Kolejny magiczny pocisk był dla wycofującego się powoli Stormaka zaskoczeniem. Gdy magiczna kula uderzyła go w plecy, Stormak wejrzał przez ramię mocno zdziwiony. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Z resztą z takiej odległości nikt nie miał prawa tego zaskoczenia dostrzec. -
Psia twoja m...- nie dokończył, gdyż poczuł mocny ucisk pod żebrami. Niespodziewanie drewniany bełt trafił brodacza pozbawiając go na chwilę tchu i koncentracji. Czarodziej lekko opuścił tor lotu. Czuł jak jego krew spływa po popalonej pelerynie. "
Jebani farciarze..." pomyślał, próbując zapomnieć o bólu. Serce biło jak szalone. Adrenalina spowodowana walką mocno go podnieciła. Obrażenia jakich doznał niestety prędko ostudziły jego dalszą chęć do bitki. Miał przy sobie jeszcze dwa zaklęcia na zwojach, których w żadnym wypadku nie miał zamiaru używać, oraz kilka czarów które sam mógł rzucić.
***
-
Tato! Boli!- krzyknął młody Stormak, gdy na jego ramieniu pojawiła się krwista bruzda. Krasnolud walczył z ojcem. Walczył w ramach nauk, nie by zrobić mu krzywdę.
-
Nie pierdol! To tylko mała ranka! Nawet twoja matka nie narzeka jak Ty!- zrugał potomka wojownik. Stormak zmarszczył czoło, zmrużył oczy i ścisnął topór a następnie skoczył do przodu nacierając na ojca.
***
-
Co jest kurwa?!- krzyknął, gdy dosłownie dwie stopy obok świsnęła armatnia kula wystrzelona z galeonu. Brodacz otwarł szeroko oczy. Na jego twarzy zatrzymał się gorący podmuch, który armatnia kula niczym kometa ciągnęła za sobą. -
Popierdoleńcy! Tak jest jak się większość życia przebywa na okręcie z dala od prawdziwego mięsa, miast i chędożenia!- skomentował idiotyczny pomysł załogi okrętu, który przed kilkoma chwilami wystrzelił z dział. Brodacz prędko jednak doszedł do siebie i spojrzał na gniewnie wypatrującego go Woothersa.
"Teraz albo nigdy..." pomyślał w duchu, po czym raz jeszcze rozłożył ręce i wykonał nimi (z niemałym trudem) serię skomplikowanych gestów. Postanowił skorzystać z dobrodziejstw tego samego zaklęcia, którym jego poczęstowano. Woothers był bardziej doświadczony, gdyż potrafił wywołać aż trzy magiczne pociski. Na jego nieszczęście tylko jeden skierował w krasnoluda. Stormak nie miał zamiaru popełnić tego błędu i błyskawicznie wystrzelił swe dwie srebrzyste kule w kierunku zaklinacza. Oba pociski śmignęły w powietrzu i
uderzyły czarokletę w pierś. Mężczyzna upadł na plecy z impetem tracąc przytomność. -
Pierdol się!- warknął. W tym samym czasie blado-pomarańczowa galareta z piekieł ospale odwróciła się do tyłu i ujrzała Viversa. Stwór dwukrotnie zamachnął się chaotycznie w stronę wojaka, jednakże mąż był bardziej gibki i zwinny i niestety udało mu się uniknąć próby zaatakowania. -
Geruguregu!- ryknął bezmyślny czart prąc powoli w przód, chcąc zmniejszyć zasięg między sobą a Viversem.