Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2009, 19:31   #6
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Chaos jest czymś pięknym... Tłum ludzi się szamotał, ktoś walczył, ktoś krzyczał... Jak zwierzęta podczas pożaru. Zawsze tak się dzieje gdy ludzie i Kainici tracą panowanie nad sytuacją, nagle przestają rozumieć o co chodzi.
Młody cygan stał oparty o balustradę i się lekko uśmiechał. Palec wskazujący lewej dłoni delikatnie gładził czerwoną róże wpiętą w koszulę. Wodził po delikatnych płatkach, badał zieloną łodygę i zatrzymywał się na kolcach. Pod leciutkim naciskiem te nie ulegały, wręcz przeciwnie odkształcały skórę palca po to by ją przebić. Kropla wampirzej krwi spłynęła powoli po łodydze i zatrzymała się na jej końcu. Zatrzymała się tylko po to by po chwili spaść na kamienie i się o nie rozbić.
Cygan westchnął patrząc na tłum ludzi. Widział podobną sytuacje z dziesięć lat temu. Ba! Sam był w jej centrum. Był wśród marynarzy i robotników portowych gdy Ci ruszyli przeciwko władzy, przeciwko za wysokim cłom i "ucisku klasowemu". I twarz cygana znowu się zmieniła pod wpływem wspomnień, smutek został zastąpiony uśmiechem. Przypomniał sobie jak mówił o równości, o powstaniu chłopstwa... Nawet najbardziej naiwny Zelota nie powinien w to uwierzyć jednak prosty lud w przypływie złości jest wstanie uwierzyć we wszystko. Szczególnie gdy prowadzi go jeden z nich. Saban pamiętał doskonalę tamtą noc, chaos, krzyki, walki uliczne, płonące statki i magazyny... Coś pięknego.
Szarlatan odwrócił się powoli i spojrzał na Nosferatu. Wyglądali jak przeciwieństwa. Niski, chorobliwie chudy mężczyzna o szarej twarzy wzbogaconej włosami w najmniej odpowiednich miejscach silnie kontrastował z młodym i przystojnym cyganem, który nijak nie przypominał wampira. Pierś cygana unosiła się w oddechu a śniada cera nijak nie przypominała spokrewnionego. Właściwie trudno było coś więcej o nim powiedzieć. Nos nie był ani za długi ani za krótki, nie przypominał ni haczykowatego nosa wiedźmy ni bulwiastego nosa bogatego kupca. Oczy o niezidentyfikowanym ciemnym kolorze niektórzy określali jako brązowe, inni jako piwne czy szare. Również ciemne włosy był z gatunku tych ni to długich ni to krótkich. Jednym słowem wyglądał jak przeciętny cygan i tak również się ubierał. Kolorowe ubrania, chusta zawiązana pod szyją...

Wzrok Sabana spoczął na szachach i stosiku monet leżącym nieopodal. Nigdy nie lubił tej gry, nigdy nie był dobrym strategiem. W życiu nie chodzi wszak o to by planować wszystko wyprzedzeniem a by odpowiednio reagować na to co przyniesie los. Bardziej od zmysłu szachisty przydawała się twarz wytrawnego karciarza.

Gdy cygan się odezwał głos miał spokojny, lekko leniwy.
-Nie martw się drogi Jokanaanie, zachowanie naszego księcia jeszcze o niczym nie świadczy a noc się nie skończyła. Nie rozstrzygajmy więc tak szybko naszego zakładu.
Cygan uświadomił sobie, że Nosferatu patrzy gdzieś ponad jego ramieniem. Odwrócił się powoli i ponownie oparł o balustradę. Parsknął śmiechem widząc głupotę jakiegoś młodego syna Kaina, który przyśpieszając swoje reakcje mordował strażników. Rzemieślnik, Zelota lub Saracen. Sądząc po bladej cerze (bo przy szybkości tamtego nie można było mówić o rozpoznaniu rysów twarzy) trzecia opcja wydawała się mało prawdopodobna.
Dobry humor jednak prysł z twarzy Sabana gdy zobaczył leżącą nieopodal Dorloes. Zakrwawiona suknia, pobladła twarz. Gdyby wampir posiadał ciągle bijące serce te by zamarło. Nikt nie lubi gdy ktoś mu psuje ulubioną zabawkę.
Wampir na dole się zatrzymał. Saban patrzył z niedowierzaniem na twarz młodzika, którego Doroles wcześniej okradła. Niedowierzanie nie trwało długo, trzeba było działać. Jednak szarlatan nie mógł sobie pozwolić na zeskoczenie na dół, to byłoby takie chaotyczne... Owszem chaos jest czymś dobrym ale gdy dzieje się wokół. Nie wolno nigdy działać pod jego wpływem.
Cygan odwrócił się i spojrzał na trędowatego, który z zaciekawieniem oglądał spektakl jaki dawał nieznajomy.
-Przekaż swojej drogiej żonie moje przeprosiny, jednak jak rozumiesz sytuacja tego wymaga... Z najwyższą przyjemnością odwiedzę Was jeszcze i przedyskutuję co też morze wyrzuciło dla naszego księcia.
