Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2009, 23:58   #2
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu




Eugenio

Ospałość jak ręką odjął opuściła Eugenio. W normalnych warunkach, w ogóle nie śpieszył by się z zawezwaniem tego młodzieńca, karząc mu czekać "aż Mistrz Eugenio zakończy swoje prace, gdyż nie lubi gdy go od ksiąg odrywać". Niestety, po przebudzeniu z martwych był dziś szczególnie zaspany. To nie była dobra noc dla niego, już to wiedział. Czuł to we krwi. Czuł to w kościach. W moczu, gdyby go posiadał w swoim martwym od lat ciele, zapewne też by to czuł…

Pierwszym błędem, było zawezwanie tego śmiertelnika. Nie chodzi nawet o fakt że przedwczesne, pośpieszne. Poco ogóle pozwolił obcemu wejść na swe kwatery? Dzięgi Bogu, miał na kogo zwalać swoje błędy i niedociągnięcia. Wszak, jakże mógłby uwierzyć we własną nieomylność, skoro dobrze zdawał sobie sprawę że na każdym kroku czyha ktoś, komu bardzo zależy na jego niepowodzeniach. Ktoś kto tylko czeka by poprosić go o pomoc, a który może próbować nim manipulować tylko w chwilach słabości…

Eugenio nie miał słabości. Nie dopuszczał nawet w myślach takiej możliwości. Wszyscy, którzy tak bardzo na niego liczyli, poczuli by się zawiedzeni, a do tego nie mógł przecież dopuścić. Rola wrednego, wścibskiego i pyskatego chama zobowiązywała…

Miał za to kilka pomysłów. Najbardziej niepokoił go - bo jego pomysły wprawiały nieraz w trwogę i jego samego -ten by doszukać morskiego potwora wśród któregoś z członków rodu Gangrel. Krótki rachunek wszystkich za i przeciw szybko wykluczył taką opcję.
Niestety, zanosiło się że będzie zmuszony osobiście zaszczycić port swoją obecnością by zbadać resztki tej starej krypy ponownie. Tym razem z pełnym zaangażowaniem...

Odnotował w pamięci wnioski z zaistniałej sytuacji, wraz z uwagą by rozmówić się z pewnym osobnikiem, kiedy tylko będzie ku temu sposobność. Mgnienie oka później, zaczął działać…

-Sternikiem jesteś powiadasz?- poklepał z aprobatą żeglarza, bo do tej rangi młodzieniec urósł w jego oczach.- Służ mi dobrze, jak wybranka twojego serca, a skorzystacie na tym oboje…

Sugestia była skierowana do obojga śmiertelników. Eugenio nigdy nie pokusił się o spętanie służki więzami krwi. Po pierwsze, primo, uważał że jej uroda jest jeszcze nie nazbyt dla niego dojrzała i jeśli miał by to robić, by zachować ją na dłużej, to zrobi to kiedy ta będzie bardziej hm… dorodna. Wtedy będzie dla Eugenio dobrym wyznacznikiem jak wiele z człowieka którym niegdyś był, pozostało w tym martwym ciele które zamieszkiwał jego duchu… Po drugie, secundo, potrzebował do diabła pokojówki, która może nieco roztrzepana, ale jednak będzie miała własną wolę i wbrew jego narzekaniom posprząta, kiedy jego pracownia zacznie przypominać nie laboratorium magistra, a zwykły chlew w jakim żyje większość żaków…

No, ale żeglarz, przeszło przez myśl Eugenio, to inna para ciżm…

Kiedy do wyczulonych ponad ludzką miarę uszu wampira dotarły dogłosy z portu. Poniósł wskazujący palec, w geście uciszającym jak i nie znoszącym sprzeciwu…

Pomijając nieco przeszkadzające podśpiewywania przygłupiego ogrodnika, o którego prawdziwej naturze lepiej nie rozprawiać, dochodzące z altany umiejscowionej u podnóża wieży w której przebywał, Eugenio nie miałbym problemów w odbiorze dobiegających z portu dźwięków...

-Boże!- zajęczał Eugenio, pocierając delikatnie opuszkami palców swoje skronie…-Że mnie tak grzesznego pychą widzisz i nie grzmisz, to rozumie! –perorując, wampir przemieścił się w pobliże swojego tronu…-Lecz że widzisz ten zamtuz i tego nie robisz, tego pojąć ogromem swojego umysłu nie mogę!-…po czym wzdychając, opadł na niego. Opad ten był wyćwiczony latami i nie powstydziła by się go nie jedna omdlewająca ostentacyjnie białogłowa…

-Rosalbo! Rosalbo!- zajęczał, czekając na reakcję dziewczyny.-Przynieś mi co tchu nalewkę z krwi byczej! Nagle w jego oczach pojawił się ledwo dostrzegalny błysk. –Rosalbo, moja dobrodziejko, najwierniejsza służko, jeszcze podaj tę z mojego laboratorium, tą co przed chwilą pieczętowałem!

Kiedy młódka co tchu biegnąc zniknęła w drzwiach pracowni, Eugenio z udawanym trudem zwrócił się do marynarza.-Słabym, gdyż wczorajszej nocy krew swoją upuszczałem, dla zdrowia, gdyż sangwinikiem jestem. Odpoczywać dziś powinienem… mam nadzieję że w podzięce za te wiadomości tak cenne które mi przyniosłeś, pozwolisz się poczęstować jednym z moich medykamentów?

Chłopak wyglądał na nie przekonanego, jednak dodana ciszej, sugestia jakoby oleum które zaraz jego narzeczona przyniesie, poprawi jego wigor i doda więcej animuszu w łożu, wydała się mu wyraźnie ciekawą…

Kiedy Rosalba powróciła, zastała swego pana pogrążonego w wywołanym migreną otępieniu. W zasadzie znała już ten spektakl na pamięć, jednak jakimś cudem, zdawała się za każdym razem na niego złapać…

-Mistrz –Rosalbo zauważyła że jej narzeczony wyraźnie nie zaznaczył „twój mistrz”- odpoczywa. Prosił, byś i mnie poczęstowała tą nalewką…-dodał nieco niepewnie…

Na ustach Eugenio pojawił się dyskretny uśmiech, a jego duch odpłynął, pogrążył się we mgle jaka zasnuła mu obraz. Po chwili opuścił ciszę i spokój swojego laboratorium. Świat wokół niego wyłonił się z onirycznej mgły i wypełnił rozgardiaszem panującym obecnie w porcie...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 15-12-2009 o 00:47.
Ratkin jest offline