Adrian odruchowo ścisnął mocniej psa i rzucił spojrzenie na Lucjana. Pies był taki jak zawsze, ekspresywny w swoich zachowaniach, wylewny i o wielkim dystansie do świata. Hermetyk przez swe Przebudzenie oraz specyficzną więź która łączyła go z duchem czuł jego prawdziwe ja, spokojne, mądre, stare, a zarazem goniące uciekające strzały. Lucjan gdy był psem, był właśnie psem z kreskówki, lecz kiedy był sową to też był sową z niej. Zarazem zawsze pozostawał tym samym Lucjanem, przyjacielem i opoką.
Z rozmyślań wyrwało go kolejne przejście psim językiem po twarzy. Był wystraszony, ale przy tym uczucie ulgi było wspaniałe.
-Lucjanie, czy to tak się skończy? Nic nie zrozumiem?
-Niosą Cię z nożem plecach, Ciebie bliskiego niebiosom.
Pies skomentował parafrazą pewnego wiersza. Adrian przyjął to z serdeczny uśmiechem, powstał i ruszył na spotkanie z Stillerem. Wciąż o wiele bardziej przeżywał rozmoe z Szamesem niżeli sen. Sen go tylko niepokoił, rozmowa rodziła kolejne pytania, a człowiek najbardziej boi się nieznanego. Pytanie więc było kwintesencją strachu, skrystalizowaną aby nadać nienazwanemu formę, właśnie poprzez zapytanie o nie. I w tym Adrian upatrywał Wstąpienie – w oświeconym poznaniu, wiedzy objawionej. Na spotkaniu milczał. Wsłuchiwał się w każe słowo aby je zrozumieć. Nie milczał natomiast Lucjan.
-Możemy sobie pomóc, przy czym my możemy lub nie możemy. Ty masz natomiast potrzebę czyjejś pomocy.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |