Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2009, 17:22   #7
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Biskup Santa Monica podszedł pewnym krokiem do gospodarza, który zszedł do reszty gości aby zabawiać ich rozmową. Przedstawiciel Sabatu wyjął z kieszeni czerwone pudełko wielkości zaciśniętej pięści. Uśmiechnął się i złożył ów prezent na ręce Souriau.
- Naprawdę interesujące przyjęcie. Chciałbym doczekać finału, ale muszę już iść. A jako, że pragnę wyrazić wdzięczność za zaproszenie, pozwól że wręczę Ci niewielki podarek.
Toreador chwycił paczuszkę. Wpatrywał się w nią przez krótką chwilę, po czym otworzył. Wewnątrz znajdowała się piękna, szkarłatna szarfa. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie wykonanej z jedwabiu, ale po bliższym zapoznaniu można było stwierdzić, że materiał był znacznie delikatniejszy. Patron imprezy przyglądał się przedmiotowi z zachwytem, urzeczony jego niebagatelnym pięknem. Następie oplótł dar wokół szyi.
- Dziękuję Milberger. Naprawdę doceniam Twój gest i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze niejednej nocy.
- Ja również mam taką nadzieję.

Obaj dżentelmeni uścisnęli sobie dłonie, po czym Noah wyszedł z sali. Po drodze zatrzymał się na chwilę i wlepił wzrok w swoją podopieczną. Pomachał ręką na pożegnanie, ukazując uśmiech pełen satysfakcji. Spojrzenie sugerowało, że demoniczna maszyna ruszyła, a jej zębatki za chwilę przemielą wiele istnień. Nie miało większego znaczenia kto nawinie się na kły i pazury. Ani dla wyzutej z człowieczeństwa Sheryl, ani dla bandy leśnych sierściuchów, która wisiała nad przyjęciem jak Miecz Damoklesa. Jednak póki ten nie opadł, dziewczyna postanowiła spożytkować swój czas gromadząc nieco więcej informacji. Skierowała więc kroki w stronę jednego ze sławniejszych, nieumarłych badaczy.

- Dobry wieczór panie Beckett… miło w końcu poznać osobistość pańskiego pokroju. Uśmiechnęła się do mężczyzny w sposób promienny, aczkolwiek nie natrętny. Wampir obrócił się słysząc własne imię, ale nie wydawał się zdziwiony. Co więcej, jego twarz nawiedził ledwie dostrzegalny uśmieszek, jakby właśnie znalazł to czego szukał. Powoli zdjął okulary przeciwsłoneczne, odsłaniając złote oczy o zwężonych źrenicach.
- Witaj młoda damo. Czym mogę Ci służyć?
Użycie zwrotu “młoda damo” względem kogoś, kto teoretycznie mógł być kilka razy starszy niż on sam było co najmniej ryzykowne. Niemniej jednak, słowa zostały wypowiedziane w taki sposób, że dziewczyna uznała je za komplement. Nie kryła dobrego humoru. Ściszyła głos do delikatnego szeptu, po czym pokusiła się o wyjaśnienie.
- Ach, to nic wielkiego. Zastanawiałam się tylko jak wielki kataklizm wisi nad miastem. Nie chciałabym zarzucać nikomu bycia… wieszczem zagłady, ale wszyscy wiedzą, że gdy w jakiejś metropolii pojawia się Beckett… zanosi się na poważne kłopoty.

Gangrel zachichotał jakby usłyszał właśnie jakiś dobry dowcip. Choć przy jego basowym głosie zabrzmiało to raczej jak próba warknięcia połączona ze śmiechem.
- Zabawne spostrzeżenie, ale obawiam się że jak najbardziej trafne. Nie twierdzę by wszędzie gdzie się pojawię przebudzić miał się zaraz przedpotopowiec…zakładając, że istoty te w ogóle istnieją… ale to prawda. Zazwyczaj zajmuję się badaniem spraw, które uchodzą za niebezpieczne nawet w naszym społeczeństwie.
Wampiryczny kronikarz stał się nagle bardzo poważny. Przestał patrzeć na swoją rozmówczynię w miły sposób. Jego spojrzenie przypominało teraz polującego wilka, który powoli próbuje poznać swoją ofiarę. Nic nadzwyczajnego, mając na uwadze jego klan.
- Pozwolisz, że zadam Ci jedno pytanie? W zamian zgodzę się odpowiedzieć na jedno Twoje, bez względu na jego naturę. Jestem pewien, że wymiana informacji mogłaby być korzystna dla nas obojga.
Przedstawicielka Sabatu przytaknęła porozumiewawczo głową.
- To dość dziwny… handel wymienny, ale dobrze. Zgadzam się.
- Dziwny, ale uczciwy. Fragment wiedzy za fragment wiedzy. Wychodziłaś stąd z pewnym mężczyzną, ale wróciłaś sama, prawda? Powiesz mi gdzie mogę go znaleźć?

