Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2009, 20:53   #3
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację


Iblis podczas drogi prawie wcale nie analizował sytuacji, jego umysł pogrążył się w nostalgii na niebem, a niebo jak i inne wspomnienia za którymi tęsknił były niczym – zamkiem na piasku jego własnego szaleństwa. Kilka staj przed twierdzą wampirzycy, minął wieśniaka. Pod nocnym sklepieniem człek wzdrygnął się na widok Malkaviana. Czy to lodowy wiatr towarzyszący jego nieśpiesznej wędrowce czy czarna iskierka, obojętnie. Śpieszny znak krzyża uczyniony przez chłopa, a połączony z panicznym cofnięciem się zirytował Iblis. Mijając go, dłoń z sygnetem mocniej zacisnęła się na uździe.

”Cóż czynisz człowieku? Czemu wywołujesz symbol śmierci mojego Boga? Nie dość klechy pijającego jego krew siódmego dnia, kiedy ten spoczywa?”

Wyprostował się świdrując chyba piwnymi, niosącymi głębię oczyma, drogę przed sobą. Trzydziestoletni, blady mężczyzna posiadał kruczoczarne włosy ścięte wedle mody ubiegłego wieku, a teraz tak radośnie zabawiające się z wiatrem. Do tego zarost uzupełniał postać raczej niewysokiego w rzeczywistości eleganta. Dzisiejszego dnia przystroił się podobnie jak zazwyczaj, lecz teraz wyglądało to jak żałoba w dwóch kulturach. Czarny strój został uzupełniony o białe rękawice jeździeckie, biały kapelusz oraz śnieżnobiały płaszcz. Całość dopełniał złoty sygnet, srebrny wisiorek oraz również srebrny nożyk. Nuta chaosu brzmiała w końskim kroku jak i kierowaniu nim przez właściciela. Natomiast dla umysłu była noc stanowczo spokojniejsza, bez takiej ilości zwidów jak bywało niekiedy.
Jednak teraz spokojna,nostalgiczna wędrówka została niknącym wspomnieniem właśnie. Stał przed obliczem Cykady w twierdzy Oko Zachodu, dla Iblis natomiast była to spuścizna Pajmona, anioła, Potęgi, który to właśnie w młodym świecie pętał wiatr zachodni i wypiętrzał wzgórza. Teraz miał Lewiatana, serafina którego zbrukał Asmodeusza i przez to swym żalu skrył się w wodach.
Teraz zaś Cykada wydawała się starym wężem morskim, w szaleństwie Iblis i on sam miotał się w klatce myśli.

A noc zaczęła się tak pięknie. Spokojnie, mając czas wybudził się w posiadłości rodu da Cunha. Naprawdę wtedy nie obudził się sam, nie obudziła go świadomość księżyca i gwiazd, obudził natomiast zapach baraniej krwi. Drzwi umazane, nieskładnie niechluśnięte niczym tamtej nocy w Egipcie. Czyżby Manfred aż tak obawiał się o Anastazje, że niekiedy szukał sposobu na ochronę? Może tylko lekki niepokój?
Po wyrobieniu go przez Księcia odżyło wspomnienie, fałszywa historia. Samael, Anioł Śmierci był jej posłańcem. Najradośniejszy anioł czerpiący właśnie radość ze światła. Potem na pokutę utopiono go w mroku i kazano pogrążyć się w śmierci, odbierać życiem gasić iskry życia. Być smutnym.

Cykada była dla niego Lewiatanem, a on tonął w tej krwi i zaciskał gniewnie pieść, a płonące pióra wzbijały się ponad krwawym morzem. Gniewny on był na księcia, za to, że i on kazał mu być posłańcem i narzędziem. Tak jak nienawidził tych wszystkich którzy nieśli niewolę swym braciom, tak i siebie musiał nienawidzić. Krew trochę przymarzała od chłodu Iblis.

-Kiedy raz ból Ci zadano, pogrążyłaś się w smutku, uciekłaś w morza i oceany, z dala od tego świata. Mówię i przekazuje, że książę zakazuje Ci puszczać ląd. Naprawdę zaś pragnie abyś mnie rozszarpała. Sam bym to zrobił, jednak i ja znam ten rodzaj bólu, siostro. Rozkosz największa w sprzeciwieniu się planom oprawcy.

-Nie nazywaj mnie siostrą, potomku mordercy, nic nas nie łączy. - Oczy jej pociemniały z gniewu, z ust wysunęły się wąskie jak sztylety zęby. .

-Niechaj Ci będzie do końca świata wolność. On zabronił Ci opuszczać ląd. Ja natomiast oferuje przysięgę, że nigdy przeciw tobie się nie zwrócę. - Iblis uklęknął, zamilkł. Pióra się zatrzymały, jak zatopione w bursztynie. -Dziś się napiję i przyjadę w trzech kolejnych nocach. Spełniam powinność mej krwi.