Skłonił się lekko swemu gospodarzowi, odwrócił się z gracją tancerze i opierając prawą rękę o balustradę przeskoczył. Pierwsze piętro nie było jakąś trudną przeszkodą nawet dla śmiertelnika, co dopiero dla wampira. Niestety Saban skoczył dość niefortunnie i się zachwiał. Nim odzyskał równowagę zniknęła zarówno Doroloes jak i nieznajomy wampir, sądząc po nadludzkiej szybkości i sile Zelota. Na całe szczęście nie był sam. Zobaczył plecy Mihaiła, który przepychał się między ludźmi. Szybko znalazł się przy nim zręcznie lawirując wśród tłumu. Położył rękę na ramieniu młodego cygana, ten odwrócił się z ręką na nożu.
-Spokojnie. Gdzie poszli?
-W tamten zaułek.
Razem pobiegli w kierunku w którym znikła ich towarzyszka i nieznany Brujah.

Zaułki Ferrolu przypominały istny labirynt. Szansa na znalezienie kogokolwiek była niewielka. Tak też dwóch cyganów kręciło się przez dobrą chwilę bez rezultatu. Dopiero krzyk dobiegający z jednego z zaułków powiedział im gdzie mają się kierować. Puścili się tam biegiem, czas działał na ich niekorzyść. Przebiegli zaułek, potem drugi i wybiegli przy kościele świętego... W zasadzie Saban nie interesował patron kościół, szczególnie gdy zobaczył co się dzieje pod jego murami.
W cieniu krzyża wampir poił leżącą Doroles własną krwią. Dziewczyna próbowała się bronić ale silne ręce sprawnie jej to uniemożliwiały. Saban ocenił sytuacje w mgnieniu oka. Połączył fakty i przeszedł do działania.
-Co się tu dzieje Zeloto?
Wampir (sądząc po karnaci włoch) nie mówiąc nic spojrzał na obu cyganów z uwagą. Saban z nie mniejszą uwagą zauważył, że nieznajomy trzyma sztylet o wąskim ostrzu.
-Ta kobieta została ciężko raniona w zamieszkach. Uratowałem ja z tumultu i wyrwałem z objęć śmierci.
Po sekundzie dodał ściszonym głosem:
-Wywarłem tez zemstę...
Cygan skinął głową, mężczyzna wydawał mu się jeszcze rozgorączkowany walką. Saban najchętniej przyjrzałby się Doroloes ale dziewczyna była prawie całkowicie zasłonięta przez barczystego syna Kaina.
-Jestem za to wdzięczny ale ta kobieta została nakarmiona już wcześniej krwią dziecka Kaina. Wiesz co to oznacza?
-Należała do Ciebie?
Włoch zmarszczył brwi i ze zdziwieniem spojrzał na leżącą kobietę. Wstał przy okazji, dzięki czemu cygan mógł zobaczyć w jakim stanie znajduje się tancerkę. Krwawa plama na sukni nie wróżyła za dobrze.
-Piekło i szatani! Nie wiedziałem...
Cygan skinął powoli głową.
-Wiem o tym. Jestem wdzięczny za okazaną jej pomoc i nie chowam urazy. Grzech popełniony nieświadomie nie jest grzechem.
Młody Włoch skłonił się lekko.
-Wdzięczny ci jestem, lecz od swych czynów odżegnywać się nie miałem zamiaru. Wierze, ze będzie żyć dzięki temu co ode mnie otrzymała. Lecz i tak będzie potrzebna jej pomoc i opieka, mam nadzieje ze tej jej nie odmówisz.
Cygan podszedł do kobiety, plama krwi w okolicy podołka wskazywała jasno na naturę obrażeń.
-Poroniła?
Cichy szept cygana był pełen niedowierzania, nie przypuszczał, że dziewczyna jest w ciąży.
-Nasza krew może jej nie wystarczyć.
Szarlatan wyglądał na zasmuconego i zrezygnowanego.
-Bóg dal, Bóg zabrał...
Zaraz po sentencji Zelota zaklął coś po włosku.
-Psy nie ludzie! Kim byli ci złoczyńcy, którzy ja napadli?
Cygan uznał, że pytanie Brujaha może poczekać.
-Znam kogoś kto jej może pomóc. Poczekaj chwilę Zeloto.
Odwrócił się do swego towarzysza, który do tej pory stał i niepewnie przyglądał się dwójce wampirów.
-Mihai, pobiegniesz teraz go gospody i poprosisz moich przyjaciół by posłai po panią Grazianne.
Cygna skinął głową i odbiegł. Saban przykucnął przy tancerce. Gdy się odezwał jego cichy głos emanował spokojem.
-Doroloes. Spokojnie. Jestem tu. Zabiorę Ciebie do lekarza. Najlepszego.
Nie odwracając się odpowiedział Włochowi.
-Strażnicy. Książę zamknął miasto i port.