Posmutniała. Natychmiast, jakby wyjęła nowy zestaw emocji z kieszeni.
- Och, niestety nie. Z tego co zaobserwowałam wasze nastawienie raczej nie wskazuje na wielką przyjaźń, a ja… hm. Powiedzmy, że szanuję jego prywatność.
Rozłożyła dłonie w przepraszającym geście.
- Rozumiem, ale pozwól że udzielę Ci pewnej rady. Nie zbliżaj się więcej do tego Spokrewnionego. Nie próbuję Ci grozić… a jedynie uświadomić, że świt, wbrew pozorom, wcale nie jest najgorszą rzeczą jaka może spotkać Kainitę.
Sięgnął po kieliszek Vitae, opróżniając go jednym haustem.
- Dziękuję za radę. Na pewno wezmę ją pod uwagę.
Dygnęła przed nim jakby była na szkolnym balu i oddaliła się, znikając w tłumie gości.

Alessa rozejrzała się po sali. Miała ochotę się roześmiać. Podziały były oh tak bardzo widoczne. Po wspomnieniu rozmowy z limuzyny postanowiła się podlizać, aby więcej nie być ciąganą na takie przedstawienia. Całkowity brak kontaktów z Kainitami w tym mieście zdawał się nie stanowić dla niej wielkiej przeszkody. Jeśli nikt nie chciał z nią rozmawiać, to kimże ona była by się wpraszać? Przeszła wzdłuż wystawionych dzieł. Malarstwo nie było jej ulubionym gatunkiem sztuki. Kompletnie się na nim nie znała, więc tylko ukazywała uśmiech i przytakiwała kiedy ktoś chwalił kreskę, kolory i inne ważne aspekty. Niestety dzieł nie było tyle by całą noc udawać, że coś się robi. Przemieściła się więc do części sali, której okupanci nie sprawiali wrażenia chcących zakołkować ją na miejscu. Wymieniła po kilka zdawkowych zdań, skorzystała z bufetu i prosiła wszystkich bogów, boginie, bożki, sosny i kamienie by ta noc skończyła się szybko i spokojnie. Być może czasem warto się pomodlić, ale rzadko kiedy nasze prośby się spełniają. Nagle wszyscy spojrzeli w kierunku okien i drzwi. Nawet ci nie posiadający wyczulonych zmysłów mieli wrażenie, że ziemia trzęsie się jakby szarżowało na nich właśnie stado słoni. Przez okna wskoczyły do pomieszczenia prawie trzymetrowe hybrydy człowieka i wilka. Bestie straszliwie zaryczały. Większość wampirów w sali pewnie miała już styczność z dziećmi Luny, ale te były inne - znacznie większe i silniejsze. Sama ich obecność napełniała martwe serca pierwotnym strachem. Jeden z likantropów machnął łapą w stronę przedstawiciela anarchistów. Biedak został rozerwany w połowie niczym szmaciana lalka, a ciało rozpadło się w proch.


Widok był przerażający ale nader ciekawy. Alessa jeszcze nigdy nie widziała z pierwszej ręki takiego zdarzenia. W tym momencie wszystkie jej wątpliwości co do ran, które kiedyś widziała zostały rozwiane. Szybko przeszukała wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu Carmen. Po jej zlokalizowaniu migiem znalazła się przy boku Tremere.
- Proszę powiedz mi, że to tylko zasłona dymno-futrzasta, i że te kizie-mizie są tu po to by odciągnąć uwagę od podprowadzania obrazu.
Przełożona trzęsła się ze wściekłości. Wręcz nią kipiała. Widocznie tego nie przewidziała. Zacisnęła prawą dłoń, a kiedy ją otworzyła ta pokryta była ogniem. Krążyły plotki jakoby Tremere ujarzmili potęgę płomienia, ale ten kto nie widział tego na własne oczy miałby problem z uwierzeniem. Kobieta zaczęła się powoli wycofywać w kierunku drzwi.
- Uciekamy stąd. Oczywiście możesz zostać jeśli chcesz skończyć jako karma dla psów.
- Czuję się zdegradowana z Yorka na karmę dla niego. Jednakże nigdy nie zgadzałam się z tobą bardziej. Trzeba wykonać taktyczny odwrót. Prowadź, bo czuję, że bardziej orientujesz się w topografii tej posiadłości.

Teraz mogła oficjalnie zacząć poważnie się martwić o nadejście kolejnej nocy.