Wężowe sploty znieruchomiały, zęby wampirzycy schowały się za czerwonymi wargami. W jej uśmiechu był cień tego z jaskini... - Chodź, pokażę ci cuda tamtego świata!... Iblis próbował zrzucić z siebie cudze wspomnienia, tak jak odrzuca się nachalną rękę ladacznicy. Aurana! Aurana! - głos pełen ekstazy, głos pełen miłości rozbrzmiewał mu pod czaszką. I kiedy oderwał od siebie ostatnie kłaczki myśli i obrazów, kiedy rzekł już sobie twardo - nie do mnie się uśmiecha, nie mnie trzyma za rękę, nie moje to myśli i nie moje uczucia, poczuł na gardle silny ucisk.Poderwała go z klęczek jednym szarpnięciem, cisnęła o ścianę, a kiedy, oszołomiony, podnosił się na nogi, była już przy nim. Oparła dłonie o jego pierś, jej włosy były mokre i czuć je było solą.
Próbował powstać ustać na nogach i powstał chwiejnie, niczym szarpany przez sztorm budzącego się do życia oceanu. Pióra żwirowały, czarne i również szarpane wichurą. Najpierw, stojąc, próbowali wysmakować ostatnie krople krwi w rozciętych ustach ustach, wyłapać nad natłokiem wieków składanych wspomnień, coś bardziej składnego. Kiedy to skończył, spojrzał na wampirzycę. Nie szumiała głowa, lecz szumiało serce. I tylko w niepewności przyglądał się o co chodzi i cóż on czuje.

- Przyjdziesz jutro, albo cię znajdę i zabiję. Być może zabiję cię i tak, bo nie widzę, byś był godzien stąpania po tej ziemi. Ale jeśli nie przyjdziesz, zabiję cię na pewno - wyszeptała mu prosto do ucha. - Jeśli sądzisz, że książę nie wpuści mnie do miasta, jesteś w błędzie. Przyjdziesz, bo wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa. Celestin również to wiedział.

Po słowach Cykady nastał spokój w martwym umyśle Iblis. Malkavian starł z ust krew, jej i swoją, ostatnie chwile smakował się w ten smak, cudownej esencji życia Wraz z bukietem smaku przyszło, czego oczekiwał. Obraz, wizja.

Ten szczupły mężczyzna o nerwowych ruchach, o czerwonym znamieniu szpecącym twarz w oczach Cykady był piękny jak grecki bóg. Siedział tu, na skórach przed kominkiem, ignorując buchające płomienie. A może ogień był tak ostry tylko we wspomnieniu wampirzycy?
-Wiem, że byłabyś rada zobaczyć go martwego - Celestin nie patrzył jej w oczy, uciekał wzrokiem.
-Byłabym rada zobaczyć go rozpiętego na łożu tortur - uściśliła Cykada.
-Ale będziesz go chronić, tak jak ja chroniłem Sokoła.
-Sokół nie żyje, a ty prosisz o zbyt wiele.
-Ja nie proszę, Aurano - w głosie Celestina gasły ostatnie płomyki miłości, jego oczy płonęły. - Ja rozkazuję.”


Nie pozwolił drgnąć twarzy, kiedy ostatecznie użal uspokojoną, a zarazem groźną Cykadę-Lewiatana, morskiego węża drzemiącego tylko aby ponownie zbudzić sztormy. Pośpiesznie opuścił salę, a za sobą widział tylko moc czarnych piór, spalonych i wciąż żarzących się, a przy tym rozświetlających ciemności. W oczach Iblis było to istna twierdza morskiej otchłani, kiedy ciemność miała być czysta, to było przesiąknięte wodą, szlamem i wilgocią. Kiedy upadli czekali w ciemności, a niektórzy w ogniu – ona miała swe prywatne, morskie piekło. Schodząc na dół, wsłuchiwał się w muzykę szumu wody i strumieni ze ścian, gładził dłońmi wilgotnych murów czując rzekomy szlam i wodorosty. Kiedy już znalazł się na dworze, był wielce smutny. Smutek emanował, wyszedł wraz z mroźnym wiatrem, kiedy odbierał konia jego dłonie wydawały się wyciosane z lodu. Nawet namacalne zło przycichło, uspokoiło się. Odjeżdżając do księcia, wpierw powoli, mówił.

-Cóżże uczynili z naszym rodzajem? Jeśli kiedykolwiek przyjdzie czas, ze znowu Boże weźmiesz mnie na ręce, powiem dlaczego to robię. Pokaże na nią i na naszego Księcia. Powiem, że padalców trzeba niszczyć, kiedy ktoś sprzeniewierza się i swojemu rodzajowi i swym własnym zasadom – przerwał na chwilę. -Trzeba płacić tym samym. Za trzydzieści srebrników, trzydzieści, a teraz do Księcia. Ma Księgę Tajemnic, a nie chce jej użyć

Spojrzał za siebie, a ujrzał wielką falę wody zmierzająca ku niemu. Pognał konia co sił, ku miastu i na spotkanie księcia, uciekając przed złudzeniem. Czy krzyczał? Nie, był zbyt perfidny – miał nadzieje na nowy potop.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online