Zelota syknął z cicha i rzekł do cygana:
-Nie będę już się wtrącał w sprawy wasze i tego miasta. Chce jedynie jeszcze odzyskać jedynie list jaki mi zabrała i ruszam do gospody.
Cygan powoli podłożył rękę pod plecy roniącej kobiety a drugą pod kolana. Podniósł ją ostrożnie. Lata praktyki podczas, której był stawiany w różnych sytuacjach sprawiły, że nie zdradził się przed Włochem żadnym ruchem.
-Jestem jednak Tobie Zeloto coś winny. Pozwolisz, że się odwdzięczę? Muszę Ciebie również prosić o wybaczenie ale nie będę teraz szukał Twego listu. Jeśli chcesz możesz udać się z nami ale nie będę tracił czasu gdy jest zagrożone jej życie.
-A niech to wszystkie morskie demony rozedrą... Mam przed sobą wszystkie noce tego świata, wiec prowadź i pozwoli, że ci pomogę...
Cygan skinął głową, widać było, że nawet ta drobna kobieta mu ciąży. Nie należał widocznie do najsilniejszych. Ostrożnie przekazał kobietę Włochowi.
-Narobiłeś Zeloto dużego ambarasu. Książę bez wątpienia zaprosi Ciebie na rozmowę. Pozwolisz, że w ramach rekompensaty będę Ci towarzyszył? Znam się księcia i może będę wstanie Ci pomóc. Nikt nie lubi gdy nieznajomy morduje mu ludzi i przeszkadza w wykonywaniu rozkazów.
-Gdy wysyła się bezmyślnych siepaczy miedzy ludzi, należy liczyć się z ofiarami...
Nastała chwila ciszy, którą zdecydował przerwać Brujah.
-Pierwej jednak chce spotkać się z kobieta, do której adresowany był mój list. Zwie się Salome i jeśli nic nie zmieniło się przez ostatnie lata, posiada w tym miesicie gospodę...
Cygan skinął głową.
-Gdy zaczęło się to pożałowania godne zajście właśnie gościłem u niej i u jej męża. Tak więc po drodze nam. Co sprowadza włoskiego Zelote do naszego miasta jeśli można wiedzieć?
Saban nie dał jednak szans na odpowiedź dla swego rozmówcy.
-Ach! Wybacz ten nietakt. Zwę się Saban i zajmuję się... Właściwie to zajmuję się odpoczynkiem i zabawianiem swoją obecnością wielkich tego małego świata jakim jest Ferrol.
-Giordano di Strazza.
Blade usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Sprowadza mnie tu głód świata i potrzeba wypełnienia swej nieśmiertelności treścią. Szukam właściwych pytań do zadania, a gdy je znajdę pewnikiem zapragnę poznać odpowiedzi...
Cygan roześmiał się przyjaźnie i w ten sam sposób spojrzał na Zelote.
-Czyżby Salome znała treść tych pytań?
- Kto wie gdzie można znaleźć pytania? Szukam wszędzie pełen nadziei, ze je odnajdę.
-Znam w tym mieście wiele osób. Jeśli mógłbym pomóc...
Giordano roześmiał się i rzekł:
- W poszukiwaniu pytan najwazniejsze jest to... By odnalezc je samemu.
-Samemu... Samemu...
Szarlatan chwilę smakował słowo.
-Nie zawsze. Czasem ktoś musi Ci pomóc. Wskazać drogę...
-Z całym szacunkiem...
Włoch przez dłuższą chwilę mierzył go wzrokiem.
-Czy sadzisz, ze jestem na tyle naiwny by za przewodnika wybierać jednego z oszustów? Zaprawdę wole przejść ta drogę samemu, niźli podążać za iluzjami.
Saban pokręcił głową.
-Nie Giordano. Sądzę, że nie jesteś naiwny i dlatego wybierzesz odpowiedniego przewodnika. Ponieważ pozory mogą mylić a stereotypy okazać się kłamstwem. Myślę, że niedługo się przekonasz kogo lepiej wybrać na przewodnika. Ravnosa niezamieszanego w politykę miasta czy kogoś kto już stoi po jednej ze stron barykady i się jej usilnie trzyma. Bo nikt nie da sobie rady w pojedynkę i każdy potrzebuje przewodnika. A już niedługo się przekonasz czy warto stosować się do moich rad. Bo znając naszego impulsywnego księcia jeszcze tej nocy staniesz przed jego obliczem. Kwestia czy sam czy z przewodnikiem, który pomoże Ci uniknąć losu biednego Celestina...
-Zobaczymy...
Saban uśmiechnął się, wiedział, ze Włoch niedługo przekona się kogo lepiej obrać na przewodnika. Milczeli aż do gospody, co zresztą długo nie trwało, jeden z zaułków wychodził wprost na port a tym samym przybytek trędowatych. Walki ciągle trwali a ktoś mógł zapamiętać Zelote, do tego plamy krwi budziły niezdrowe zainteresowanie. Saban skupił się by je zamaskować oraz zmienić wygląd swego towarzysza i Doroloes.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 18-12-2009 o 14:56.
Szarlej jest offline