Souriau zmienił się w rozmytą smugę, która niemal natychmiast znalazła się przy jednym z wilkołaków. Mężczyzna chwycił łapę futrzaka i pojedynczym ruchem ręki machnął oponentem w kierunku ziemi jak jakąś maczugą. Garou przebił drewnianą nawierzchnię i porządnie naruszył znajdujące się pod nią warstwy. Artysta kontynuował swoje natarcie. Wbił stopę w głowę stworzenia z taką szybkością i siłą, że cios można było porównać do wystrzelonego pocisku. Takiego bardzo dużego kalibru.
- NIKT NIE BĘDZIE MNIE NAPADAŁ W MOIM WŁASNYM DOMU!!!
Krzyknął tak głośno, że wilki się skuliły. Wampir promieniował teraz potęgą z legend. Wilkołaki rozpoczęły powolny odwrót kiedy… zdawałoby się martwe monstrum podniosło się i ruchem łapy przyszpiliło przeciwnika do ziemi. Bestii nadal brakowało sporej części pyska, ale… ten szybko odrastał. Wyglądało to jakby kość, mięśnie i skóra regenerowały się w zastraszającym tempie. Reszta dzikusów rzuciła się z okrzykiem nienawiści na przyszpiloną ofiarę. Wszyscy zamarli. Poza pewnym osobnikiem, który właśnie wkroczył przez drzwi frontowe i jego sojuszniczką. Wysławszy pojedynczą wiadomość tekstową, niegodziwie knująca postać… po prostu zniknęła. Nikt nawet nie zauważył, że wrota prowadzące w głąb domostwa są nieznacznie otwarte.

- Zaczyna być gorąco, idziemy.
Alessa szepnęła do towarzyszki i ciągnąc ją za łokieć zaczęła kierować ją poprzez cienie do drzwi, które prawdopodobnie prowadziły w jakiś korytarz, salę boczną czy cokolwiek innego. Byle z dala od przerośniętych śmierdzieli. Krycie się nie było jej najmocniejszą stroną, ale powinno wystarczyć. W zamieszaniu i tak nikt nie powinien na nie zwrócić uwagi. Główne drzwi i tak odpadały z powodu żywej, sierściuchowej ściany. W razie braku wyjścia zacznie się martwić później. Niewidzialna morderczyni przez chwilę uzgadniała szczegóły z osobnikiem który puścił całe przyjęcie z dymem. Dyskutowali, podbijali stawki. Może z desperacji, może z dobrej woli, telepatyczny zestaw wspomnień, który przypominał sobą plany architektoniczne spenetrował czaszkę Eitana. Sheryl, wywiązała się ze swojej części umowy. Pozostało pytanie czy jej sojusznik postąpi podobnie.

Tajemniczy wampir uśmiechnął się i wymierzył dłonią w jednego z wilkołaków. Ten zgiął się wpół, a jego Vitae zaczęło wypływać z wszystkich możliwych otworów. Płyn życia rozpoczął lot w kierunku blondyna, wirując wokół jego dłoni. Osuszony Lupin padł na ziemię i rozsypał się w proch. Reszta gości praktycznie już uciekła bądź zginęła w boju. W sali znajdowały się tylko córki gospodarza, zaciekle walczące z najeźdźcami, oraz sam Souriau, który jakimś cudem uniknął rozszarpania. Wilkołaki napierały na niego nieprzerwanie, ale był na tyle szybki i silny by kontrować każdy atak mimo przewagi liczebnej. Eitan ruszył w kierunku dwóch pań, które zapuściły się do wnętrza budynku i zadziwiająco szybko je dogonił. Wycelował dłonią w Tremere, a krew wystrzeliła w jej kierunku przyjmując w formę stałą - szkarłatnych włóczni. Pięć pocisków przeleciało całą rozciągłość korytarza i przyszpiliło wampirzycę do ściany. Carmen krzyknęła z bólu. Alessa myślała szybko. W głowie zrodził jej się pomysł zawsze warty wykorzystania. Najwyżej później przejdzie do planu B. Skoncentrowała się i pojrzała wrogiemu wampirowi prosto w oczy.
- Korytarz jest pusty. Nikogo tu nie widziałeś. Osoby, których szukałeś dawno zbiegły. Wróć do sali balowej.
Odczekała chwilę. Mordercze płomienie w oczach przeciwnika wskazywały raczej na niepowodzenie mocy Dominacji. Nastał więc czas przejścia do planu B. Jak na ironię ostatnia szansa tkwiła w wilkołakach i tym, że nie pokiereszowały swych ofiar za bardzo. Giovanni skupiła całą siłę woli (na tyle, na ile pozwalała jej sytuacja) i wezwała hordę umarłych z sali balowej. Niestety w pobliżu nie było jakichkolwiek, zdatnych do wykorzystania zwłok.
- Żadnych człowieko-przekąsek. Kiepska ta impreza.


W tym momencie padła ostatnia włócznia. Pojawiła się z nikąd i zdecydowanie nie była krwista, czy nawet kwasowa. Raczej… prężna, mięsista i różowiutka. Jak wyjątkowo długi język, którego pochodzenie dało się prześledzić do paszczy ogromnej, kobry. Głowa pompatycznej Tremere została przebita jak oliwka stanowiąca ozdobę kieliszka, a ogrom otrzymanych obrażeń w połączeniu z rozpoczętym wysysaniem krwi sprawił, że sylwetka czarodziejki zaczęła dość pośpiesznie nabierać szarości typowej dla… prochu.
 
Highlander jest offline