ogarnęły go jeszcze silniejsze mdłości. Wiedział, że stało się coś złego, ale nie mógł domyśleć się, co takiego. Umysł odmawiał posłuszeństwa, tak jak i ciało. Obrócił się i spojrzał na karczmarza. Jego kontury rozmywały się, jakby Siegg patrzył na niego przez gęstą mgłę. Wyciągnął oskarżycielsko palec.

- Zapiłeś... znaczy trułeś... zapiłeś nasze trucie... - powiedział Siegg i padł na kolana.

Thori poderwał się do pionu dobywając swego topora, jednak i on padł na kolana, nim wyprowadził choć jeden cios.

- Dzięki za to naszemu panu – mruknął pewnie gospodarz. - Myślałem że nie padniesz, krasnoludzie. Dałem ci tyle Gadziego Ziela, że koń by padł. Twoi towarzysze byli łatwiejsi w podtruciu.

Siegg spojrzał otępiałym wzrokiem na Thoriego i próbował namacać miecz, ale po chwili poczuł tylko mrowienie w palcach i stoczył się w ciemność.

- Zapłaciłem dwie sztuki złota za szczyptę. - mruknął karczmarz. Jego irytujący głos był ostatnią rzeczą jaką zapamiętali Siegg i Thori przed utratą przytomności. – Ale Vorhees zapłaci mi dobrze za takie trzy wspaniałe okazy.

***

- Zbudźcie się, towarzysze – głęboki głos zahuczał w pobliżu uszu rycerza i Księżniczki. - Zbudź się, dziewczyno, albo przysięgam, że pójdę do ciebie i uduszę cię tymi łańcuchami. - mało subtelna, ale groźna nuta w głosie krasnoluda przekonała młodą damę by zwróciła na niego baczniejszą uwagę. Otworzyła swe oczy, zerkając na rycerza i krasnoluda. Natychmiast tego pożałowała.

Cela była zbyt jasna nawet w przyciemniałym świetle pojedynczej migoczącej pochodni. Czuła się jakby ktoś skopał jej głowę.

- Najgorszy kac, jakiego miałem w życiu. – rzucił Thori. - Zostaliśmy otruci, człeczyny...

Wszyscy zdali sobie sprawę, że stoją. Ich ręce były wyciągnięte nad głową i spętane łańcuchami, które swe zakończenie miały w suficie. Wisieli na kajdanach, a ich broń leżała pod ścianą po ich prawej stronie. Bowli, jak nazwała futrzaka Księżniczka miotał się skrępowany linami na stole niedaleko nich. I jak na takiego małego stworka, wydawał się być mocno zdenerwowany zerkając co chwila w stronę swej ‘mamy’.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 13-12-2009 o 18:22. Powód: drobna korekta :)
Serge jest offline