Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2009, 19:39   #5
Token
 
Token's Avatar
 
Reputacja: 1 Token ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumny
Dante trwał przy ciele eremity. Niewzruszony niczym posąg, wpatrywał się w niebo. Tak jak przed laty, w dniu kiedy po raz pierwszy wpadł w czułe objęcia nocy. Kiedy zstąpiła na tą samą ziemię, po której i on stąpał. Rzuciła mu do stóp wszystkie skarby świata. On zaś w podzięce ofiarował jej tylko miłość i zawód. Bez chwili wahania oddałby żywot za jeszcze jedno jej tchnienie. Nie posiadał jednak takiej mocy. Tęsknota za choćby jednym spojrzeniem sprowadziła na niego szaleństwo tak wielkie, jak wielka była jego rozpacz po stracie matki. Czyż to nie ta ziemia, na której stał w owej chwili, wyrwała go ze szponów bestii? Doprawdy dziwna i tajemnicza to kraina, z której pochodzą anioły, a ludzie potrafią potęgą ośmieszyć dzieci Kaina.


Niebo było tak piękne tej nocy. Rozpostarło ramiona, kusząc ducha franciszkanina, tak desperacko nadal trzymającego się doczesnego świata. Choć dla niego pozostały tylko piekielne otchłanie i nie przyjdzie im skrzyżować swych dróg ponownie. Sorel wiedział, że ów człowiek pozostanie w jego pamięci na zawsze. Wyciągnął jedną rękę ku niebiosom. Choć dziś nie było na niej krwi i błota. Każdy pozostały szczegół, zdawał się być niczym lustrzane odbicie przeszłości. Wtenczas pragnął wydrzeć dla siebie sam księżyc. Choć kto wie, być może w istocie sięgał po gwiazdę skąpaną w błękicie, o której jeszcze przed momentem prawił klecha. Być może i dzisiaj po nią sięga, choć ta zmyślnie umyka jego oczom. Może też nie jego los objawił się zmarłemu? Któż posiadł wiedzę tak wielką, by móc odpowiedzieć na to pytanie? Próżno szukać - Dante westchnął i posłał ku niebiosom ostatnie spojrzenie. Lecz nie by wypatrywać spadających gwiazd, miast tego pokłonił tylko głowę.

Nim ostatecznie opuścił wzrok ku skąpanemu w granacie lądowi, do jego uszu dobiegł nader niespodziewany dźwięk. Gdy spojrzenie powędrowało za końskim rżeniem, kainita zdolny był dostrzec jeźdźca. Nie spieszył się. Zdawało się jakby każdemu ruchowi, powietrze stawiało niezwykły opór. Kiedy na powrót zmienił się w nieruchomą statuę, zlustrował uważnie nieznajomego. Nie minęła długa chwila, a Dante pojął kim jest ów przybysz. Poczuł jakby smak krwi w ustach, a miecz przy pasie zaciążył złowrogo. Znał ich dobrze, psy ze wschodu, zabójcze cienie, przemykające nocami pośród ciał swych ofiar. Znał ich z opowieści Pauli. Znał ich też z zapachu krwi, która na zawsze splamiła jego ostrze. Dziś i ono zwęszyło ofiarę, powrócił głód.

- Witaj nieznajomy - mówił cicho, niemal niesłyszalnie. Nadal lawirując pomiędzy światem śmiertelnych, a tym który spłodziły jego własne myśli. Nie zważał na to, czy ktokolwiek byłby zdolny dosłyszeć wypowiadane przezeń słowa.

Wiedział, że to nie miejsce i czas na walkę. To niebo widziało już śmierci ponad miarę i choć Dante wielokrotnie czynił to w przeszłości. Dziś nie będzie rozpieszczał kostuchy. Miast tego otoczył przybysza swymi myślami. Trwał tak przez chwilę. Próbował dojść, czyje to żałosne jestestwo sprowadziło do pięknego Ferrolu Saracena. Nie przybył po niego, miast wdawać się w dysputy, dawno skrzyżowali by w owym wypadku ostrza. Tak się jednak nie stało. Kto wie, być może podobnie jak jego przed laty. Tak i owego człowieka wschodu długa wędrówka rzuciła w otchłań szaleństwa. Jakże inaczej mógł wytłumaczyć jego pragnienie stawania z nim do otwartego pojedynku. Obłąkaną bestią można było jednak nazwać rumaka, który przyniósł go w te strony, nie zaś nieznajomego.

Przyszło mu też myśleć. Coby to było, gdyby tak rzucić przyozdobioną grymasem agonii głowę zabójcy pod książęce stopy. Jakże ucieszyłby oczy Sorela, widok pogrążającego się w swym obłędzie Labrery. Całą domenę obróciłby w popiół, byleby tylko odnaleźć winowajcę. Być może postąpiłby słusznie. Przybycie tak niechcianego gościa, było wszak informacją, że ktoś postanowił ukrócić polityczne zaczepki i przejść do czynów. Brujah wiele lat wyczekiwał tej chwili. Nie w jego interesie było więc powstrzymywanie kogokolwiek. Brak mu było miłości i szacunku wobec jakiegokolwiek kainity, który obrał za swój dom Ferrol. Nie dbał więc o to w czyich plecach swe schronienie znajdzie ostrze Saracena. Ręką wskazał nieznajomemu drogę.

- Winnyś wiedzieć, że złe to miejsce dla ludzi z twych stron. Szaleństwo księcia sprowadziło śmierć na tobie podobnym. Ciebie też dosięgnie, jeśliś na tyle głupi by nie uciekać z tej ziemi póki jeszcze możesz.

Kiedy skończył mówić. Tak jak zniknął głos, tak i uwaga jaką obdarzył nieznaną postać. Zapragnął by odszedł, pozostawiając po sobie tętent kopyt grzmiący w oddali. Pozwalając Dantemu na powrót oddać się rozmyślamiom. Raz jeszcze skupił się na eremicie. Nie interesowały go jednak zioła i garść złota. Pojęcia nie miał jakież sekrety skrywała księga, której strzegł dla niego pośród tego odludzia.
 

Ostatnio edytowane przez Token : 16-12-2009 o 23:28.
Token jest offline